wtorek, 10 grudnia 2013

rozdział drugi

Zapomniałam żyć. Autentycznie. Nie wiedziałam jak oddychać, mówić, ruszać się, kompletnie nic. Shannon kuźwa Leto stoi przede mną, jeszcze chwila a spędziłabym z nim noc.
W mojej głowie istniało tylko jedno, wielkie, dźwięczne CO?!
Uśmiechał się do mnie szelmowsko z oczyma utkwionymi w moim tępym wzroku.
-Hej, wyluzuj- wyszeptał to tak delikatnie, że słowa te przyjemnie łaskotały mnie w ucho pomimo milioooona decybeli w klubie.
Złapał mnie z powrotem w talii i zaczął prowadzić. On sam ruszał dwojgiem ciał, bo ja nie byłam jeszcze zdolna do wykonania żadnego ruchu. Dopiero po chwili, pod wpływem jego zabójczego dotyku moje ciało się rozluźniło a mózg opuściły chore myśli.
Nie wiem ile tańczyliśmy, ale zdecydowanie były to jedne z najlepszych chwil w moim życiu. W pewnym momencie Shannon ucałował moją dłoń i podziękował najwspanialszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek spotkały moje oczy.
On wrócił do swoich bębnów całkowicie się temu oddając. Zupełnie nie rozumiałam, jak w tak szybkim czasie można całkowicie poświęcić się innemu światu. Nie, chwila... Dokładnie wiedziałam jakie to uczucie. Właśnie tego doświadczyłam, i to właśnie za sprawą tego zwierzęcia za perkusją.
Podeszłam do naszego stolika, gdzie (o dziwo) siedziała Jonni z paroma innymi znajomymi. Odciągnęłam ją na bok i w jak największym skrócie opowiedziałam, co się właśnie wydarzyło. Oczywiście nie obyło się bez licznych epitetów.
Na nazwisko Leto, moja przyjaciółka otworzyła szeroko usta a jej oczy szczególnie się nie odróżniały od takiego ułożenia. Zaczęła się rozglądać dookoła, szukając gdzieś bohatera mojej opowieści. Po burzliwych rozmowach postanowiłyśmy potraktować to 'tylko' jako jedną z zajebistych rzeczy w naszym życiu i bawić się dalej, bo przecież było ledwo po trzeciej.
Wróciłyśmy na parkiet (zbiegiem okoliczności było, że moja przyjaciółka wypychała nas za każdym razem bliżej podestu, gdzie byli Dje).
Chyba nikt w klubie nie bawił się tak jak my. Razem z Jonni szalałyśmy w najlepsze. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok Shannona. Kilka razy nasze wzroki się zetknęły i za każdym razem na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Postanowiłam troszkę się pobawić i poflirtować z gwiazda rocka. Kilka razy puściłam mu oczko, przegryzłam ostentacyjnie wargę. Nie wiem czemu, ale te szczeniackie zabawy sprawiły mi dużo radości.
Wreszcie podszedł do mnie Kail i dosłownie p.o.r.w.a.ł do tańca. Jonii, która od zawsze próbowała nas swatać od razu usunęła się z pola widzenia. Z Kailem nie można było się źle bawić. Nie dość, że wspaniale tańczył, to jeszcze był przezabawny. Ale nawet wygłupiając się z nim, nie zapomniałam o chwili z Shannonem.
Oboje z Kailem trochę już wypiliśmy. No dobra, całkiem sporo.
Nagle podeszła do niego jakaś dziewczyna (halo, gdzie ona ma ubranie? a... to jest właśnie jej odzienie... ) i zaczęła wokół niego tańczyć. Postanowiłam ich zostawić, bo widać wspaniale się bawili.
Usiadłam przy barze obok, chcąc chwilę odpocząć. Zobaczyłam, jak pod ścianą Jonii obściskuje się z jakimś kolesiem. Tak, znowu poczułam się jak gówno, które jest do niczego niepotrzebne. Zamówiłam lampkę whiskey, którą bez trudu opróżniłam. Kiedy się obróciłam zobaczyłam, że nie tylko moja przyjaciółka ma nowego znajomego. Mój Kail leciał w ślinę z pół- nagą dziewczyną. Raczej dziewczynką, bo miała maksymalnie 17 lat. Czułam, że alkohol pokonał ostatki zdrowego rozsądku. Ta przegrana walka mogła mieć dwa skutki: 1. zarzygać się 2. zrobić coś głupiego i znając mnie żenującego.
'Dwójkę, wybierz dwójkę'- chodziło mi po głowie. Nie bez powodu, bo to co zrobiłam później przeszło nawet moje zdolności (a często dawały swój popis).
Pod wpływem głupigo impulsu weszłam na stanowisko Dja, następnie podeszłam do Shannona i usiadłam mu na kolanach. Zdezorientowany nie wiedział co robić, ale poczułam, że jego 'dolny doradca' dokładnie wiedział. Przez kilkanaście sekund wpatrywałam się w jego niesamowite, orzechowe oczy, które tak często widywałam na zdjęciach. Bez zbędnych wstępów zaczęłam go namiętnie całować. Shannon nie pozostał mi dłużny i już po chwili ludzie z całego klubu widzieli dwójkę obściskujących się kochanków, których połączyła namiętność.
Zdziwiona słyszałam, jak obcy ludzie skandowali moje imię:
-ALEX! ALEX! ALEX!

Przetarłam leniwie oczy, czując jak puchnie mi głowa. Nie chciałam wstawać, ale mój pęcherz nalegał. W łazience przestraszyłam się własnego odbicia. Wyglądałam dużo gorzej niż zwykle. Rozczochrane włosy, powieki brudne od czarnej kredki i starego tuszu do rzęs.
Choć była nieprzyzwoicie wczesna pora, uznałam, że kawusia dobrze mi zrobi. Poszłam więc do kuchni, gdzie spotkałam Jonii.
-Witaj księżniczko- powitała mnie promiennie, trzymając się za głowę.
-Mhmm- mruknęłam, ziewając.
-Masz na stole- rzuciła pokazując na mój ulubiony, wielki kubek, po brzegi wypełniony uwielbianą kofeiną.
-Najpierw to- dodała, podając mi... bliże nieokreślone coś.
-Co to? Wymiociny Twojego nowego kolegi? - powiedziałam z obrzydzeniem, które zresztą powodował ten płyn.
-Ha. Ha. Ha. Doceń, że Ci pomagam. No, pij, widać, że masz kaca jak stad do LA. -zaśmiała się podsuwając mi te breje. Wypiłam je, ledwo ich nie zwracając poprzedniej właścicielce na twarz.
-Ble.
-Ale skuteczne ble -powiedziała dając mi całusa w policzek, wstając, żeby podać mi wyczekiwaną przeze mnie kawę. Kiedy tylko poczułam jej wspaniały aromat od razu było mi lepiej.
-A gdzie Twój kolega? Nie zaprosiłaś go na noc? -spytałam zdziwiona.
-Został, ale poszedł. 20:45- oświadczyła.
Siedziałyśmy i gadałyśmy o tym, jak przespałyśmy cały dzień, który miał być poświęcony oczywiście pracy na poniedziałek. Opowiedziała mi o swoim nowym przyjacielu i o dziwo moim. Tak, przybliżyła mi historię z Shannonem. Ostatnie co pamiętałam, to pocałunek na perkusji. Przy czym Jonii dopełniła tą opowiastkę pewnymi szczegółami. Na przykład tym, że gdyby nie drugi DJ, pewnie zaliczylibyśmy numerek na oczach wszystkich w klubie. Potem bezpiecznie, bez żadnych przypałów wróciłyśmy do domu, gdzie odpoczęłyśmy po zabawie.
Jeszcze raz: 'bezpiecznie, bez żadnych przypałów wróciłyśmy do domu'. CO? NIE! A jak można nazwać lizanie się z obcym kolesiem na oczach 5 tysięcy ludzi, jak nie przypałem?
Jonii widząc, jak biję się z myślami zaczęła się śmiać mówiąc, że dobrze wiem, że nie takie rzeczy już się po pijanemu robiło. Co, po dłuższym namyśle, było prawdą. Postanowiłam, że bezie to po prostu kolejna, głupia rzecz, jaka mi się przytrafiła.
Oglądając razem jakiś film, odruchowo spojrzałam na kalendarz na mojej tablicy. Niemal się wyskoczyłam z łóżka widząc, że już jutro, jutro odbędzie się koncert! Razem z tą idiotka Jonii zaczęłyśmy krzyczeć i cieszyć się, że znów zobaczymy jeden z naszych ulubionych zespołów na żywo! Ale z chwili euforii odurzył mnie uderzający fakt: co się wydarzyło wczoraj w klubie. A kiedy do tego doszła jeszcze odrobina logicznego myślenia, wszystko ułożyło się w całość: prawie wskoczyłam do łóżka Shannonowi Leto. Shannon Leto jest zajebistym perkusitą, nie innego zespołu, jak Thirty Seconds to Mars. Na ten właśnie koncert wybieram się za niecałe 24h. Był to pierwszy koncert, na którym -o ironio- miałam osobiście spotkać się z członkami zespołu, dzięki biletowi M&G...


1 komentarz:

  1. a więc tak, nie ważne, że nie potrafię nic napisać tutaj, ale prosiłaś o komentarze więc.. nie śmieje się tak jak wcześniej mówiłaś, że będzie, stara, uwierz w końcu w siebie, bo jest super! tylko chyba przez to, że znam Cię osobiście itd mam wrażenie jakby to nie była historia kogoś tam tylko jakbyś Ty to wszystko opowiadała, jakbyś czasami pisała o czymś, co dotyczyło Ciebie, taka Twoja historia, a czasami jakbyś pisała o tym, czego byś chciała, idk, tak jakoś, pewnie przez to, że Cię znam. I pewnie gdybym nie wiedziała, że to Ty pisałaś to po przeczytaniu tego już bym była pewna, że to Twoje. Ale jest fajnie, keep writing.
    Alczi.

    OdpowiedzUsuń