czwartek, 19 grudnia 2013

rozdział jedenasty

Cały wyjazd załatwiłam w ciągu 3 godzin. Zabukowałam bilet autobusowy, spakowałam się w małą walizkę i byłam gotowa do podróży.
Po całym tym gównie, który zafundował mi Kail dzisiejszego ranka postanowiłam zrobić to, w czym byłam najlepsza. Uciec. I ryczećJeden telefon do Babci Annie i już miałam błogosławieństwo na drogę.
W Virginii byłam koło 17, gdzie powitała mnie najwspanialsza osoba naświecie. Kiedy tylko wyszłam z autobusuAnnie próbowała mnie skutecznie udusić, ale nie miałam temu nic przeciwko, sama pewnie zmiażdżyłam jej parę żeber.
Po 30 minutach jazdy ledwo trzymającym się Packardem M72 - według Babci najlepszym autem jakie kiedykolwiek powstało (rocznik 68') przez  Richmond, przypomniały mi się najlepsze a zarazem najgorsze  lata mojego nastoletniego życia. Patrząc na uśmiechniętą Annie za kierownicą, mi też udzielił się ten jej do bólu zaraźliwy śmiech i razem, przez całądrogę wyśpiewywałyśmy ulubione, stare hity.
W końcu zobaczyłam mały, niebieski domek, z dużymi okiennicami. Wejścia pilnowała mała weranda, na którą trzeba było wdrapać się po kilku schodkach. Przed domem rozciągał się nie za dużych rozmiarów ogródek, perfekcyjnie pielęgnowany przez Babcię. Natomiast tył domu wychodził na większe podwórko, niczym nie odgrodzone od zaczynającego się lasu.
Na ten widok zrobiło mi się cieplej na sercu, a gdy tylko auto sięzatrzymało, już nie chciałam stąd wyjeżdżać.

Po kolacji razem z Annie siedziałyśmy razem w ogrodzie, pijąc gorącąherbatę.

-Hej, bo zaraz pożresz mnie wzrokiem  powiedziałam, posyłając Babci kuksańca w bok.

-No co Ty nie powiesz? Nie widziałam Cię od tak dawna. Już nie chce sięodwiedzać starego próchna, ot co! Całkowicie Cie rozumiem, ale zarzucając mi próchno nie możesz powiedziećże jestem stara! - jedno zdanie, a ja miałam łzy w oczach. Faktycznie, strasznie ją zaniedbałam. Głupie telefony w niczym nie zastąpią spotkania, szczególnie, jeśli chodzi o Annie.

-Nie rycz, tylko opowiadaj! - powiedziała, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu - Kogo teraz mamy? Ładny, mądry czy bogaty? - zaatakowała mnie z przenikliwym do szpiku wzrokiem.

-Annie! - skarciłam ją śmiejąc się w najlepsze.

-Myszko, kto jak kto, ale się znam na takich rzeczach  powiedziała robiąc przy tym coś na kształt brudnego uśmieszku, co wyszło jej komicznie!

-Ależ nawet nie śmiem odejmować Ci kwalifikacji w tym temacie. Bałabym się, wiem, jaka potrafisz być władcza, i to nie tylko, kiedy chodzi o podjadanie przed kolacją.
Siedząc tak razem przegadałyśmy cały wieczór. Ona opowiedziała mi o swoich niekończących się pomysłach dotyczących ogrodu i ostatnich sercowych podbojach. Tak naprawdę to w większości ona mówiła, ja tylko słuchałam, złośliwie komentując jej wybryki.
Kiedy zaczęła kolejną opowieść o 'tych wstrętnych cholerach' (krety, według słownika mojej Babci) ja słuchając jej jednym uchem, przypominałam sobie, jaka ta kobieta jest wspaniała. Straciła córkę i zięcia, zajmowała się najbardziej nieznośnym dzieckiem w całym stanie Virginia ale zawsze na jej twarzy widniał uśmiech. Odkąd pamiętam, chciałam być taka jak ona, ale jeszcze tyle mi brakowało.
Kiedy Babcia próbowała wygrać ze snem postanowiła wziąć jeszcze jedenłyk herbaty. W tym momencie upuściła kubek z napojem, który rozlał siędookoła. Zaczęła się krzątać, usuwać bałagan, ale na jej twarzy widziałam zakłopotanie i jakoś nie bardzo chciało mi się wierzyćże moja Babcia ażtak przejęła się głupim kubkiem (w prawdzie to był kubek super babci, ale jednak).
Kiedy już obie zasypiałyśmy na własnych ramionach, poddałyśmy sięzmęczeniu, dając mu wygrać tego wieczora. Przed snem Annie, tak jak za każdym razem, tak i teraz, pocałowała mnie w czoło, uśmiechnęła sięserdecznie i życzyła kolorowych snów.

Obudziły mnie hałasy dochodzące z dołu. Trzaskanie szafkami w kuchni czy tłuczenie o garnki. Była dopiero ósma....
Z chęcią uduszenia własnej Babci zeszłam na dół w mojej profesjonalnej piżamie, składającej się z luźnych, czarnych dresów i krótkiej, szarej koszulki z logo mojej uczelni.
Ledwo ciągnąc za sobą nogi podeszłam do niej, i z pół zamkniętymi oczyma wtuliłam się w jej przyjemny szlafrok. Przy okazji coś tam wypaplałam, że jeszcze jedna poranna akcja z tłuczeniem w gary, i mnie tu nie będzie... czy coś.

Przedpołudnie spędziłyśmy w mieście. Pochodziłyśmy po starych, pamiętnych sklepach, oczywiście zatrzymując się na lodach u Buckley'a.
Miło było witać się ze wszystkimi znajomymi Babci, chociaż zaraz po tym, jak ich mijałyśmy, słyszałam: 'to ta sierota' albo 'to jej wnuczka, taćpunka'. Nie powiem, że było mi specjalnie miło, ale skutecznie olewałyśmy te durne teksty i szłyśmy dalej, rozprawiając o bolesnej egzystencji większości populacji.

Przed kolacją poprosiłam Babciężebyśmy pojechały na cmentarz do rodziców. Wiedziałam, że choć minęło 17 lat, to żadnej z nas nie jest łatwo o tym rozmawiać.
Kupiłyśmy dwa małe, koliste bukieciki. Były zrobione z lilii- ulubionych kwiatów Mamy, a były koloru niebieskiego- Tata bardzo go lubił...

-Nie ja! - krzyknęłyśmy równocześnie, kiedy tylko odłożyłyśmy widelce, kończąc kolację.

-Halo, ja tu jestem gościem skarbie, więc na pewno nie będę sprzątałpowiedziałam siląc się na powagę.

-Po pierwsze, to wcale nie jesteś moim gościem, ja Cię tu nie zapraszałam. Poza tym to ja mam 76 lat i chce korzystać z życia póki mogę, a zmywanie po kolacji zdecydowanie się do tego nie zalicza  odpowiedziała mi, zamaszyście przy tym gestykulując i robiąśmieszne miny.

-Dlaczego zostałam tak dobrze wychowana? Nienawidzę Cię za to przymrużyłam oczy i wykonałam posłusznie zlecone mi zdanie.
Po chwili siedziałyśmy naprzeciwko siebie w salonie, na dużej, puchowej kanapie w kwiecisty wzór. Obok stała mała lampka na drewnianym stoliku. Znów zdałam sobie sprawęże strasznie tęskniłam za Annie i tym miejscem. Może dlatego salon w moim mieszkaniu zawalony byłantykami i do przesady przypominał ten.

-Ty jesteś nienormalna. Jutro zapisuję Cię do lekarza, niech Ci przepisze więcej pigułek  powiedziałam, wybuchając tubalnym śmiechem, który spowodowany był kolejną, niestworzoną historią Annie.

-Jak Ty mało wiesz o swojej babci, skarbie  pokiwała głową a na jej twarzy zagościł spokojny, szczery uśmiech. Siedziałyśmy chwile w ciszy, co oczywiście musiało się źle skończyć, ponieważ kiedy mój mózg jest wyzwolony od tematów, sam je sobie nawija, oczywiście jedne z najgorszych. Położyłam głowę na ramieniu Babci i lekko się uśmiechałam.

-Tęsknie za Tobą  powiedziałam cicho, nie przestając się uśmiechać.

-Ja za Tobą też dziecinko. Brakuje mi tutaj drugiej wariatki. Bo jak sama wiesz, ludzie dziwnie się patrzą na osobę, która gada do siebie, a jeszcze gorzej, kiedy śmiejesz się w głos do pustego miejsca obok siebie.

-Mam to po Tobie.

-Oczywiście, chociaż jedna pozytywna cecha! - zaśmiała się.

-Dzięki, że zabrałaś mnie na cmentarz- powiedziałam po chwili zamyślenia.

-Pewnie kochanie. Ostatnio coraz więcej ptaków się tam kręci, ale poprosiłam już takiego chłopaka, który tam pracuje, bardzo atrakcyjny, spodobałby Ci siężeby się tym zajął. Powinien dać radę. Pamiętasz, jak razem siałyśmy tam trawę, bo te ciućmoki nie potrafiły o nią dbać? - na to wspomnienie pociekła mi pierwsza łza. Pamiętam, że nieważne jak bardzo byłam zła, niezależnie od tego, jak bardzo kłóciłyśmy się z Babcią, to zawsze wizyta na cmentarzu mnie wyciszała, i zbliżała nas do siebie.

-... albo jak czyściłyśmy razem tabliczki? A pamiętasz, jak kiedyś nie chciałaś zabijać tych wstrętnych choler, i broniłaś ich przede mną? Naprawdę byłaś uparta. Zresztą, zostało Ci do dzisiaj, uparciuchu.
Podniosłam się i mocno ją przytuliłam.

-Dobra, skończ biadolić, bo zaraz całkiem się rozkleję- powiedziałam przecierając policzki rękawem -Widzisz? Już jestem cała brudna.

-Bo nie wiem po jaką cholerę tyle tego wszystkiego używasz, jesteśnaturalnie śliczna, nie potrzebujesz tego!

-Wiem, że kłamiesz  uśmiechnęłam się po czym odłożyłam swój pusty kubek. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Babcia chwyciła szybko telefon i odczytała treść na głos:
|*|
Cześć Mała. Otrzyj łzy, bo jutro lądujemy w NY. O której się widzimy? Masz zajęcia z tym nieczułym profesorkiem, który nie wiadomo dlaczego aż tak Cię uwielbia? Nie wiem, co on w tobie widzi...
|*|

-Dziecko! Co to za pajac? - spytała Annie z oburzeniem w głosie. Zaczęłam się głośno śmiać, po czym podeszłam do niej, i odebrałam swojąwłasność.

-Nie nauczyli Cię, o okrutna kobieto, że nie czyta się cudzych wiadomości?

-Jesteś moim skarbem, więc mogę. Ale nie uciekaj od tematu i powiedz mi, co to za czaruś. Poza tym, to od kiedy pozwalasz mówić do siebie 'Mała'? - maglowała dalej.

-Od nigdy, i on o tym wie. Po prostu lubi mnie wkurzać  powiedziałam uśmiechając się jak kretynka.

-Widziałam! - zawołał ten uśmiech! Mów mi zaraz wszystko!
I tym sposobem wyciągnęła ze mnie co chciała. Każdy szczegół dotyczący Shannona (na wzmiankęże jest perkusistą w moim ulubionym zespole, ażoczy jej się zaświeciły).
Po godzinnym przesłuchaniu w końcu wygoniłam tą upartą kobietę dołóżka. Po chwili usłyszałam dźwięk tłuczącego się szkła. Podleciałam do Annie sprawdzając co się dzieje i zobaczyłam kolejny, rozbity kubek na ziemi.

-Przepraszam Cię kochanie, nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje - powiedziała nerwowo, zbierając drobinki szkła.

-Przestań, to tylko przedmiot. Ale wiesz co? Mi się wydaje, że chyba ktośtu się zakoooochał - zażartowałam posyłając jej uspokajający, ciepły uśmiech.

-Dziecko, to Ty tu romansujesz z perkusistą - odgryzła się.

-Nie wyprzedzaj faktów, okej? A poza tym, to powiedziałaś 'ostatnio'. Zdarza Ci się to częściej? - spytałam lekko zaniepokojona.

-Oczywiście, że tak. Wiesz, jaka ze mnie niezdara! - uśmiechnęła się do mnie po czym popędziła zająć łazienkę jako pierwsza. W tym czasie mogłam odpisać swojemu koledze:
|*|
Wybacz, ale jestem u Babci, nie ma mnie w NY. Wracam w poniedziałek. Spróbuj mnie złapać koło 19.
Alex
|*|
 Wychodząc z łazienki odruchowo zajrzałam do jej sypialni, tak jak robiłam to kiedyś. Ledwo zdążyłam złapać się drzwi, bo widok, jaki na mnie czekał był tym, czego od zawsze bałam się najbardziej. Annie leżała na ziemi, a na jej twarzy widniał okropny grymas bólu. Serce przestało mi bić.
martyna



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz