.:Shannon:.
Kolejny dzień spędzony w mieście, w którym wszystko
się zaczęło… i skończyło. Pisząc durnego smsa myślałem, że zgodzi się na choćby
jedno spotkanie, chociaż tak naprawdę nie wiedziałem co chciałem tym osiągnąć.
Maiłem świadomość tego, że ona do mnie nie wróci, ale nie mogłem znieść emocji,
które władały mną od dłuższego czasu. To, jak wyjechała nie dając mi niczego
wyjaśnić cały czas mnie dręczyło chociaż wiedziałem, że nawet gdybym wszystko
wytłumaczył, ona i tak zostałaby przy swoim z absolutną racją.
Minął ponad rok, a ja dalej nie potrafię sobie tego
wybaczyć chyba nigdy mi się to nie uda. Nawet nie umiem opisać tego, co
czułem, kiedy zobaczyłem MOJĄ Alex w kancelarii, kiedy reprezentowała
tych złamasów z EMI. Ze wszystkich osób na świecie to musiała być akurat ona.
To było jak potężny cios we wszystkie nasze wspólne wspomnienia. Przecież przez
tą aferę nie mogłem kupić jej najlepszego pierścionka, przez co czułem się jak
ofiara potwierdzając tylko swoją teorię, że nie zasług(uję)iwałem na Alex.
Jednak kiedy za każdym razem pomyślałem o tym, że to właśnie ona odbiera nam
naszą przyszłość, marzenia i ogromne pieniądze czułem do niej żal. Znała Jareda
i Tomo prawie tak dobrze jak ja, byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi, cholera,
przecież bywała nawet na naszych koncertach! A teraz tak po prostu stoi
przeciwko nam z tymi swoimi pozakreślanymi umowami i innymi aneksami, których
nie rozumiem. Pierwszy raz poczułem, że to ja zostałem zdradzony.
.:Alex:.
Zdecydowałam i wiem, że to dobra decyzja. Boje się tego,
jak zareaguje chociaż w głębi serca wiem, że cała trójka będzie mi wdzięczna.
Nie jestem jedynie pewna sposobu, jaki wybrałam. Wiem, że rozmowa telefoniczna
i błahy sms nie są dobrym pomysłem, więc zostaje mi tylko jedno: spotkanie.
Boje się tego, bo całkowicie nie jestem pewna swojej reakcji na tego człowieka.
Chciałabym powiedzieć, że wyleczyłam się już z uczuć do niego, ale każda
komórka mojego ciała wie, że to nieprawda. Nie wiem, czy na widok zapadniętych
oczu i policzków nie zacznę płakać, a może w ogromnej chwili słabości rzucę się
w jego ramiona, niszcząc wszystko to, co budowałam przez ponad rok? Jednak to
był jedyny sposób, czuję, że jestem im to winna.
Od kilku minut siedzę w zgaszonym, ciemnym
samochodzie na parkingu jednego z lepszych hoteli w Nowym Yorku, chociaż każdy
z nich był niezwykle drogi i prestiżowy. Jutro odbędzie się ostatnia rozprawa w
sprawie złamania umowy przez zespół i sędzia wreszcie wyda ostateczny wyrok. Biorę
głęboki oddech i powoli wysiadam z auta. Uda mi się- powtarzałam w drodze przez
duży, jasny holl. W takich chwilach jak tamta jeszcze bardziej doceniałam swój
zawód. Wystarczyło, że pokazałam w recepcji wizytówkę i od razu kierują mnie do
pokoju Shannona. Kiedy windą mijam kolejne piętra, zbliżając się do tego właściwego
wyrzucam sobie w myślach, że równie dobrze mogłabym poprosić Jareda, Emmę albo
Tomo o tą krótką rozmowę, jednak nie będę się oszukiwać- chcę się z nim
zobaczyć. Wiem, że to cholernie ryzykowne, ale nic nie poradzę na to, że wciąż
coś do niego czuję. Nie wiem nawet czy to coś pozytywnego czy zupełnie
przeciwnie, jednak owa rzecz każe mi w końcu zapukać do drzwi. Czekam zaledwie
kilka chwil, jednak na moim czole zdążyła pojawić się kropelka potu. Wypuszczam
powoli ciężkie powietrze, które od dłuższego czasu zalega w moich płucach niczym kamienie i już
mam nadzieję, że go nie zastałam, kiedy drzwi lekko się uchylają. Widzę go,
znów. Zwariowałam, znów.
.:Shannon:.
Nie wierzę w to co widzę, a przecież zapas alkoholu
na dzisiejszą noc jest jeszcze nietknięty. To ona, stoi przed moim pokojem,
perfekcyjna jak zawsze. Wygląda obłędnie w długiej, ciemnej kurtce i z każdym
szczegółem, który nie jest dla mnie teraz ważny. Podoba mi się nawet ta długa
kitka prostych włosów, która zwisa od góry jej głowy. Przypomina mi obraz Alex-
zimnej prokurator, która swoimi słowami zapewnia sędziego i ławę przysięgłych o
naszej winie i pozbawia nas wszystkiego. Stoimy tak kilka chwil, żadne z nas
nie mówi nawet słowa. Pomimo tego, że jej wzrok nie wyraża żadnych emocji
zauważam malutką kropelkę potu na jej czole- pojawia się zawsze, kiedy się
denerwuje, pamiętam. Chciałbym coś powiedzieć, zrobić, ale nie mogę.
-Zrezygnowałam – słyszę jej głos, który jest
zupełnie inny od tego, jakim witała mnie każdego ranka z uśmiechem na twarzy. Ile
bym dał, żeby przeżyć to choćby jeszcze jeden raz. Po kilku sekundach chyba
dostrzega moje zdziwienie na twarzy i dodaje: -Oddałam tą sprawę, już jej nie
prowadzę, nie mogę. – Kończy cicho, głośno przełykając ślinę. Alex spogląda na
nerwowo plecione przez siebie dłonie a ja znów myślę o tym jak wiele straciłem,
pozwalając jej odejść. Wiem, że to ona dawała mi szczęście. Prawdziwe poczucie
szczęścia, nie adrenalina którą czułem przed każdym koncertem, która błędnie
zastępowała mi definicję tego słowa. To Alex każdym słowem czy uśmiechem
sprawiała, że czułem się dobrze z samym sobą. Otrząsam się po chwili, nie chcąc
kolejny raz wprawiać się w okropne poczucie straty, które czuję każdego dnia
poprzez cholerną pustkę.
-Dziękuję… za całą naszą trójkę – mówię, czekając na
jej spojrzenie. Mam ochotę unieść jej głowę tak, jak robiłem to kiedyś za
pomocą jednego czy dwóch palców podpierając jej brodę, chociaż wiem, że nie mam
do tego prawa. Kiedy o tym myślę, ona obdarza mnie niepewnym spojrzeniem.
-Po prostu nie mogłam. Za wiele nas łączyło. – Poczułem,
jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. A to tylko dlatego, że użyła formy przeszłej- łączyło.
-Przepraszam, pewnie masz przez to wiele problemów
i…
-Są inne kancelarie. – Przerywa mi i jestem jej za
to wdzięczny, bo jestem okropny w przepraszaniu. –Dam jakoś radę. – Przełykam
głośno ślinę i odpowiadam zgodnie z prawdą:
-Wiem. Zawsze sobie radzisz. – Odkąd pamiętam
właśnie tak było. Nie prosiła innych o pomoc, nie chciała się narzucać.
Rozwiązywała swoje problemy licząc tylko na siebie, chociaż dookoła otaczali ją
ludzie, którzy byli gotowi pomóc jej w każdej chwili.
.:Alex:.
Znów nastała niezręczna cisza, co było jedynie
znakiem, że nasza rozmowa powinna się już skończyć. Jednak ja nie chcę
odchodzić, wiem, że prawdopodobnie już nigdy go nie zobaczę. Ale muszę być
twarda, nie mogę pozwolić sobie na kolejne
upokorzenie z jego strony.
-Alex ja… - zaczyna, jednak przerywam mu w połowie
zdania.
-Nie czuj się zobowiązany do rozmowy. Przyszłam
powiedzieć Ci o swojej rezygnacji, to tyle. – suka- rzucam sama do siebie. Shannon spuszcza wzrok i znów trwamy w
niezręcznej ciszy. Próbuję dostrzec wyraz jego twarzy, jednak nie jest to
proste. Pomimo moich starań widzę rzeczy, które wypierałam. On naprawdę wygląda
źle. Oczy są zapadnięte, dookoła widać lekkie napuchnięcie, do tego w momentach
kiedy na mnie patrzy widzę przekrwienie, które nie informuje mnie o niczym
dobrym. Nienawidzę siebie bo wiem, że to moja wina. Nienawidzę jego, bo on
mnie do tego zmusił.
-Wiesz, że Cię szukałem, prawda? – zaczyna cicho, a
ja wiem, że to moja najtrudniejsza rozmowa w ciągu ostatniego roku. – Dzwoniłem
do każdego, u kogo mogłabyś się zatrzymać, pojechałem do Richmond, ale tam też
Cię nie było. Jonni wyrzucała mnie z domu setki razy, Kail robił to samo. Nikt
nie chciał mnie do Ciebie dopuścić.
-To prawdziwi przyjaciele, chcą dla mnie jak
najlepiej – mówię cicho, czując jak palące łzy cisną mi się do oczu. Nie
wierzę, że to powiedziałam. Widzę jego wzrok-wyraża więcej bólu niż mogłam
kiedykolwiek zobaczyć. Wiem, że to go zabolało. po cholerę to powiedziałam,
może wcale tak nie myślę, a może jednak? Sama nie wiem, to skomplikowane.
-Wtedy, tamtego dnia – zaczyna, odchrząkując. Teraz
stoi już wyprostowany i patrzy prosto w moje oczy. Staram się dotrzymać mu
‘kroku’ ale jego spojrzenie jest… trudne. – znalazłem Twoje zdjęcie pod
materacem w nasze… w sypialni. Każdego dnia mam je przy sobie. Tyle razy
próbowałem się z Tobą skontaktować, jakkolwiek, ale zmieniłaś numer,
mieszkanie. Nawet nie wiesz, jakie to było okropne…
-Shannon, przestań. – Musiałam mu przerwać, to tak
bardzo boli.
-Chcę Ci wytłumaczyć, teraz, kiedy sama tu
przyszłaś.
-Chciałam tylko powiedzieć, że przestałam
reprezentować EMI, nie przyszłam tu, żeby znowu płakać. Robiłam to przez
ostatni rok. – Wiedziałam, że tak to się skończy. Po moim policzku właśnie
spływają łzy. –Przez Ciebie – dodaję, nie mając pojęcia dlaczego chcę go
bardziej zranić.
-Proszę, nie płacz – mówi, i robi coś, przez co powinnam
wybiec z hotelu, jednak ja się nie ruszam. Powoli kładzie swoją dłoń na moim
mokrym policzku, a ja dokładnie śledzę jej drogę. Cicho szlocham, mając
świadomość tego, co Shannon ze mną robi. Znowu. Nie mam na to siły.
-Zostaw mnie. Już nigdy więcej tego nie rób. – Silę
się na stanowczy ton, ale on nawet się nie rusza. –Shannon! – chciałam, aby to
był krzyk, ale średnio mi to wyszło. Odskakuję nagle, broniąc się przed jego
dotykiem. Od kiedy jego dotyk nie był właśnie tym, który chronił mnie przed
światem?
-Alex… - robi krok w moją stronę, a ja boje się, co
chce zrobić.
-Zrobiłeś już wystarczająco, teraz tylko zostaw mnie
w spokoju. Mnie i moich bliskich – przymykam oczy i obracam się, jednak on
łapie mnie za rękę. –Puść mnie. – Syczę przez zęby, mając w oczach łzy.
-Nie. –Mówi dobitnie, a ja nie mam już sił na
cokolwiek. Tak mi się wydaje, chociaż po chwili ogarnia mnie ogromna złość. Jak
on może być tak bezczelny? Nie dość mnie już zranił? Dlaczego nie pozwoli mi
odejść? Dlaczego chce mnie bardziej upokorzyć?!
-Shannon! – używam całej swojej determinacji, która
sprawia, że krzyczę. –Nie chcę tu być, zostaw mnie! Po prostu zapomnij, tak jak
to udało Ci się na jachcie!
-Alex! – ponownie wykrzykuje moje imię, co tylko
wywołuje u mnie nieopanowaną złość, jednak w jego podniesionym tonie nie ma
rozkazu, lecz bezradność.
-Nie krzycz na mnie! Nie życzę sobie tego,
rozumiesz? Puszczaj! – wyrywam dłoń z jego uścisku, jednak on nie pozwala mi
odejść nawet na krok, chociaż bardzo chciałabym znaleźć się już w swoim łóżku i
móc przeżywać bieżące wydarzenia. Ponownie zamyka dłoń na moim nadgarstku i
zdecydowanym ruchem przyciąga mnie do siebie. Szamoczę się w każdą stronę,
jednak brunet zamyka mnie w mocnym uścisku. Próbuję wyrwać się na ile mam sił,
jednak te opuszczają mnie w najgorszym momencie. Nie wiem co robić. Czuję się z
nim tak… dobrze. Wdycham jego perfumy, w których wyczuwam okropny zapach
papierosów. W mojej głowie jest kompletna pustka, a może przeciwnie- kumuluje
się tam tyle emocji i myśli, że nie wiem, na czym się skupić. Zaczynam płakać i
nawet nie próbuję tego przy nim powstrzymać. Daję mu kolejny dowód na to, że
udało mu się mnie poniżyć.
.:Shannon:.
Nie mam pojęcia dlaczego to robię, po prostu wiem,
że muszę. Chcę ją uspokoić, moją małą, wystraszoną Alex. Jest tu ze mną i chce
zatrzymać tą okropną chwilę, gdzie każdy z nas odczuwa cholerny ból. Jej klatka
piersiowa unosi się i opada w szybkim tempie i wiem, że wciąż płacze. Staram
się nie dopuszczać do siebie łez, jednak czuję je pod powiekami.
-Ciii- szepczę do jej małego ucha, a ona cicho
zanosi się płaczem. –Kocham Cię i zawsze będę. – Mówię a ona od razu się ode
mnie odsuwa. Ociera oczy, które w niektórych miejscach są czarne od kosmetyków.
Sięgam dłonią do jej policzka, ale ona robi krok do tyłu. –Nie bój się, nigdy
bym Cię nie skrzywdził, wiesz o tym. –Patrzę na zapłakane oczy Alex, które nie
są już takie same.
-Nie, wcale nie wiem. – Mówi cicho, ofiarując mi
najsmutniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. –Do widzenia. – ostatni raz
spoglądam na osobę, którą wciąż kocham. Którą tracę, już straciłem. Nie zamykam
drzwi, obserwuję każdy jej ruch, dopóki nie znika za rogiem korytarza.
.:Alex:.
Wybiegam z hotelu wpadając na kilka osób, których
nie zauważam przez łzy, które ponownie wypalają skórę moich policzków. Kiedy
wpadam na parking uderza mnie chłodny wiatr, który sprawia, że niektóre miejsca
na mojej twarzy zaczynają piec. Dobrze się z tym czuję, najwyraźniej to kara za
moją słabość. Właśnie tego się bałam- swojego odruchu na widok Shannona. Odruchu, bo za nie odpowiedzialne jest
bardziej moje ciało niż rozum. Potrzebowałam go blisko siebie i dobrze o tym
wiedziałam, to dlatego postanowiłam spotkać się z nim osobiście. Jednak nawet
przez myśl nie przeszedł mi podobny scenariusz naszej rozmowy. Dlaczego musiał
to zrobić? Otoczyć mnie swoimi szerokimi ramionami, które mogłabym przysiąc,
uważałam kiedyś za najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Rzeczywiście kiedyś nim było. Znów to zrobił-
upokorzył kolejny raz pokazując mi,
że wciąż go potrzebuję. Choć wcale tak nie jest, a nawet jeśli to wmawiam
sobie, że potrzebuję więcej czasu.
-
Kocham Cię i zawsze będę. ??? to niemożliwe, że padło to z
jego ust. A co jeśli to prawda? Jeśli mogłabym dać mu szanse? Tyle, że
próbowałam tego setki razy, płacząc w pustym mieszkaniu w Nowym Yorku. Po
prostu nie potrafię wybaczyć mu tego, że spieprzył mi życie- nie, wcale nie
przesadzam. Przez niego (dzięki niemu?) tyle się zmieniło. Rzuciłam pracę, w
tym czasie odeszła Annie, zatopiłam się w nauce i osiągnęłam kilka sukcesów.
Byłam w trasie z rockowym zespołem! Poznałam jego mamę i spędziłam z całą ich
rodziną kilka dni, które są dla niektórych najważniejsze podczas całego roku,
który niedługo po nich ma się skończyć. Zostałam ciocią a zaraz po tym
przeprowadziłam się na drugi koniec kraju. Zostawiłam przyjaciółkę w Nowym
Yorku. Zrobiłam nawet prawo jazdy, poważnie się zaręczyłam – na to wspomnienie ponownie
szlocham głośno, kiedy siedzę na chłodnym asfalcie koło swojego samochodu,
opierając się o drzwi auta.
Osiedliłam się w zupełnie nowym miejscu- Mieście
Aniołów, gdzie podobno ludzie spełniają swoje marzenia. Cóż, w sumie ja również
mogę zaliczyć kilka pozycji na swojej liście. To tam podjęłam poważną pracę w
kancelarii adwokackiej i to właśnie w LA pierwszy raz stanęłam na wokandzie
sądowej. Później żyłam niczego nieświadoma, kiedy mój narzeczony kłamał mi w oczy
dzień za dniem, witając mnie uśmiechem każdego ranka… Nie żałuję tego. Niczego,
co związane z Shannonem. I chociaż czuję, że serce wyskoczy mi za każdym razem,
kiedy o tym myślę jestem wdzięczna za każdą chwilę, jaką mi podarował. Nie
ważne, ile za to zapłaciłam. Jednego jestem pewna- żyłam chwilą, ciesząc się
obecnością osoby, którą kochałam ponad wszystko. Zdaję sobie sprawę ze swojej
naiwności, ale jestem wdzięczna Shannonowi za każdą chwilę spędzoną razem.
.:Shannon:.
Wracam do smutnego pokoju, smutnego życia. Siadam na
ziemi, opierając się o drzwi, ale jest mi wszystko jedno. A więc tak kończy się
moje szczęście. Teraz już wiem, że nie jestem zdolny do miłości. Miałem swoją
szansę, od tak dawna wreszcie czułem się spełniony i miałem poczucie, że każdy
dzień jest najlepszym jaki przeżyłem. A kolejny przynosił tą samą myśl, a za
nim przychodził następny.
Jednak już po wszystkim.
Ona odeszła, na dobre.
Cały rok walczyłem ze sobą i z brakiem jej obecności
i teraz już wiem, że jestem zwyczajnie za słaby na zapomnienie. To cholernie smutne, kiedy stajesz się czymś, czego
zawsze się bałeś. Człowiekiem nie zdolnym do miłości.
To ja- Shannon Leto. Mężczyzna, który podobnie jak
mój brat, sprzedał szczęście i miłość w życiu za marzenia i ulotne poczucie
spełnienia jakie daje pogoń za karierą.
Cóż, „nie masz wpływu na to, że ktoś Cię skrzywdzi
na tym świecie, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie.
Podoba mi się mój wybór. Mam nadzieję, że ona jest zadowolona ze swojego.
.:Alex:.
Jestem, Shannon. Naprawdę jestem.”**
** przerobiony (przeze mnie) cytat z książki ‘Gwiazd naszych wina’
KONIEC
|*|
Tak, to już koniec mojego opowiadania. Możecie nie zgadzać się z moją decyzją, jednak ja uważam, że wszystko (co dobre... jasne) musi się kiedyś skończyć, a ja od początku kierowałam się mniej więcej w tą stronę. Wiem, że niektórzy zauważyli (z czego bardzo się cieszę), że w swoim opowiadaniu chciałam pokazać ZWYKŁE życie dość niezwykłych osób, niekoniecznie umieszczając wybuchy czy inne zamachy (?) co drugi rozdział. Mam nadzieję, że komuś jednak się podobało i zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią do tego rozdziału, ale też całej historii.
DZIĘKUJĘ bardzo za każdy komentarz i słowo wsparcia i nie będę już zanudzać!
Na koniec powiem tylko, że możecie zaglądać tu od czasu do czasu jak Wam się przypomni, bo planuję dodać jakąś miniaturkę może? Zobaczymy.
DZIĘKUJĘ jeszcze raz!
martyna