sobota, 28 grudnia 2013

rozdział osiemnasty

-Co jest? - spytał z przymusu widząc moją brudną od tuszu twarz.

-Sory, nie chciałam  powiedziałam przez łzy. Starałam się wyplątać z jego rąk, ale on złapał mnie za łokcie i przetrzymywał przed sobą.

-Czemu płaczesz? - chciał spojrzeć mi w oczy, ale ja skutecznie unikałam jego wzroku, chowając głowę.

-Nie Twoja sprawa, zostaw mnie, proszę  ledwo co wypowiadałam te słowa.

-Alex  powiedział dobitnie i tym samym zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy. Nie od wczoraj wiedziałam, że ten właśnie Leto ma tęczówki jak ocean, ale cholera, aż tak? Speszyłam się odrobinę, ale utrzymywałam wzrok na poziomie jego oczu.

-Daruj sobie  wyrwałam się z jego uścisku i poleciałam do pokoju. Pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam się w poszukiwanie pudełeczka z tabletkami. Wyrzucając na zewnątrz walizki połowę jej zawartości, wreszcie znalazłam swoje wybawienie. Wysypałam je na łóżku i trzęsącymi się rękoma odmierzyłam cztery pastylki. Od razu je zażyłam, po czym wyłożyłam się 'swobodnie' na łóżku.
W tym samym momencie do pokoju niezapowiedzianie wszedł Jared. Trochę się zdziwił lustrując syf w pomieszczeniu, ale jeszcze bardziej widząc mnie zrywającą się z łóżka.

-Wyjdź  powiedziałam odrobinę spokojniej niż poprzednio.

Leto usiadł na podłodze, opierając się o ramę mojego łóżka.

-Siadaj  poklepał ręką miejsce obok siebie.

Nie miałam siły się z nim spierać, więc posłusznie zajęłam miejsce koło niego.
Milczeliśmy przez parę minut, a łzy nie przestawały mi płynąć.

-Podałbym Ci chusteczkę, ale nie mam przy sobie. Więc musisz przestaćpłakać, inaczej zalejesz cały hotel - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy.

-Ta, dzięki - beznamiętny ton, takie samo podejście, gratulacje Alex.

-Powiesz mi o co chodzi? Pewnie nie będę miał pojęcia jak Ci pomóc, ale przynajmniej próbowałem.

-Nie chce mi się gadać, sory.

Jared to uszanował i przez kolejne paręnaście minut siedzieliśmy w milczeniu. Tabletki zaczęły już chyba działać, bo czułam się coraz mniej zdenerwowana, a oczy zaczynały mi powoli wysychać.

-Czemu siedzisz tu z życiowym nieudacznikiem zamiast szaleć z przyjaciółmi? - spytałam od niechcenia.

-Nie mam ochoty. Na tyle mnie znająże nie próbują zmieniać mi planów, i tak bym ich nie posłuchał  uśmiechnął się do mnie, a ja jakoś poczułam się lepiej. Sama jego obecność dodawała mi otuchy.

-Ile Ci to zajęło?

-Sporo, nie próbuj tego w domu  zaśmiał się, a ja się przyłączyłam.

-Pijemy coś? - spytałam od czapy, ale miałam ochotę dodać sobie odrobinę odwagi.

-Chyba żartujesz.

-Co? Przestań, nie mów mi, że nie pijesz? - spytałam z lekką drwiną w głosie.

-Ja owszem, ale Ty nie  jego ton był strasznie poważny i naprawdę nie wiedziałam o co chodzi.

-Pozwól, że sama zdecyduję? - pytanie retoryczne.

Podeszłam do łóżka, i sięgnęłam po słuchawkę telefonu, który leżał na małym, nocnym stoliku, stojącym obok. Duża, męska dłoń przycisnęła słuchawkę do aparatu.

-Nie pijesz  usłyszałam zza pleców poważny, męski ton.

-Spieprzaj  odepchnęłam go, ale nie chciał się przesunąć - Jared! - krzyknęłam, ale on ani drgnął.

-Przestań się rzucać, bo coś sobie zrobisz.

-Odwal się! Chcę się czegoś napić, a Tobie nic do tego, psycholu! - szarpnęłam za słuchawkę, ale Jared był dużo silniejszy i wyrzucił ją za siebie.

-Co Ty kurwa robisz?! - wykrzyczałam, stojąc z nim twarzą w twarz.

-A Ty? - odrobinę podniósł głos. W odpowiedzi otrzymał tylko moją zdziwioną twarz.

-Co Ty wyrabiasz, myślisz, że tego nie widać?

-Czego? Coś Ty sobie uroił w tej swojej artystycznej główce?!

-To co to jest? - spytał, odsłaniając zakryte przeze mnie kocem, rozsypane po łóżku tabletki  po cholerę Ci to?

-Nie Twój interes, wyjdź  powiedziałam stanowczo.

Jared stał w miejscu, patrząc mi w oczy a ja nie ustępowałam.

-Nie udawaj, że Cię to obchodzi! Wiem, że tylko tu wszystkim przeszkadzam, ale z jakiegoś powodu Twój brat mnie odrobinę lubi i jestem tu tylko dla niego!

-Dla kogo?! Dla kogo kurwa? Bo się chyba przesłyszałem! - roześmiał się.

-Wyjdź stąd powiedziałam, Jared, wyjdź! - wykrzyczałam przez zęby.

On obrócił się na pięcie i wyszedł trzaskając drzwiami. Ja, niewiele myśląc, podniosłam słuchawkę i zamówiłam do pokoju piwo.
Po dosłownie paru minutach boy hotelowy przyniósł mi zamówienie, a ja usiadłam na łóżku i krzycząc, że będę robiła to, na co tylko mam ochotę, opróżniłam zieloną puszkę.
Po chwili bez większych problemów zapadłam w błogi sen. Wolny od Jareda, okropnego zapachu piwa, i tych wszystkich szczęśliwych ludzi, do których się nie zaliczałam.

Kiedy się obudziłam Shannon leżał koło mnie, z ręką na moich cyckach. Delikatnie zdjęłam z siebie jego dłoń (chociaż nie miałam nic przeciwko) i kiedy tylko się poruszył, poczułam 'cudowną' woń alkoholu. Wstałam i o mało się nie przewróciłam. Tuż pod moimi nogami leżał Jamie, którego włosy wyglądały na jeszcze bardziej rozczochrane niż zazwyczaj. Uśmiechnęłam się tylko do siebie, po czym poszłam do łazienki. W lustrze powitał mnie okropny potwór z twarzą prawie w całości brudną od tuszu.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy i ubrana w sam ręcznik weszłam do pokoju, gdzie krzątali się chłopaki, prawdopodobnie obudzeni moim niezbyt cichym zachowaniem (puściłam w łazience muzykę, tak, musiałam ją dobrze słyszeć, więc była ponad szum wody, i co?). Obydwaj stanęli jak wryci na mój widok. Przestraszyłam się, bo naprawdę aż taka byłam brzydka, że pijani kolesie się mnie bali?

-Cześć  powiedziałam radośnie, nie wiadomo dlaczego  nie zapytam, co robicie u mnie w pokoju głąby, bo już z niego wychodzicie.

-Tak jest psze pani  ukłonił się (wydaje mi sięże już trzeźwy) Jamie i wyszedł bez słowa.

-A Ty co? Specjalne zaproszenie? - zaśmiałam się, pokazując na drzwi.

-Nie pogardziłbym  powiedział Shannon z lekkim uśmieszkiem.

-Ups, następnym razem  powiedziałam, wykręcając jeszcze mokre włosy.

Stał niewzruszony, więc podeszłam i otworzyłam mu drzwi.

-Shannon, wyjdź bo chce się ubrać! - pośpieszałam go, i zaraz po tym, jak z uśmiechem maniaka 'potrząsnął' brwiami, zbliżył się do drzwi.
Tupałam z niecierpliwością nogą, a jego ruchy nie stawały się szybsze.
Kiedy był już niedaleko mnie nie mogłam się powstrzymać i uraczyłam go kopniakiem w tyłek.

-Jeszcze raz i Ci oddam  powiedział złowrogo.

-Ta, no super, tak, tak, idź już  machałam lekceważąco ręką.  

Nie wiadomo kiedy Shannon złapał mnie w talii stojąc zaledwie centymetr, a może pół, ode mnie. Oplótł swoje ręce wokół mojego pasa, a ja chyba przestałam oddychać. Jego dłonie dotykały mojego ciałam, które było okryte tylko materiałem ręcznika. Już nie czułam zapachu całonocnej imprezy, raczej najwspanialszy zapach na świecie. Czułam, jak fala ciepła przechodzi moje ciało, a ja nie mogłam powstrzymać szaleńczego rytmu swojego serca. 

-Nie prowokuj  zabrzmiał niski głos  bo z chęcią skopałbym Ci ten księżniczkowaty tyłek.

Na całe szczęście, ręcznik był odporny na urok Leto i kurczowo trzymałsię mojego ciała w chwili, kiedy Shannon obrzucił mnie ostatnim spojrzeniem i wyszedł z pokoju. 
Czułam się jak sparaliżowana i w zasadzie tak się zachowywałam, bo przez krótką chwilę stałam w dokładnie tym samym miejscu, gdzie byłam niedawno objęta z najprzystojniejszym perkusistą na świecie.
Z otępienia wyrwał mnie widok Jareda stojącego naprzeciwko otwartych drzwi do mojego pokoju. Szeroko otworzył oczy na mój widok, a następnie rzucił mi obojętne spojrzenie i odszedł. Trzasnęłam drzwiami, wracając do pokoju.
Nienawidzę Jareda.
Wiem, że już mnie prześwietlił, ale jak? Wiem, że wie o mnie więcej, niż ktokolwiek inny .  

|*|
Dziękuję za liczbę wyświetleń - 1430 w niecałe 20 dni?! ŁAŁ. 
Wiem, że nie przekłada się to na czytelników, ale to miłe :) 
martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz