sobota, 14 grudnia 2013

rozdział piąty

Bez przekonania  jadłam swoją wegetariańską kanapkę, kupioną w uczelnianym bufecie. Popijałam kawą (trzecią, a było koło południa) oczywiście nie tak perfekcyjną, jak serwowano  w bardzo brudnym ale  przytulnym lokalu- moim mieszkanku.
Do tej pory nie mogłam wyrzucić Shannona  ze swojej głowy. Po prostu wpierniczał się bezczelnie w każdą moją myśl, nie dając im spokoju.
W tak 'poukładanym' świecie trwałam przez cały lunch, nie ważne, że spędzałam go z przyjaciółmi. Tak... Jonii. Jeszcze jej nie  poinformowałam, że koleś  ze zdjęć, do których często- gęsto wrzeszczałyśmy, pocałował mnie 13h temu i że był to prawdopodobnie pocałunek mojego życia.
Na szczęście podczas zajęć udało mi się wydostać ze świata pełnego -aż do porzygu- Shannona. W końcu po coś poszłam na to prawo, w końcu po coś zaczęłam drugi semestr przedostatniego roku.
Wychodząc z windy, zaczęłam szukać kluczy od mieszkania. Przeszukałam cała torbę, ale ta złośliwa podróba była zła do szpiku szwu i okazało sięże wyleciałam rano z domu -prawie spóźniona- nie zabierając  ich ze sobą. Popołudnie  więc  zapowiadało się wesoło, zwłaszcza, że Jonii kończyła swoją  zmianę  dopiero za dwie godziny.
To chyba mój szczęśliwy  tydzień- pomyślałam, po czym wyciągnęłam telefon, który za kilka  minut i tak się rozładował.
-Cholera! -krzyknęłam głośno, tak, że echo rozniosło się po przestronnej klatce schodowej.

-Co jeszcze może pójść nie tak? -zadałam zazwyczajq mocno prowokujące los pytanie. Natychmiast otrzymałam odpowiedź, w postaci wysokiej i szczupłej sylwetki, wyłaniającej się z windy.
Bez problemu rozpoznałam w niej Kaila.
Spuściłam nisko głowę, po czym podniosłam ją szybko, posyłając mojemu towarzyszowi niepewny uśmiech.

-Cześć piękna- rzucił lekko na powitanie.

-Kail- powitałam go.

-Ja też wolę siedzieć na klatce. Rzadko wchodzę do środka- powiedziałśmiejąc się.

-Wspaniale! -powiedziałam sarkastycznie.
Zaczęliśmy się śmiać, po czym Kail usiadł obok mnie na schodku.
Przegadaliśmy chwilę, w całkiem swobodnej atmosferze. W pewnej chwili zapytał mnie o wrażenia z koncertu. Od razu się uśmiechnęłam przypominając sobie wczorajszy wieczór. W skrócie opowiedziałam Kailowi cały koncert, nie oszczędzając przy tym szczegółów i relacji własnych emocji.(minus sytuacja z boskim perkusistą) Biedny musiał tego wszystkiego wysłuchać, a kiedy skończyłam patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.

-No co? -zapytałam ciekawa jego reakcji.

-Nic- rzucił dalej się uśmiechając. -Po prostu lubię, jak się uśmiechasz.
Na te słowa lekko się zawstydziłam, ale tylko do momentu kiedy przypomniałam sobie, że słowa te wypowiedziane zostały przez czystąkurtuazję a nie podziw, no bo komu mógłby podobać się mój uśmiech,cała ja oprócz mojej Babci.

-Bardzo nieładnie Panie mecenasie- zganiłam go. -Nie wypada tak kłamać.
Następnie Kaila porwał potok słów na temat mojej urody i tego, że cały czas mówi prawdę. Chciałam na żywca zaszyć mu usta, tak, żeby czuł ból, a później nie mógł już nikogo więcej okłamywać. Nienawidzę kłamstwa, a wszystkie te dotyczące mojego wyglądu, są dla mnie wysoce destrukcyjne.

-Fajna jest? -spytałam po wysłuchaniu mojego przyjaciela.

-Kto?

-Ta dziewczyna z klubu -podpowiedziałam z udawaną uprzejmością. Na początku chyba nie wiedział o kim mówię, bo ściągnął razem czarne jak heban brwi, a dopiero później ze śmiechem powiedziałże to była tylko 'niewinna zabawa'.
-Fajny jest?- wywaliła moja podświadomość,przedrzeźniając mój głos a ja mimo usilnych starań nie znałam odpowiedzi na pytanie tej wariatki. -No, ten Shannon! Wspaniałe dłonie, usta, zapach, ciało. Przecież wiesz: boski perkusista... -wywlekała wszystkie wspomnienia z nim związane i nagle odpowiedź pojawiła się sama. Z chwilą, kiedy przypomniałam sobie o najwspanialszym pocałunku wszech czasów. NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE.

-... nic wielkiego, zresztą tak samo jak Ty i ten bębniarz. Zwykły imprezowy flirt- puścił mi oczko, ale ja jakoś nie za bardzo potrafiłam poruszać się w tym temacie tak swobodnie jak on.
Czas mijał, czas przegadany o różnych różnościach, byle nie o ostatniej imprezie Shannonie dla pewności, tylko ja unikałam tego tematu.
Wreszcie Kail wyciągnął z torby Whiskey (nie mam pojęcia po co ją ze sobą nosił... ). Zaczęliśmy się głośno śmiać, a po pół godzinie jestem pewna, że każdy nowobogacki w naszym 'apartamentowcu' słyszał nasze rechoty. Po jakimś czasie (nie wiem ile upłynęło minut, ale dobre półbutelki na pewno) zjawiła się Jonii, która dosłownie rzuciła mi mój komplet kluczy, który wzięła za mnie rano, i zamykając z powrotem windęodkrzyknęła, że leci na randkę, i że prawdopodobnie nie wróci na noc.
Ja- frajerka- nie złapałam kluczy, więc musiałam się po nie doczołgać, w czym pomógł mi najlepszy kompan na świecie! Nie obyło się bez głośnych parskóśmiechu, pomimo godzin wieczornych. Wreszcie udało mi się otworzyć  drzwi do mieszkania (po dość nieudolnych próbach) i gdy tylko się otworzyły wpadłam na ścianę w małym, ciemnym korytarzyku w środku. Kail poczłapał się za mną, i wszedł powielając moje pijackie ruchy.
Zamknęłam drzwi od środka, a kiedy tylko się odwróciłam Kail stał -po dokładnych obliczeniach- centymetr ode mnie. Po chwili trwającej w nieskończoność dotknął swoją dłonią mojej twarzy, sprawdzając jej dokładny układ. Kiedy już przestudiował rozmieszczenie moich ust, gładząc je palcem, wpił się w nie niezmiernie delikatnie, delektując się ich dotykiem. Ja zamknęłam oczy, żyjąc chwilą, i położyłam swoje dłonie na jego rozbudowanych plecach. Nie mam pojęcia ile to trwało, ale pomimo tego czasu, nasz pocałunek nie stawał się bardziej namiętny. Bez jakiejkolwiek łapczywości trwaliśmy w tym błogim stanie nie licząc się z niczym.

-Zostaniesz? -wydobyłam z siebie cichy pomruk wraz z półuśmiechem.

-Mhm- odpowiedział wpatrując się we mnie. Dotknęłam jego dłoni a następnie poprowadziłam go do mojego pokoju, gdzie całkowicie bezwstydnie zrzuciliśmy z siebie ubrania. Kail został w bokserkach i T-shircie, natomiast ja na swoją bieliznę narzuciłam za dużą koszulkę, która służyła mi za piżamę. Tak szykownie ubrani położyliśmy się koło siebie na łóżku i wtuleni niczym najlepsi kochankowie rzuciliśmy się z chęcią w objęcia Morfeusza. Nikt z nas pewnie nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń.



A tej nocy, już nie śniłam o orzechowych oczach

                                                                                                                       
|*|
Przepraszam za błędy i 'utrudnienia' związane z odczytaniem tego chłamu, ale rozdział nie jest dodawany na komputerze, lecz na przenośnym urządzeniu, i jakoś trudno zapanować mi nad tekstem. 

martyna                                                                    

2 komentarze:

  1. Omg, czy ona teraz będzie rozdarta między Shannem, a Kailem??????? Dzieje się! Ale to dobrze, lubię takie zwroty akcji. :D POZDRO, KUPO.
    PS PROSZĘ TEJ PANI PRZESYŁAĆ DATKI, BO MA MI KUPIĆ CZEKOLADĘ

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze raz usłyszę, ze to gówno, to masz w pysk. PISZ DALEJ,PISZ DALEJ (tak,wiem,ze jestes do przodu, ale i tak pisz :D ) :*

    OdpowiedzUsuń