Tak jak dzień wcześniej zapowiadał Shannon,
następnego dnia od południa siedzieli w jednej z rozgłośni radiowych,
udzielając wywiadów dla kilkunastu stacji. Dlatego kiedy się obudziłam nikogo
przy mnie nie było. Pierwsze co przyszło mi do głowy to myśl, że ostatnie 48
godzin były tylko snem. Że wcale nie opuściłam Nowego Yorku na dobre, nie
ukończyłam studiów i po raz kolejny nie przejechałam z Shannonem wzdłuż kraju,
żeby zostać w Los Angeles. Lekko przestraszona podniosłam się z miękkiej
poduszki, owiniętej szarą satyną. Ale mój strach szybko ustąpił miejsca faktom:
w pokoju unosił się zapach typowy tylko dla jednej osoby na świecie, a na pewno
jedynej, którą znałam. Rozejrzałam się po znajomym mi pokoju i z uśmiechem na
twarzy opadłam z powrotem na materac. Okryłam głowę kołdrą i zaczęłam rzucać
się na łóżku, krzycząc coś
niezrozumiałego w pościel, dając upust swojemu szczęściu.
Kiedy wstałam było koło trzynastej i nie wiedziałam,
co mogłabym przez ten czas zrobić. Najpierw zeszłam na dół i przekonałam się,
że jestem w Labie całkowicie sama, zwłaszcza, że była niedziela, co tylko
potwierdzało moją teorię. Udałam się do kuchni i zaparzyłam kawę w chyba
największym kubku jaki kiedykolwiek widziałam i domyśliłam się, że należał do
mojego narzeczonego. Upiłam pierwszy łyk i zamknęłam oczy, owijając palce wokół
szklanego naczynia. Przeszłam do salonu i otworzyłam duże, szklane drzwi,
wpuszczając promyki słońca i ciepłe, czerwcowe powietrze do środka. Kolejny raz
zatopiłam usta w ciemnym płynie i oblizałam je ze smakiem. Przez chwilę
spoglądałam na duży ogród, rozglądając się dookoła. Cała posesja osłonięta była
wysokim murem, który zakrywały wysokie drzewa, sprawiając to miejsce jeszcze
przyjemniejszym. Kiedy wypiłam pierwszą porcje kawy tego dnia wróciłam na górę
i wzięłam szybki prysznic. Starannie umyłam włosy i pozostawiając je mokre
wygrzebałam z walizki czarną, długą do kostek, zwiewną spódnicę. Dobrałam do
tego białą bokserkę i brązowy, cienki pasek. Długie włosy co chwilę opadały mi
na oczy więc założyłam ulubioną opaskę na cienkim, brązowym pasku. Dopiero po
tym wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam jedno nieodebrane połączenie. To Jonni
próbowała się ze mną skontaktować, więc zeszłam na dół i rozkładając się na
wygodnej, skórzanej kanapie, oddzwoniłam do przyjaciółki. Przegadałyśmy ponad
godzinę, ale musiałyśmy skończyć, kiedy w tle usłyszałam jak Joel ‘kłóci’ się z
Kailem. Kazałam ucałować każdego z nich, a Jo jak nigdy obiecała, że zrobi to,
o co prosiłam.
Dziwnie czułam się sama w dużym domu, którego okna
sięgały do ziemi, pozwalając na obserwację ogrodu od każdej strony.
Postanowiłam dodać sobie trochę otuchy i podeszłam do –jak mi się wydawało-
zwykłego radio, jednak kiedy byłam bliżej okazało się, że się myliłam. Przede
mną stał jakiś duży panel, a jego obsługa była bardziej skomplikowana niż
sądziłam. Po kilku długich minutach wreszcie rozpracowałam dziwny sprzęt i z
głośników rozbrzmiały głośne dźwięki gitary elektrycznej. Spojrzałam na płyty
ułożone obok i zobaczyłam cały zbiór. Począwszy od klasyk rocka, przez Indie
rocka do najnowszej alternatywy. Od razu spodobała mi się ta kolekcja, więc bez
zastanowienia wybrałam płytę Pink Floyd, która powitała mnie znanymi
kawałkami. Wróciłam na górę po swojego laptopa i książkę, lecz nie mogłam
znaleźć ładowarki do telefonu, więc pozwoliłam sobie pogrzebać po szafkach.
Zdziwiłam się, że jedna szuflada może pomieścić tyle różnych rzeczy. Pałeczki
do perkusji, kilka płyt, pełno teczek i papierów i paczka prezerwatyw. Po
takiej zawartości pierwszej szafki bałam się otwierać drugiej, ale nadeszła
chwila bohaterstwa i pociągnęłam za uchwyt. To miejsce różniło się od
poprzedniego. Wszystko było tu poukładane, a mówiąc wszystko mam na myśli
klasery ze zdjęciami, dwa aparaty cyfrowe i polaroid. Nie wiedziałam, że to lubił
i patrząc na ten profesjonalny sprzęt pomyślałam, że musiał się tym zajmować na
poważniej. Wzięłam do ręki jeden klaser i ułożyłam się na łóżku. Zobaczyłam
parę czarno- białych fotografii, ale kiedy kartkowałam dalej pojawiały się już
kolorowe. Przeważnie były to zdjęcia zespołu sprzed parunastu lat. Każdy z nich
wyglądał tak śmiesznie, młodo i beztrosko. Naprawdę dobrze się bawiłam
oglądając młodość swoich przyjaciół i kilka razy wybuchłam śmiechem na widok
niektórych fryzur. Po kilkunastu minutach odłożyłam klaser na miejsce i zajęłam
się polaroidem. Nie wyglądał na bardzo stary ale pewnie przedstawiał dużą
wartość. Zobaczyłam, że w środku jest klisza, więc uniosłam go nad siebie, obracając
obiektyw w moją stronę. Po chwili trzymałam w ręce małe zdjęcie, z którego
uśmiechała się do mnie radosna brunetka. Odłożyłam aparat na miejsce, po czym
na odwrocie dwukolorowej fotografii napisałam datę i zwykłe:
Mojemu
Shannonowi- 'boskiemu perkusiście'
Alex.
Wrzuciłam zdjęcie do swojej walizki i postanawiam,
że podrzucę je Shannonowi już w naszym mieszkaniu. Zeszłam na dół decydując się
na lunch, bo ostatnie co zjadłam to batonik energetyczny na wczorajszą kolację.
Po kilkunastu minutach kołysałam się w kuchni w rytm kolejnego kawałka, kiedy
do domu wparował zespół, śmiejąc się na głos.
-Ho, ho! Kogo widzą moje piękne oczy? Panna Leto w
mojej dziedzinie! - zaśmiał się Tomo, podchodząc do mnie.
-Uczeń przerósł mistrza, mój drogi - uśmiechnęłam
się i po chwili przytulałam z brodatym przyjacielem.
-A dla mnie co przyszykowałaś? - spytał Jared,
zaglądając na patelnię.
-Ty masz wodę w lodówce...
-Której w dalszym ciągu mi nie odkupiłaś -
wymamrotał pod nosem.
-Kupię, kupię! - zadeklarowałam, uderzając go w
dłonie, bo podebrał mi warzyw z talerza.
-Jaaasne - krzyknął z oddali, rzucając się na fotel.
-Cześć księżniczko - podszedł do mnie Shannon i dał
buziaka w szyję, stojąc za mną.
-Hej - podniosłam na niego wzrok - Jak wywiady?
-Jak zawsze - odpowiedział szybko, nie przejmując
się tym. -Co robiłaś? - złapał butelkę soku, opróżniając całą jednym łykiem.
-Nic specjalnego. Niedawno wstałam, porozmawiałam z
Jonni i zeszłam na dół - odpowiedziałam, nakładając ciepłe warzywa z makaronem
na talerz.
-Pięknie dzisiaj wyglądasz.
-Uwielbiam, kiedy tak ściemniasz - zaśmiałam się.
-Dobry jest, co? - w rozmowę wetknął się Jared,
kiedy siedziałam z jedzeniem w salonie.
-Nawet czasami jestem bliska mu wierzyć.
-Najlepszy perkusista na świecie i do tego wspaniały
aktor, gdzie wyście mnie znaleźli?
-Sam się przypałętałeś - odpowiedział Tomo, który
wrócił z ogrodu.
-E, brodaty! - zwrócił się starszy brat - Nie bądź
taki zabawny, bo przypominam Ci, że to Ty koczowałeś pod naszymi drzwiami parę
dni.
-Marzenia - rzucił Tomo, po czym zniknął w odmętach
spiżarni.
-Co dzisiaj robimy? - spytał Shannon, wciskając się
w drugi fotel.
-Zamierzałam poszperać trochę w Internecie o
lokalnych kancelariach, muszę powysyłać wnioski o aplikację do każdej
kancelarii w tym mieście.
-Okej, przebijam! Jedziemy na wycieczkę - uśmiechnął
się, rozkładając nogi przed siebie.
-Super, zabierzecie mnie ze sobą? - Jared udawał
sztuczne zainteresowanie, co Shannon wyśmiał.
-Oczywiście…
-Że nie - dokończyłam, zgodnie z myślą chłopaka.
-Mógłbyś zrobić zakupy, lodówka jest pusta - zaproponowałam, kończąc posiłek.
-Jasne, i umyje wszystkim auta, po czym wywoskuję je
własną małżowiną z uszu!
-Ale z Ciebie poeta, powinieneś tego użyć w kolejnej
piosence - wstałam i przechodząc obok jego fotela, zmierzwiłam mu włosy.
-Do wszystkich Alex w domu: za dziesięć minut
zbiórka przed domem - oświadczył Shannon, zamykając na kanapie oczy.
-Spokojnie zdążysz się zdrzemnąć - zaśmiałam się i
poleciałam na górę. Wysuszyłam włosy i lekko je podniosłam, używając pianki.
Nałożyłam też delikatny makijaż, a na stopy wsunęłam brązowe sandałki na
cienkich paskach. W rękę złapałam jeansową kurtkę i w efekcie na dole byłam po
jakiś dwudziestu minutach.
-Dzięki, miałaś rację z tą drzemką – powiedział
zirytowany Shannon, który podpierał się o budynek domu.
-Nie bądź zły, ostrzegałam - podeszłam do niego i
założyłam swoje ciemne okulary.
-Spóźnienie to Twoje drugie imię.
-Raczej trzecie. Poprzednie to łaskawaipełnamiłosierdzia.
-Jak Ty mnie denerwujesz... - wysapał Shannon,
zaciskając zęby. Przytaknęłam tylko bawiąc się bransoletką od niego, a on w
pewnej chwili zaatakował moje usta swoimi. Chciałam zachować powagę, ale
okazało się, że to ponad moje siły. Nie potrafiłam przestać się śmiać prosto w
usta chłopaka, na co zareagował tym samym.
-Zdecydowanie za mało Cię denerwuję - opanowałam
się, chociaż moja klatka piersiowa dalej co chwilę podskakiwała.
-Zdecydowanie - podszedł do drzwi pasażera i
otworzył je przede mną, wykonując szarmancki gest.
*
-Nie, jeszcze nie... - odpowiedziałam, kiedy Shannon
zapytał, czy znaleźli się już kupcy na dom w Richmond.
-Może to lepiej - powiedział - To jest jednak Twój
dom, dobrze byłoby, gdybyś go zostawiła.
-Może tak, ale na razie jestem bezrobotna i raczej
szybko tego nie zmienię. Poza tym przypominam, że kupujemy mieszkanie,
kochanie.
-Wiesz, co o tym myślę. Powinienem sam zapłacić całą
kwotę.
-A Ty znasz moje zdanie na ten temat. Nie i koniec -
powiedziałam zwyczajnym tonem. Nie kłóciliśmy się, po prostu rozmawialiśmy na
sporny temat. Przed nami rozciągała się absolutnie cała panorama miasta.
Wysokie budynki, setki kilometrów krętych dróg i świecące neony. Wszystko było
pięknie oświetlone i pomyślałam, że Jared nie bez przyczyny nazywa to miejsce
'Land of a billion lights'**. Shannon zabrał mnie na wysokie wzgórze, na którym
razem siedzieliśmy. On oparty o część skały, ja między jego nogami, plecami opadając
na jego klatkę piersiową. Długa spódnica uniemożliwiała mi bardziej skomplikowane
ruchy, więc tylko podkuliłam nogi pod brodę. Obejmował mnie swoimi ramionami i
nie wiedziałam ile tak siedzieliśmy, ale nie miało to znaczenia. Ciepłe
powietrze otulało nasze połączone ciała a do nozdrzy dolatywał przyjemny zapach
rozpoczynającego się lata i perfum Shannona, który co chwilę spoglądał na
zegarek.
-Co u Jo i Kaila? Jak się ma Joel?
-W porządku, ale Jonni mówi, że chyba złapał katar,
więc teraz oprócz porozwalanych wszędzie pieluch latają też mini chusteczki i
opakowania po kroplach do nosa – zaśmiałam się.
-Przejdzie mu szybko, to mocny zawodnik.
-Mówisz?
-No pewnie, a widziałaś, jak cały czas machał
rękami? Jak podrośnie, to wujek nauczy go grać na perkusji i będzie drugim
najlepszym na świecie perkusistą! – nie widziałam, ale po głosie słyszałam, że
się uśmiechał. Dlaczego to co powiedział uznałam za urocze? Bo to przecież
było przeurocze!
-Już widzę Kaila, który widzi przed synem świetlaną
przyszłość ‘bębniarza’ – zacytowałam słowa przyjaciela.
-To całkiem dobry sposób na życie, polecam.
Koncerty, imprezy no i kobiety piszczą na Twój widok.
-Tak, ale tylko jakieś desperatki. – przedrzeźniałam
się z nim.
-Na Ciebie zadziałało. – zaśmiał się, i pomimo
mojego uderzenia w ramię, nie przestał.
-Wcale nie?
-Tak, kochanie. Kleiłaś się do mnie od początku. –
pochylił się do przodu i pocałował mnie tuż pod uchem.
-Jesteś nieznośny! – zaśmiałam się – Dobrze wiesz,
że było zupełnie inaczej.
-Oczywiście, że nie. Byłaś jak każda fanka: łzy w
oczach i galaretka w majtkach- norma.
-Nie bądź taki pewny – uniosłam głowę i widziałam
twarz swojego chłopaka do góry nogami. –Może to Tomo albo Jared tak na mnie
działali? –Shannon nie odpowiedział, tylko zaczął mnie łaskotać. Pomimo próśb,
szybko nie przestał, ale w końcu dał mi spokój, co kosztowało mnie jednego
buziaka.
-Nie wiedziałam, że taki z Ciebie negocjator.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – śmiesznie
zniżył ton.
-Na przykład tego, że lubisz fotografię? – spytałam,
a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
-To też odkryłaś? – przewrócił oczami, podczas kiedy
się usprawiedliwiałam. –Naprawdę wiesz już o mnie wszystko – przyznał, a ja
dziecinnie wyszczerzyłam zęby.
-Wcale, że nie. Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które
chciałabym wiedzieć.
-Pewnie, nie miejmy tajemnic – zrobił smutną minę,
którą wmawiałam sobie, że nie działa.
-Nie, tajemnice są dobre, o ile się nie kłamie –
podniosłam się i narzuciłam na ramiona jeansową kurtkę.
-Chcesz wracać? – brunet otrzepywał się z pyłu i
ziemi.
-Nie! – krzyknęłam i w podskokach zbliżyłam się do
niego. Shannon oglądał mnie skaczącą w spódnicy do kostek, co musiało wyglądać
komicznie.
-To bardzo dobrze – kiedy stałam już przed nim
położył swoje ręce na mojej talii = ciarki na całym ciele, a
następnie jedną ręką bawił się moimi włosami –Bo jedziemy w jeszcze jedno
miejsce.
-Gdzie? – spytałam od razu.
-Niespodzianka.
-Nie za bardzo je lubię – odpowiedziałam, ale
Shannon od razu uciszył mnie pocałunkiem. Kolejny raz poczułam jego miękkie
wargi na swoich, które delikatnie je kąsały. Lubiłam to uczucie, ale po chwili
wplotłam dłoń w jego włosy i przycisnęłam swoje usta mocniej. Shannon odrzucił
pasmo włosów, które spadało mi na oczy i łapczywie pogłębiał pocałunek, dłonią
dotykając moich pleców. Zaczęłam delikatnie pociągać za jego włosy, w środku
czując przyjemne ciepło, rozlewające się po całym ciele. W pewnym momencie
przerwał nam dzwonek telefonu Shannona. Na początku to zignorowaliśmy, ale
wreszcie brunet odebrał mówiąc, że będziemy ‘tam’ za kwadrans.
-Zapraszam, skarbie – podał mi dłoń, a ja z chęcią
ją ujęłam. Wracaliśmy do samochodu, który zostawiliśmy kilka minut drogi od
wzgórza.
-Lubię, jak jesteś taki… uroczy – powiedziałam,
uśmiechając się jak mała dziewczynka.
-Uroczy? – zaśmiał się Shannon. –Mówisz mi, że
jestem uroczy? Naprawdę Alex nikt Ci nie powiedział, że mężczyźni nie są
uroczy?
-Bzdura, oczywiście, że są! – oburzyłam się, bo
przecież mój Shannon właśnie taki był. Lubiłam go takiego, kiedy przestawał być
silnym, pewnym siebie mężczyzną i stawał się trochę sentymentalny, i może sporo
dodawałam od siebie, ale kiedy mówił do mnie skarbie, czy trzymał moją dłoń właśnie tak bym go określiła.
-Ale nie chcą o tym słyszeć. Wiesz, jak męskie ego
na tym cierpi? Cholera, Alex, jest tyle innych przymiotników, a Ty wybrałaś najbardziej
niemęski – śmiał się ze mnie, ale ja nie pojmowałam żartu.
-Niemęski, ha! – zaśmiałam się – jakie to proste.
Ale Ty jesteś kochany i uroczy i słodki i uroczy i milutki! – krzyczałam,
skacząc przed nim, a ona cały czas się śmiał.
-A Ty nienormalna – zatrzymaliśmy się, kiedy złapał
moją brodę i unosząc ją do góry złożył na moich ustach długi, siarczysty
pocałunek.
-Widzisz? – kontynuowałam, kiedy on otwierał już
auto – O takich momentach mówię.
-Zamilcz, kochanie – nie przestał się śmiać.
Po kilkunastu minutach wjechaliśmy na jedno z
mniejszych osiedli. Znajdowało się nieco na obrzeżach miasta, ale blisko niego
leżało dużo przydatnych punktów. W półkolu stały trzy nowe bloki, które miały
może po cztery pietra. Na środku, przed nimi znajdował się niewielki parking, a
wjazdu pilnował szlaban, otwierany przez portiera. Pomyślałam, że
przyjechaliśmy do jednego z zamożniejszych znajomych Shannona, i kiedy się
zatrzymaliśmy, właśnie o to spytałam.
-Zobaczysz – to wszystko, co od niego usłyszałam. W
dodatku cały czas się uśmiechał, od kiedy weszliśmy do środkowego bloku. W
pierwszym korytarzu znajdowały się tylko trzy skrzynki na listy, co bardzo mi
się spodobało- mała ilość sąsiadów, co od zawsze było problemem, kiedy
mieszkałam w Nowym Yorku. W głąb prowadziły schody z czarnego marmuru, co
bardzo mi się podobało. Cała klatka była jasna i bardzo zadbana. Weszliśmy do
windy i wjechaliśmy na najwyższe, trzecie piętro, na którym znajdowały się
tylko jedne drzwi do mieszkania. Przed nimi stał młody mężczyzna w jeansach i
śmiesznym, niebieskim swetrze. Powitał nas serdecznie, podając dłoń. Przez
chwilę szukał czegoś w swoim czarnym neseserze, więc skorzystałam z okazji i
odciągnęłam Shannona na bok.
-Co to za koleś? – spytałam, przyciszonym tonem.
-Mark – odpowiedział zadowolony, ale kiedy zobaczył
jak przewracam oczami, dodał- dozorca.
-A co my tutaj z nim robimy? Myślałam, że chcesz
odwiedzić jakiegoś kolegę.
-W pewnym sensie – znów rzucił mi krótką odpowiedź z
uśmiechem na twarzy.
-Dlaczego ciągle się uśmiechasz? – stawałam się
coraz bardziej podejrzliwa.
-Mam! – ucieszył się Mark, wkładając klucze do
zamka.
-Shannooooon – prosiłam go.
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, idziemy obejrzeć nasze
nowe, potencjalne mieszkanie.
-Proszę? – naprawdę mnie zaskoczył.
-Nie martw się, tylko oglądamy, to nic wiążącego. A
teraz chodź, i tak jestem wdzięczny Markowi, że zgodził się przyjechać o tak
późnej porze. – Znów splótł nasze palce i przepuścił mnie w progu mieszkania.
|*|
** tekst
piosenki ‘City of Angeles’
Wiem, że oprócz końcówki rozdział niewiele wnosi do 'przebiegu' historii, ale chciałam pokazać trochę relacji Shannona z Alex i mam nadzieje, że nie jest zbyt 'cukierkowa'. Dziękuję osobom, które czytają każdy rozdział i co więcej piszą mi zawsze parę słów!
dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz