Któryś
tam Sierpień,
Piątek
- cztery dni temu – pomogłam? Tak sobie powtarzam, żeby nie
oszaleć z samą sobą. Średnio mi to wychodzi.
Przesypiam
całe dnie.
Nie
jadłam od paru dni.
Zapomniałam
jak smakuje kawa.
Nie
odczuwam żadnych potrzeb fizjologicznych. WSZYSTKO, co czuję to
NIC. Może, przy odrobinie szczęścia, za niedługo zniknę z
powierzchni i nikt nawet tego nie zauważy. A mój największy
problem – wstanie z łóżka i pójście do łazienki –
nie będzie mi już przeszkadzał w mojej (dość) destrukcyjnej
egzystencji.
Nie
chcę żyć nie chcę żyć nie chcę żyć nie chcę kurwa żyć..
Co
daje mi do tego prawo? To samo, które pozwoliło jej odejść
(wraz z moim okrucieństwem względem niej)?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz