niedziela, 16 marca 2014

rozdział czterdziesty pierwszy


Raptownym ruchem otworzył drzwi, mocno naciskając na klamkę. Zapalił światło, i kiedy moje oczy przystosowywały się do nowego klimatu, on nerwowo chodził po pokoju.
-Co to było?! - krzyknął.
-Proszę? Powinnam zapytać Cię o to samo!
-Co? - zaśmiał się pod nosem - To Ty mi powiedz, co robiłaś z tym kolesiem!
-Ma na imię Bill, a ja nie zamierzam Ci się z niczego tłumaczyć! - nie chciałam krzyczeć, ale Shannon mnie do tego zmuszał.
-Jak to nie? Lepił się do Ciebie a Tobie najwyraźniej to nie przeszkadzało! - zatrzymał się przed biurkiem, na którego brzegu lekko przysiadłam.
-Był po prostu miły, nie rób afery - powiedziałam, zmęczona stałym tematem naszych rozmów.
-Alex!
-Uspokój się! - złapałam go za krawędź koszulki - Czy Ty zawsze musisz tak reagować? Co to w ogóle było? Na początku pokazujesz swoje wybujałe ego wchodząc spóźniony parę godzin na imprezę i od razu zabawiasz jakieś puste panienki. Uśmiechasz się do nich i robisz te swoje sztuczki - uniósł jedną brew ze zdziwienia - Później - zmieniłam tory - chcesz podkreślić moją przynależność do Ciebie, co jest baaardzo w Twoim stylu! A na koniec bezpodstawnie rzucasz się na Billa!
-Bezpodstawnie? - wręcz zaśmiał się przez swoje zdziwienie - bezpodstawnie? Bezczelnie Cię obmacywał!
-Shannon, do cholery! Mogłabym tańczyć tak z własnym bratem!
-Alex, wiem co widziałem!
-Przestań na mnie krzyczeć! - miałam już dosyć kolejnej kłótni, ale wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić.
-Nie! Nie przestanę! Ile Ty masz lat, żeby sie tak zachowywać.
-A ile Ty masz lat, żeby na każdym kroku pokazywać wszystkim w każdy możliwy sposób, że jestem Twoją własnością? Shannon - spojrzałam w jego oczy, które przybrały kolor najciemniejszego brązu - nie możesz napadać na innych tylko dlatego, że z kimś rozmawiam - uśmiechnęłam się delikatnie, mając nadzieję, że się uspokoi.
-Mogę - powiedział stanowczo. Milczeliśmy przez chwilę, a ja nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać. Naprawdę nic nie rozumiał?
-Nie, nie możesz.
-Najwyraźniej muszę, kiedy jak Ty to nazywasz 'zabawa' kończy się obmacywaniem i kto wie, czy gdybym nie przyszedł w odpowiednim czasie, nie zobaczyłbym was razem, pieprzących się gdzieś pod stołem! Do tego cały czas pijesz, a dobrze wiesz, że Ci nie wolno!
ałć. czy on to właśnie powiedział? fantastycznie, przynajmniej wiem, co o mnie myśli.
-Więc takie masz o mnie zdanie - mrugałam szybko, nie chcąc dopuścić do tego, żeby zobaczył moje łzy - w porządku - powiedziałam cicho. Odsunęłam się od niego i odeszłam od biurka.
-Co? Nie, Alex, cholera! Ja tylko... ja... - przeczesywał palcami włosy na głowie. Nie odzywałam się, po prostu nie wiedziałam co mówić, poza tym, nie mogłam. Starałam się, żeby mój szloch był jak najcichszy, ale Shannon i tak zauważył, że płaczę. Podszedł do mnie i delikatnie objął.
-Odejdź - wysiliłam się na stanowczy ton - Nie, mówię poważnie, nie dotykaj mnie.
-Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć
-Ale powiedziałeś - przerwałam mu, nie chcąc wysłuchiwać jego pieprzenia o niczym.
-Sam nie wiem dlaczego, przecież wcale tak nie myślę - jego głos był już zupełnie inny. Nieśmiały, niepewny i przepraszający.
-Dobra, możemy po prostu stąd wyjść, uśmiechnąć się razem i nie psuć innym imprezy? Dzisiaj sylwester i nie wiadomo dlaczego ludzie traktują ten wieczór jako jeden z ważniejszych w całym roku, przy czym nie różni się on niczym od zwykłej imprezy.
-Nie, nie możemy - stanął naprzeciwko mnie. Złapał mnie za dłonie i delikatnie je przytrzymywał - Przepraszam. Nie często to mówię, ale mogę powtórzyć Ci to jeszcze milion razy. Wiem, że nie oddałabyś się nikomu. Byłem... jestem zdenerwowany i powiedziałem to w złości, bo widziałem, jak dobrze się z nim bawisz. To ja chciałem móc Cię przy wszystkich obejmować.
-Shannon - przerwałam mu, nie chcąc znów wysłuchiwać dowodów jego chorej zazdrości, ale on nie przestał mówić.
-Nie chodzi o to, co robiłaś, ale z kim. Chciałem być nim. Delikatnie przytrzymywać Twoje ciało, kiedy głowa mogłaby spokojnie opadać na moje ramię - wpatrywał się w moje oczy, a w jego wzroku widziałam autentyczny smutek. Byłam naprawdę zdziwiona tym, co mówi. Nigdy wcześniej... tak nie mówił. To zupełnie do niego nie podobne. Byłam na niego cholernie zła, ale jak widziałam jego wzrok, desperacko uwieszony na moim, a do tego czułam, jak powoli, z każdym kolejnym słowem splata nasze dłonie razem, miękło mi serce.
-Nienawidzę Cię - powiedziałam, a jego oczy przybrały rozmiarów bilonów. Po chwili trzymał mnie w swoich ramionach a ja utwierdziłam się w tym, że jest to moje ulubione miejsce na ziemi.
-Naprawdę? - spytał cicho, unosząc palcem mój podbródek. Posłałam mu pytające spojrzenie, więc sprecyzował pytanie -Naprawdę mnie nienawidzisz?
-Tak. Nienawidzę Twojej chorej zazdrości.
-Ale... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
-Nie Shannon. Nie możesz się tak zachowywać. Przecież on na sto procent ma złamany nos - jęknęłam, a on cicho się zaśmiał - To nie jest śmieszne, idioto! - z całych sił starałam się powstrzymywać uśmiech, ale nie za bardzo mi sie udało.
-Jest, troszeczkę jest - muskał nosem moją szyję i czułam, że się uśmiecha.
-Zobaczymy jak głośno będziesz sie śmiał, jak dostaniesz wezwanie do sądu.
-Jeszcze głośniej! Przecież mam wspaniałą prawniczkę - obdarował mój policzek delikatnym pocałunkiem.
-Nie licz na to że będę wyciągać Cię za każdym razem, jak z zazdrości pobijesz kolejnego, biednego chłopaka. Masz od tego swoich prawników, którzy dzięki Tobie każde wakacje spędzają na wyspach pośrodku oceanu.                                                     Przez najbliższe parę minut śmialiśmy się razem i już nie czułam ogromnej złości, która przed chwilą dosłownie mnie zalewała.
-Nie znoszę Cię - rzuciłam, a on głupkowato się uśmiechnął - W jednej chwili mam ochotę się do Ciebie przytulić, a zaraz po tym rozwalić Ci łeb! - byłam bardziej zła na siebie niż na niego. Przy nim byłam taka zmienna i wiedziałam, że w jakimś stopniu Shannon mną manipuluje.
-Ja też - odpowiedział, zaciskając dłonie na moich plecach.
-Co Ty też? - trzymałam go za krawędzie czarnego materiału marynarki.
-Myślisz że nie wiem, jak mną manipulujesz? - zrobiłam wielkie oczy, śmiejąc się w myślach, że chyba telepatycznie podsunęłam mu pomysł - Nie udawaj. Robisz ze mną dokładnie to, na co masz ochotę. I te Twoje gierki. One mnie kiedyś zabiją - wpatrywał się we mnie, cały czas mrużąc tajemniczo powieki.
-Moje gierki? - zachłysnęłam się powietrzem.
-Udajesz, że nie dostrzegasz swojego piękna, ale skrupulatnie mnie tym torturujesz - po mojej kolejnej zdziwionej minie, pospieszył wytłumaczyć - Cały czas ubierasz się wyzywająco, bo nawet w tym cholernym dresie wyglądasz seksownie! Poza tym wchodzisz sobie do mojego pokoju w samej bieliźnie. Alex, biała koronka? Zlitowałabyś się! - zaśmiałam się - Do tego na moich oczach flirtujesz z jakimś tam Billem. Spłoniesz kiedyś w piekle!
To wcale nie było śmieszne. Jego oczy ciągle przysłaniały do połowy zmrużone powieki, a wszystko co powiedział, powiedział niskim, pewnym głosem.
-Przesadzasz - przygryzłam lekko wargę.
-Znowu to robisz... - wywrócił oczami, ale po chwili znów wbił je we mnie -Chcesz, żebym przeleciał Cię na tym biurku? - zagrzmiał, a moje ciało pokryło się gęsią skórką. Często sobie żartowaliśmy i jak w każdym związku temat seksu nie był czymś zakazanym, jednak wiedziałam kiedy mówił poważnie, i to był właśnie ten moment. Raczej nie popierałam takich zachowań, ale to była taka kusząca prośba. chce chce chce chce chce chce Rozchyliłam delikatnie usta, chcąc dać mu do zrozumienia, że ma moje pozwolenie, ale on nadal obejmował dłońmi moje plecy. muszę muszę muszę muszę muszę Wpatrywałam sie w jego wspaniałe, miękkie wargi i tak bardzo chciałam go pocałować. Kiedy zbliżyłam się do jego twarzy, on natychmiast odsunął ją na małą odległość, po czym zaprzeczył ruchem głowy. Następnie powoli zjechał dłońmi na linię mojego pasa, a już za chwilę dotykał nimi moich ud. Palcami powoli podwijał biały materiał sukienki a temperatura mojego ciała przekraczała już przewidywaną nadwyżkę. Oddychałam coraz szybciej, chociaż jego ręce dalej tkwiły w tym samym miejscu. Złapałam sie mocno jego ramion, a kiedy poczuł moją wzmożoną siłę, uśmiechnął się zadowolony. Powoli przesuwał swoje silne, duże dłonie w okolice moich koronkowych fig, aż w końcu przy samym materiale zatrzymał się, wykonując kciukami koliste ruchy. Oddychałam coraz szybciej i płycej, i chociaż byliśmy ze sobą wcześniej, on za każdym razem mnie zaskakiwał. Moje biodra same wypychały się na przód.
-Co robisz? - szepnął mi do ucha.
-Nic, ja tylko...
-Co? - dopytywał.
-Shannon... - dlaczego nie kończę swoich wypowiedzi?
-Kolejna rzecz, której nienawidzę: zawsze masz to, czego chcesz, bo wiesz, jak na mnie działasz.
-Co? - tym razem to ja zadałam to proste pytanie. Naprawdę teraz jest na to czas? Shannon nie przestawał pieścić mojej skóry, i naprawdę nie miałam ochoty na żadne rozmowy.
-Chcę, żebyś poprosiła - cholera! Znów ten ton. Posłałam mu pytające spojrzenie, a on powtórzył prośbę. I co ja mam robić? Jego pytanie wydaje mi się nieprzyzwoite. naprawdę? Nie chcę tego robić, ale czuję, że niedługo stracę cierpliwość i eksploduję od środka.
-Proszę - wypowiedziałam cicho.
-Słucham? - dalej mnie torturował i nie chodzi tu tylko o jego dotyk.
-Proszę - powtórzyłam.
-Prosisz, o co? - uśmiechnął się bestialsko.
-Kurwa, Shannon, po prostu to zrób - chciałam krzyknąć, ale ledwo co łapałam oddech.
-Alex... - jego oczy wesoło się uśmiechały.
-Shannon, proszę, dotknij mnie - powiedziałam pospiesznie, i nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. To naprawdę brzmiało okropnie. To ekscytujące. Nie był wesoły, dłużej się już nie uśmiechał. Całkowicie skupiony na mojej twarzy, powoli opuścił białe figi. Moje tętno sięgało sześciuset, a on jeszcze tego nie zrobił. Przysięgam, że jeszcze nigdy nie pragnęłam tego bardziej. Wreszcie przybliżył się do tamtego miejsca i położył na nim swoją dłoń. Nachylił się nade mną, a ja mocno złapałam za jego koszulkę, zgniatając jej materiał między palcami. Następnie poczułam jego uśmiech na swojej szyi, kiedy poczuł moją wilgoć.
-Zawsze gotowa - szepnął, po czym przystąpił do swojego zadania. Byłam taka szczęśliwa, że nie wiedziałam, czy to dzieje się naprawdę. Wydawało mi sie to snem, po takim czasie oczekiwania. Palce Shannona idealnie trafiały w odpowiedni punkt, odbierając mi tym samym powietrze. Zaciskałam dłonie na jego ramionach, co chwilę wydając z siebie ciche jęki, jednak po chwili, nie mogłam opanować swojego głosu. Z każdą chwilą perkusista coraz bardziej się nakręcał, a ja razem z nim, dzięki jego zdolnościom. Wystarczyła chwila jego idealnych pieszczot, a ja oparłam się o jego ciało, opadając z sił. Uśmiechałam się do siebie, a po chwili Shannon wyjął ze mnie palce i oblizał każdy dokładnie. Następnie dał mi całusa, a ja poczułam siebie na jego ustach.
-Dziękuję - powiedziałam, mierzwiąc mu włosy.
-Po prostu jestem dobry - masował moje odsłonięte uda.
-Trochę - puściłam mu oczko - Ciekawe, na kim ćwiczyłeś.
-Było parę przed Tobą, no wiesz...
-Nie chcę o tym słyszeć! - przerwałam mu.
-Czyżby ktoś tu był zazdrosny? - spytał z głupim uśmieszkiem.
-Oczywiście, że nie - oczywiście, że tak debilu. Jak mogłabym nie być? Naprawdę nie mogłam znieść myśli, że ktoś poznał mojego wspaniałego Shannona przede mną. Nie chodziło tylko o seks, po prostu nie chciałam sie nim dzielić.
-Więc mogę opowiedzieć Ci o naszych zawodach z chłopakami? No wiesz, 2000 rok, Tomo nie był jeszcze żonaty...
-Obejdzie się bez - zamknęłam jego usta pocałunkiem. Zaplątałam nogi wokół jego pasa, a on mnie podniósł, kierując się w stronę drzwi na korytarz.
-Kocham Cię Alex. Wiesz? - przechylił uroczo głowę, odrobinę nieśmiało się uśmiechając. i jak ja kiedykolwiek mogę sie na niego złościć? nawet, jak robi mi siarę przy tłumie ludzi, pytam sie jak?! Pokiwałam tylko głową, odwzajemniając uśmiech.
-Kocham Cie - złączyliśmy nasze usta w pocałunku i jak na beznadziejnym filmie, rozległy się piski i krzyki radości, a zegar na ścianie wybił północ. Zaśmialiśmy się razem i po chwili dołączyliśmy do imprezowiczów, pokonując korytarz trzymając się za ręce. Zapomnieliśmy tylko o mojej bieliźnie, która zamiast znajdować się na mnie, wciąż leżała pod biurkiem.
*
Było koło czwartej nad ranem. Impreza trwała w najlepsze, a ja straciłam Shannona z pola widzenia. Do tej pory to on nie odstępował mnie na krok, i tym sposobem spędziłam z nim każdą godzinę. Dookoła bawiły się tłumy uśmiechniętych, pijanych ludzi, a ja śmiało mogę powiedzieć, że nie należałam do tych drugich. Zastosowałam się do próśb... moich bliskich? i nie piłam tak, jak zazwyczaj. Lampka szampana była jedynym wyjątkiem.
Wyszłam przed dom, chcąc zapalić, i właśnie tam odnalazłam swoją zgubę. Wiedziałam, że w jego towarzystwie nie spalę do końca bez niemiłych komentarzy, więc postanowiłam się nie wychylać. Przeszłam niezauważona i oparłam się o boczną ścianę domu. Nie minęło kilka minut i zawołał mnie Tomo. Wzrok Shannona od razu powędrował za głosem przyjaciela, więc pospiesznie wyrzuciłam peta, przygniatając go nogą. Podeszłam do małej grupki osób, w której rozpoznałam tylko swojego mężczyznę, chorwackiego przyjaciela i Vicki.
-Panie i Panowie, oto moja prześliczna narzeczona - przyciągnął mnie do siebie starszy Leto i od razu uderzył mnie zapach alkoholu. Uśmiechnęłam się niezręcznie, po czym przywitałam z nieznajomymi. Większość była już pijana, więc nasza krótka rozmowa była dość zabawna. Przez cały czas mnie przytulał, stojąc za moimi plecami. Składał ma mojej szyi delikatne pocałunki a ja starałam się nie chichotać. Co chwilę padały na mnie dziwne spojrzenia i wiedziałam, że chodziło o moją poobklejaną plastrami twarz. Czułam się niekomfortowo, i chociaż się uśmiechałam, przestępowałam nerwowo z nogi na nogę. Kiedy w mojej głowie pojawiały się zmartwienia o tym, jak Shannonowi musi być niezręcznie przedstawiać mnie znajomym, on jakby czytał w moich myślach i dawał mi buziaki, albo opowiadał anegdoty na mój temat. Dzięki temu czułam się odrobinę pewniej, ale wciąż świadoma byłam swojego wyglądu.
Z Vicki co chwilę wymieniałyśmy uśmiechy, kiedy Shannon pożegnał na moment towarzystwo, odchodząc ze mną na bok.
-Co jest Mała? - podparł mój podbródek o swoje palce. Posłałam mu pytające spojrzenie, na co lekko się uśmiechnął, oczekując odpowiedzi.
-Alex, powiedz mi, albo sam to z Ciebie wyciągnę - uniósł zabawnie brwi do góry.
-Jestem trochę zmęczona, to wszystko - podparłam się chwytając materiał jego czarnej marynarki.
-Nie, nie to - wciąż świdrował mnie wzrokiem, a ja czułam na sobie dziwny ciężar.
-Wydaje Ci się - puściłam mu oczko, ukazując zbyt sztuczny uśmiech. Naprawdę nie chciałam psuć wieczoru.
-Wcale nie - oburzył się - I nie zdążyłem Ci powiedzieć wcześniej, ale wyglądasz ślicznie.
Nie miałam okazji podziękować mu za zmyślony komplement, bo delikatnie mnie do siebie przytulił, całując w czubek głowy. Uwielbiałam, kiedy to robił.
-Wierzysz mi? - zabrzmiał po chwili jego głos.
-W co? - uśmiechałam się z lekko zdziwioną miną.
-W to, że jesteś piękna - przyłożył swoją dłoń do mojej twarzy, rozwierając na niej długie palce.
-Zmieńmy temat - rzuciłam szybko, śmiejąc się.
-Nie - zagrzmiał. Wciąż czułam alkohol wokół jego osoby, ale nie był pijany.
-Alex, jesteś wspaniałą kobietą. Spójrz tylko na siebie, masz wszystko to, co najlepsze i niewyparzony jęzor - posłał mi przelotny uśmiech, ale szybko wrócił do poważnego tonu. Wciąż trzymał dłoń na moim policzku i patrzył mi prosto w oczy. -Ludzie są idiotami, myślałem, że to wiesz. Dla mnie jesteś idealna, nie ważne, czy nosisz mały plaster na nodze, bo jak zawsze w pośpiechu się przecięłaś, czy dlatego, że jakieś kutasy Cię tak urządziły.
Nie było zdania, którego mogłabym użyć jako odpowiedzi na jego słowa. Dlatego spoglądając w jego karmelowe oczy, powiedziałam:
-Kocham Cię.
-Kocham Cię - odpowiedział - A jakbyś nadal miała jakieś wątpliwości, o niepoważne kochanie moje - oparł czoło o moje - nawet Tomo powiedział, że chciałby Cię przelecieć. W sumie tak, jak każdy, z kim rozmawiałem.
-Kłamali - dałam mu całusa widząc, jak próbuje coś powiedzieć. -A teraz chodź, trzeba Cię gdzieś położyć, bo zaraz poszerzysz szeregi tych zalanych na podłodze w salonie - zaśmiałam się pod nosem.
-Chyba kpisz! Bawimy się! - kolejny raz złączył nasze usta we wspaniały, ale krótki pocałunek, po czym podniósł mnie i niezdarnie usadził na swoim karku. Zorientowanie się, że nie mam na sobie dolnej bielizny zajęło mi mniej, niż jedno mrugnięcie. Ale cóż, ruszyliśmy dalej razem podbijać świat.
A, jak to się mówi? Szczęśliwego nowego roku alex, w końcu już dawno po północy. Mamo, tato, babciu, sprawcie, żebym przeżyła kolejne 365 dni. Przeżyła je z shannonem leto. Dobrze byłoby, żebyśmy byli razem przez chociaż 182 i pół dnia.
|*| 
Dziękuję Ci za przeczytanie i to, że tutaj jesteś z niewiadomych dla mnie przyczyn. Ja napisałam, Ty skomentuj :) Napisz dlaczego tak bardzo nie lubisz tego opowiadania, co mam poprawić, czego masz już dosyć. +Dzięki za ponad 10 000 wyświetleń! 
dziękuję
martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz