Jedna tabletka, druga, trzecia? Nie, muszę je oszczędzać. Coraz szybciej mi się kończą a musi mi wystarczyć na leki dla Babci. Nie mogę dopuścićdo tego, żeby zabrakło jej leków, ale ja bez swoich tez nie daje rady. Ostatnio zabrakło mi jednej, tylko jednej, małej, zielonej pigułki, przez którą cały dzieł byłam zdenerwowana, rozkojarzona i słaba. Annie to zauważyła, ale powiedziałam jej, ze źle spalam poprzedniej nocy. Serce mi pękało, kiedy musiałam ją okłamać, ale co miałam powiedzieć? : Biorę tabletki, bez których nie mogę normalnie funkcjonować dlatego, że Ty jesteś chora, dlatego że muszę się Tobą opiekować, że nie mam już sił, że wiem, że niedługo mnie zostawisz, chociaż jak byłam młodsza to obiecałaś, że nigdy tego nie zrobisz? Dlatego, że pomimo Twojej obecności czuje się kompletnie samotna? Że moje życie jest do dupy i kolejny raz spieprzyłam? Że tylko te leki, na które czasami mnie nie staćsprawiają, że czuje się względnie 'dobrze'? Do tego dochodzi jeszcze świadomość, że to ja będę musiała Cie zabić? No kurwa.
Annie leżała w łóżku po kolejnym ataku. Tym razem to mięśnie w nodze przestały pracować i upadla, bo Cie przy niej wtedy nie było.
Kolejna dawka morfiny. Od pewnego czasu była to jedyna substancja, która jej pomagała w sposób, w jaki tego potrzebowała. Czuła natychmiastową ulgę, wszystkie okropne bóle ustępowały a na jej twarzy pojawiał się 'uśmiech' ulgi, choć tak naprawdę nie widać było wyrazu bólu, co teoretycznie można uzać za radość. Wszystko to wydawało się idealnym rozwiązaniem, oczywiście oprócz tego, że każdy zastrzyk stawałsię o krok bliżej do śmiertelnej dawki.
Nadszedł koniec lipca. Powietrze było ciężkie, temperatura przewyższała normę dla Virginii o dobrych paręnaście stopni. Kolejny spokojny wieczór. Razem z Annie siedziałyśmy z tyłu domu, popijając herbaty. Kawa? Zupełnie zapomniałam o tym płynie przez ostatnie tygodnie. Nie potrzebowałam tego, przecież brałam swoje magiczne tabletki na uspokojenie (i normalne funkcjonowanie).
Rozmawiałyśmy jak dawniej, a przynajmniej każda z nas starała się tak zachowywać. Czasami nam się to udawało, niekiedy jednak po prostu nie dawałyśmy rady. Po chwili ciszy, usłyszałam niewyraźny głos Babci:
-Morfina w szafce? - zapytała spokojnie.
-Tak, jest tam gdzie zawsze. Dlaczego pytasz? Znów źle się czujesz? -zaniepokoiłam się, ale jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie.
-Nie, wszystko w porządku kochanie – mówiąc to pogładziła mnie po dłoni.
-Pewnie – powiedziałam niby spokojnie, chociaż nawet ja wystawiłabym sobie niedostateczny za gównianą grę aktorską.
-Skarbie, posłuchaj proszę uważnie – zaczęła Annie powoli, co tylko zwiastowało złe wieści – w końcu przyjdzie ten dzień... Będziemy musiały się pożegnać, nie płacz aniołku – przerwała, kiedy tylko zobaczyła łzy na moim policzku i ocierając niezdarnie pierwszą łzę, kontunuowała –wiemy, że bkiedyś to nadejdzie. Słuchając lekarzy to już prędzej, niżpóźniej. Chcę, żebyś wiedziała, że pomimo choroby, nie żałuję niczego. I dziękuję Ci, że przy mnie jesteś. Chociaż tak naprawdę, z chęcią przełożyłabym Cię przez kolano. Tyle razy Ci mówiłam, że masz się zająćsobą, swoim życiem i marzeniami, bo to one podtrzymują nas w życiu, dzięki nim chcemy jeszcze latać, aniołku. Ale Ty oczywiście wiesz swoje, i wybrałaś gnicie przy starej babie. Tak czy inaczej, musisz wiedzieć, że to ja sama wybiorę swój moment. Kiedy ten cholernik zaatakuje kolejnączęść mnie, będę wiedziała, że nie mam już o co walczyć...
-Przestań – przerwałam jej szybko, ocierając kolejną łzę.
-Kochanie, daj mi skończyć – uśmiechnęła się delikatnie po czym kontynuowała – wtedy poproszę Cię o zastrzyk. Wiem, że jestem najgorszą osobą na świecie, ale mam tylko Ciebie słoneczko i tylko Ty możesz mi pomóc.
-Babciu... - zaczęłam łamiącym się głosem.
-Nie zrobisz mi zwykłego zastrzyku. Odmierzysz mi dawkę... śmiertelną. Cholera, jakbym usłyszała to w jakimś filmie, od razu bym przełączyła. Tylko powiedz, proszę, że to dla mnie zrobisz – powiedziała spokojnie.
-Nie, oczywiście, że nie – zaprzeczyłam, bez chwili zastanowienia.
-Skarbie, wiem, że to jedyne, co możesz mi teraz powiedzieć. Ale ja to wszystko przemyślałam. Tak naprawdę myślę o tym od kiedy musiałaśze mną zamieszkać. Kiedy wiedziałam,że nie mogę już żyćsamodzielnie. Wiem, że mnie kochasz, i wiem, że to dla mnie zrobisz, po prostu to przemyśl – powiedziała, po czym ucałowała moją dłoń i jużwiedziałam, że temat się skończył.
Położyłam Annie spać, podając jej jak na tacy gamę lekarstw, po czym w swojej sypialni, przyjęłam własną, zbawienną dawkę.
27 Lipiec,
Znów okropnie potraktowałam Jonni. Przyjechała dzisiaj, a ja nie licząc się z jej uczuciami byłam zimną i wredną suką. Ona potulnie to znosiła wiedząc, w jakim jestem stanie, próbując zrozumieć całą sytuację. Ale to właśnie doprowadzało mnie do szału. Każde: 'współczuję' albo 'rozumiem' albo 'tak mi przykro'. NIKT nie wiedział co przechodziłam więc po jaką cholerę grają takich zatroskanych i mądrych?!
Przeszukałam całą szafkę. Nigdzie ani jednej tabletki. Jednej, cholernej pigułki. Znów dopuściłam do tego, że ich zabrakło? Cholera! Jestem taka nieodpowiedzialna. Przecież to druga najważniejsza rzecz w moim życiu, a zapomniałam o niej? Shit! Jutro będę mogła mieć kolejne, śliczne, idealnie prostokątne, zielone opakowania z maleńkimi cudeńkami wśrodku, ale co teraz?
Zaczęło kręcić mi się w głowie, słyszałam głos Annie, mówiący o 'śmiertelnej dawce'. Było mi słabo, zbiegłam na dół, ledwo trzymając sięschodowej poręczy. Nerwowo łapałam się za włosy, zaciskałam powieki... kompletnie nie wiedziałam, co się ze mną działo. Wybiegłam na podwórko, zaczęłam biegać po trawie bez opamiętania. Pamiętam, że upadłam i nie miałam już siły się podnieść. Musiałam już tam zasnąć, bo obudziłam się gdzieś w środku nocy, przerażona słowami Babci sprzed kilku godzin : 'Śmiertelna dawka' nie dawały mi spokoju. Prawdopodobnie wypowiedzenie tych słów, za każdym razem będzie wzbudzało we mnie paniczny strach... przed samą sobą. Nie - pomyślałam – nigdy jej tego nie zrobię. Nie pomogę jej umrzeć.
|*|
Łup! Cóż za dramaturgia, nie sądzicie? Tragedia.
Gdzie Shannon? - zapytacie? Przecież to o nim miało być ff, a nie o jakiejś nieudaczniczce! - powiecie. Nie martwcie się, Leto (uwaga spojler: będzie) ale czy na długo? You never know!
Żegam się, dodając na koniec szeroki uśmiech i podziękowania każdej parze oczu, która to czyta :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz