wtorek, 17 grudnia 2013

rozdział ósmy

Szerokie, czarne spodnie, szara bluza, ciężkie buty i czarna czapka naciągnięta na głowę. To coś stało w drzwiach mojego mieszkania, a ja? Za duża bluza, (za) krótkie shorty a na głowie wielki, roztrzepany kok z burzy brązowych włosów.
Shannon uśmiechał się promiennie a ja stałam jak kretynka.

-No to wieczorna kawa - powiedział, wyciągając zza pleców dwa duże, papierowe kubki.

-Jasne, wejdź? - zaprosiłam go gestem ręki, aby wszedł do środka.Podziekował i od razu udał się do salonu. Nie zdążyłam zamknąć drzwi a on już rozsiadł się na kanapie. Widząc moją zdziwioną minę zaśmiał sięcicho.

-No co? -spytał z chytrym uśmieszkiem.

-Nic, wszystko w porządku, tylko mnie zaskoczyłeś, bo zazwyczaj niezapowiedziani goście wślizgują się do mnie między szparami w podłodze, a nie koniecznie przez drzwi. Dlatego wybacz mi moje zmieszanie - zakończyłam z wyraźną nutą ironii w głosie, a ten bystrzak załapał i rzucił na mnie pełne pogardy spojrzenie... Po czym się uśmiechnął... Czy on nie może się bez tego obejśćTo mnie dekoncentruje!

-Zawsze się tak szczerzysz? - spytałam siadając na kanapie.

-Przeważnie- kolejny głupi uśmiech na co zareagowałam głośnymśmiechem.

-Skąd wiedziałeśże jestem w domu? -zaczęłam przesłuchanie, bo coś mi tu za bardzo śmierdziało Jonii. Oczywiście, że się nie pomyliłam. Nie powiedział tego od razu, ale używając swoich sztuczek - już prawie - adwokata, wyciągnęłam to z niego bez problemu.

-Dobra, dawaj te kawy, bo zaraz tu zasnę- powiedziałam, udając znudzoną. Leto podał mi jeden, duży kubek, dotykając przy tym mojej dłoni. Od razu przypomniała mi się impreza, kiedy czułam jego duże, silne ręce na swojej talii. STOP! Szybko zabrałam od niego napój i podniosłam go, wznosząc toast za ciężko pracujących ludzi. Po łyku, dosłownie wyplułam zawartośćpapierowego kubka do małego kwiatka na stoliku. Shannon widząc to prawie nie zadławił się ze śmiechu.

-Co to jest? -spytałamocierając usta rękawem bluzy jak dziecko.

-Aż takie niedobre? Zamówiłem dwie takie same. Moja jest pyszna, dla jasności - zapewnił.

-Jasne, pewnie specjalnie mi taką wziąłeś- zrobiłam minę smutnego psiaka na co Leto usiadł koło mnie podając mi swój kubek.

-Jestem pewien, że jest pyszna, tylko po prostu się nie znasz- powiedziałkiwając głową z politowaniem.

-Ho, ho ho! Uważaj na słowa. Chyba nie wiesz, do kogo się zwracasz! Siedzi przed Tobą najlepsza baristka na Ziemi.
-Śmiem wątpić! - przedrzeźniał mnie upijająłyk tych wypocin.

-Poważnie, nigdy nie spotkasz osoby, o lepszym zmyśle kawowym!

-Zmyśle kawowym? Sama to wymyśliłaś? - zapytał śmiejąc się ze mnie w najlepsze.

-Może - powiedziałam szybko.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę, po czym postanowiliśmy urządzić małezawody. Shannon dał mi 5 minut na popisanie się swoim kunsztem. Tak więc udałam się do kuchni, przygotowując dwie, duże kawy, z kapkąkarmelu i pianką z mleka. Kiedy ten pajac ją spróbował wykrzywił twarz i powiedziałże oczywiście jego specjał jest lepszy.
Gadając o niczym, spożywając ulubione smaki i śmiejąc się jak nastolatki w wielkim przypływie 'głupawki' spędziliśmy razem ze trzy - cztery godziny.

-Kiedy wracacie do LA? - spytałam z ciekawości

-Jutro - odpowiedział i albo mi się wydawało, albo jego twarz posmutniała.
-Ale jak dobrze pamiętam, to za tydzień wracamy, mamy wystąpić w jakimś programie czy coś. Może wtedy się zobaczymy? - posłał mi tak słodki uśmiech...Cholera! Prawdopodobnie moja reakcja jest chora, a może całkowicie zrozumiała, ponieważ jeden z najprzystojniejszych mężczyzn na świecie (dane z prywatnego spisu ludności według Alex - rok obecny) siedział w moim zagraconym salonie kiedy ja wyglądałam jak parodia kobiety. TAK TAK TAK TAK TAK- właśnie to krzyczał mójuśpiony urodą Shannona, mózg jako odpowiedź na jego małą sugestię. Zamiast tego posłałam mu tylko szeroki uśmiech, podobny to tych wszystkich z tępych reklam najgorszych produktów...

Choć tak naprawdę bardzo nie chciałam, to musiałam wygonić go z domu, bo dochodziła czwarta nad ranem a ja jutro miałam naprawdę ważne zajęcia.
Pan perkusista ładnie się pożegnał, mówiąc, że następnym razem pokaże mi prawdziwy smak kawy. Oczywiście, że go wyśmiałam!

-No idź już - popychałam go, kiedy stojąc w drzwiach prześmialiśmy kolejne 10 minut.

-Dobra, dobra, nie bij mała, zła kobietko - odsunął się na krok widząc, jak moja ręka wędruje w kierunku jego ramienia.
-Zapamiętać: nie pić z Tobą kawy o czwartej nad ranem. Stajesz się troszeczkę agresywna, ale nie martw się, popracujemy nad tym - puścił mi oczko.

-Zapamiętać: nie wpuszczać Cię do domu!- krzyknęłam śmiejąc się i położyłam dłoń ja jego klatce piersiowej, chcąc go w końcu wygonićNie nie nie nie nie chciałam.On złapał mnie za nią, po czym przyciągnął do siebie. Staliśmy oddaleni od siebie o parę centymetróco tak daleko?!Shannon pewny siebie, a ja, jak mała, nieporadna dziewczynka, nie zrobiłam nic. Patrzyliśmy na siebie, oboje lekko speszeni, chociaż dla mnie Leto wyglądał jak zabójcze milion dolców. Uśmiechnął się do mnie po raz ostatni dzisiejszego wieczora, po czym obdarował pocałunkiem kącik moich ust. Odwrócił się, a po chwili zniknął w otchłani metalowego kartonu zwanego windą.
Wspaniale! On wrócił sobie spokojnie do hotelu, a mnie zostawił... ze mną, co nie oznaczało niczego dobrego. Wyobrażałam sobie, że moja głowa wygląda dokładnie tak samo jak szafka z butami. Panował tam wieczny syf, buty walały się osobno, niepoukładane a ja zawsze miałam problem z wybraniem odpowiedniej pary. No i odkąd tu zamieszkałam, jeszcze nigdy nie sprzątałam tego miejsca, bo i tak wiedziałam, że porządek zostanie tam zakłócony nie później niż za jeden dzień.

Leżąc w łóżku próbowałam poukładać sobie życie? ostatnie wydarzenia.
Kaila dalej traktowałam jak dobrego przyjaciela, ale męczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie od wczoraj wiadomo, że od dawna się we mnie podkochiwał, a ja jak totalna idiotka całowałam się z nim w najlepsze, tłumacząc się za dużą ilością whiskey. Dla mnie naprawdę nic to nie zmienia, ale on mógł pomyśleć zupełnie co innego, i już się boję konfrontacji z nim, jutro a w sumie to dzisiaj, pewnie gdzieś na uczelni.
Shannon to fajny koleś- to zdanie przyszło mi do głowy jako pierwsze. I właśnie zdałam sobie sprawęże chyba wyleczyłam się odrobinę z maniakalnej obsesji na jego punkcie. Zawsze widziałam w nim cholernie przystojnego perkusistę, ale ostatnio pojawiły się nowe okoliczności. Przede wszystkim wiedziałam, że jest śmieszny i na swój sposób inteligentny. Często irytujący, wcale nie tak zabawny jakby mu się mogło wydawać, ale to ktoś, z kim spędziłam naprawdę miło czas i chętnie bym to powtórzyła. Tylko po co mu to wszystko? On żyje wszędzie, miesiąca nie spędza w jednym miejscu, i dlaczego miałby polubić mnie? Nieładną,bardzo brzydką przeciętną studentkę, pracującą w zwykłej kawiarni? Jejku, naprawdę jestem aż taką sierotą? Cały czas staram się od tego uciec, a tu proszę, znów oferma.

Tak naprawdę marzyłam tylko o tym, żeby w spokoju zamknąć oczy i jak najlepiej wykorzystać parę godzin snu, które mi zostały. Ze słuchawkami w uszach właśnie trafiałam do krainy snów, kiedy ktoś bezczelnie mi przerwał. Sięgałam po telefon klnąc sięże od dziś znienawidzę tą biedną osobę, która zabrała mi kolejne minuty snu. Zmieniłam zdanie widząc nadawcę: Leto.
|*|
Zostawiłem czapkę :(((((((((((((((((((((
Zgłoszę się po niąŚpij dobrze Mała Alex.
|*|
martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz