wtorek, 31 grudnia 2013

rozdział dwudziesty

Obudzili nas po siódmej rano. Na wpół przytomni z Shannonem, po przespaniu zaledwie dwóch godzin, zwlekliśmy się z łóżka w jego pokoju. To, że razem się obudziliśmy, nie oznacza, że spędziliśmy tę noc razem. Znaczy, no... po prostu spaliśmy koło siebie i nic więcej, ale po co ja siętłumaczę?

Przywitałam się z moim własnym Leto delikatnym buziakiem po czym poleciałam szybko się przebrać, bo praktycznie cała ekipa była gotowa do opuszczenia hotelu. Po najszybszych 15 minutach w dziejach, stałam na parkingu w czarnych rurkach, trampkach, zwykłym topie i za dużym, burgundowym swetrze. Włosy spięłam w wysokiego koka a za makijażrobiły mi pozostałości po wczorajszym. Wrzuciłam walizkę do bagażnika naszego drugiego domu po czym wpełzłam do autobusu od razu wywalając się na kanapie.

-Posuń się  powiedział zmęczony Shannon, kładąc się za mną i przytulając od tyłu. Prawie spadaliśmy leżąc koło siebie, ale zależało nam tylko na kolejnych, cenniejszych niż złoto, minutach na odespanie.

Obudziły mnie odgłosy telewizora. Osoba oglądająca musiała mieć niezłe problemy ze słuchem. Przetarłam wciąż jeszcze zaspane oczy i zobaczyłam jak Tomo wyłożył się na mniejszej sofie obok.

-Tomo? - spytałam nieobecna.

-Sory, ale zalegacie tu od paru godzin, nic nie można zrobić. Trzeba było położyć się u siebie, na górze  powiedział Chorwat, raczej nie będąc zachwyconym naszym pomysłem, a co dopiero moją osobą.

-Było najbliżej od wejścia. Zawsze mogliśmy zatarasować podłogę chciałam trochę pożartowaćżeby odrobinę rozluźnić atmosferę, ale Tomo pozostawał niewzruszony. Ponadto odpowiedział mi zimnym tonem:

-Dzięki, dobroduszna księżniczko.

Zrobiło mi się tak strasznie przykro, bo zawsze myślałam, że Milicevic to bardzo otwarty i pozytywny koleś, przynajmniej tak się prezentowałpodczas wywiadów, spotkań czy koncertów a Shannon tyle mi o nim opowiadał.
Pierwsza, cholerna łza zebrała się w kąciku mojego oka ale postanowiłam ją zignorować i przestać w końcu być taką ciotą.

-Nie wiem dlaczego aż tak mnie lubisz  zaczęłam, patrząc odrobinęgniewnie na Tomo  w sumie, to taka jest reakcja większości ludzi, ale my nawet dobrze nie rozmawialiśmy. Nie wiem co o mnie myślisz i normalnie gówno by mnie to obchodziło, ale z jakiegoś powodu zależy mi, żeby ktokolwiek z Was przestał być do mnie wrogo nastawiony. Tak bardzo Wam przeszkadzam? Wiedzieliście, że będę z Wami w trasie. Mogliście na początku zmyślić jakieś śmieszne kłamstewko, dlaczego mam stąd zjeżdżać, a nie traktować mnie gorzej niż szmatę czy zupełnie bezosobowe coś. Trudno, teraz musicie jeszcze trochę mnie znosić, ale nie martw się, już niedługo wracam do siebie.

Gitarzysta wyglądał na trochę zszokowanego moją przemową i dopiero po chwili, kiedy ja byłam już na schodach prowadzących na górę, podszedłdo nich i powiedział:

-Masz rację, ja, zachowywałem się jak idiota, ale to wszystko z troski. Tak, tak, tak, śmiej się albo nie wierz, ale już niejedna była tu na Twoim miejscu i zapewniała, że Shannon jest najwspanialszym mężczyzną naświecie. Przejechały z nami całą Amerykęczasami Europę, aż w końcu każda zawsze wpadała w inne ramiona i spodnie po koncercie czy na afterparty. Shannon nigdy tego nie okazywałale cierpiał jak cholera, zresztą, tak jak każdy na jego miejscu. Jestem jego przyjacielem i naprawdę nienawidzę widzieć go w okresie 'po-związkowym'  Chorwat każde słowo wypowiadał z takim żalem, że zaczynałam go rozumieć.

-Okej, ale fajnie by było, gdybyś od początku mnie nie oceniał. Nie znoszę, jak ludzie przylepiają komuś łatki  ostatnie zdanie  zacytowałam jego własne słowa. On z uśmiechem na twarzy patrzył już na mnie zupełnie inaczej. W jego wzroku widziałam spokói chyba nawet lekkie rozbawienie.

-Dobra jesteś  powiedział śmiejąc się pod nosem.

-Tak już mam.

I już po chwili razem śmialiśmy się w głos, a Shannon nawet się nie poruszył.

-Chodź, obejrzymy coś głupiego  zaproponował, a ja nie mogłam mu odmówić.

-Wybierz coś, a ja zrobię sobie coś do jedzenia. Nie jadłam nic od  tu moją wypowiedź przerwało głośne burczenie brzucha  zdecydowanie za długo.

-To lepiej Ci coś przygotuję, bo jutro rano będziemy już na miejscu.

-A właściwie, to gdzie teraz gracie? - spytałam, bo nawet nie wiedziałam, gdzie mnie wywożą.

-Richmond  powiedział spokojnie, a kiedy zobaczył moje wielkie oczy spytał, czy wszystko w porządku.

-Tak  odpowiedziałam, świetnie udając. Ale mogłam grać tylko przed nim, bo JA wiedziałam już, żjutrzejszy dzień będzie prawdopodobnienajgorszym z wielu dni zatytułowanych 'do dupy, do wyrzucenia, do zapomnienia, do nieprzeżycia'.
Otrząsnęłam się szybko przypominając sobie postanowienie, że nie będęzarzucała innych swoimi problemami i wlepiając na twarz głupi uśmiech powiedziałam, że sama przygotuję coś do jedzenia.

-Nie ma mowy, ja w tej rodzinie robię za Szefa kuchni! - uhonorował sięTomo, po czym ruszył w stronę małej kuchni.

-Z całym szacunkiem i skromnością, ale sama potrafię nieźle władaćpatelnią  przyłączyłam się do niego i po chwili wychwalania kto tu jest lepszym kucharzem, przystąpiliśmy do kulinarnej potyczki. Łatwo nie było.

Po jakiejś godzinie siedzieliśmy już przed telewizorem oglądając program z najgłupszymi filmikami w sieci. Prawie nie mogliśmy jeść, bo praktycznie pluliśmy zawartością naszych talerzy. Zdecydowaliśmy się na risotto we własnych kompozycjach. Nasze dzikie śmiechy przywołałzaciekawionego Jareda, który akurat dzisiaj postanowił mi chyba odpuścić, bo siedział z nami, wybuchając co chwilę śmiechem. Podobała mi się atmosfera, bo nie czuć było choć odrobiny negatywnego nastawienia, bo chociaż dalej nie odzywaliśmy się do siebie po naszej ostatniej... kłótni?, to teraz czułam, jakby każdy z nas o niej zapomniał.

Wreszcie obudził się straszy z braci Leto. Wyglądał tak uroczo, byłzaspany, a jego włosy były tak śmiesznie potargane. Oczywiście nie obyło się bez żartów o jego 'uroczym uroku', rzucanych przez pozostałą dwójkę. Ja tylko wtórowałam im śmiechem, bo chociaż bardzo chciałam dodać cośswojego, to z każdą próbą któryś z muzyków mnie wyprzedzał a w następstwie ja nie mogłam złapać oddechu przez najbliższe parę minut.

- Frajerzy -rzucił Shannon, choć pewnie sam miał ochotę pośmiać się z tych żartów.  
 
- No już, nie obrażaj się matołku  zbliżyłam się do niego i przytrzymując jego twarz swoją rękądałam mu długiego i czułego całusa.
Nagle od razu się rozbudził i przytrzymując mnie w talii kontynuowałnasz pocałunek. Stawał się coraz bardziej namiętny, i wszyscy wiemy jak by to się skończyło, gdyby nie Tomo:
 
-Halo, sami nie jesteście  rzucił, robiąc lekko zażenowaną minę.

- Wiem - przerwał Shannon  więc tak, byłoby miło, gdybyście sobie już poszli.


-Aha, na życzenie  droczył się Jared.

Następnie ten zwierzak rzucił się na nasze prawie nie ruszone talerze. Postanowiliśmy, żrozstrzygniemy nasz kulinarny spór z Tomo i kazaliśmy mu wybrać, które z dań jest lepsze. Tomo na pewno go przekupił zgrzewką piwa, czy coś, bo Shannon bezkompromisowo ogłosił,że Brodaty wygrał tę bitwę. Tłumaczyłże woli mięsne dania, więc moje dzieło nie miało szans już na starcie, ale ja jestem przekonana, że to było ustawione!

W luźnej atmosferze przesiedzieliśmy całe popołudnie. Najpierw wykruszył się Jared, który poszedł na górę 'popracować'. Geniusz najwidoczniej miał wenę. Potem Tomo i Vicky poszli pooglądaćtransmisję z meczu hokejowego.
Tak więc zostaliśmy z Shannonem sami i znów mieliśmy telewizor dla siebie.

-JA! - krzyknęliśmy jednocześnie, rzucając się w stronę pilota. Skończyło się tym, że po chwili przepychanek, jak to w filmach bywa, całowaliśmy się na kanapie jak jakieś małolaty. Kompletnie mi to nie przeszkadzało, bo  w końcu pomimo swoich 26 lat, tak naprawdę w sporej części byłam nastolatką. A i Shannon nie zachowywał się jak 39-latek.
Nie długo go przekonywałam żeby powierzył mi urządzenie przełączająco- sterujące. Wystarczyło, że usiadłam mu na kolanach i nagadałam parę pierdół.
W sumie, to nie robiliśmy nic konkretnego, po prostu wgapialiśmy się w przypadkowe obrazy, ale nie pamiętam, kiedy (oprócz ich koncertów) tak dobrze się bawiłam.

-Wiesz, że jutro jesteśmy w Richmond? - spytał nagle Shannon, sadzając mnie sobie na kolanach.

-Tak, Tomo mi dzisiaj powiedział  siliłam się na obojętny ton, ale nie za bardzo mi to wyszło.

-Jakby co, to jestem cały Twój  uśmiechnął się życzliwie.

-Jak zawsze  smyrnęłąm go po nosie i lekko się uśmiechnęłam

-Ale nie wykluczone, że będę jutro potrzebowała jakiegoś mięśniaka, który mnie przytuli, potrzyma za rączkę jak dobry wójcio, czy każe przestać ryczeć i wziąć się w garść.

-Zgadzam się,  Pani mecenas, ale mam jednak parę uwag  powiedział, próbując przyjąć poważną minę  Na pewno nie będę Ci narzucałprzedziału czasowego na płacz, jedynie będę się starał jak tylko będęumiał najlepiej, żeby te głupie łzy nie zalewały Twoich policzków - mimowolnie uśmiechnęłam się na te słowa  a po drugie, to w żadnym wypadku nie będę dla Ciebie wójciem. Jestem Twoim partneremżyciowym, sory, sama się w to wplątałaś  gadał jak najęty i nie chciał sięzamknąć  Nie będę trzymał Cię za rękę jak ktoś z rodziny, to chyba oczywiste. Poza tym, jesteś dopiero co po osiemnastce, i mimo dorosłości, mogłabyś posądzić mnie o pedofilię, a kto wie, czy nawet nie o kazirodztwo, kiedy będę Cię trzymał tak  złapał moją dłoń, po czym wplątał swoje palce moje i zacisnął nasze dłonie w uścisku.
Poczułam ogromne ciepło na sercu. Ten mężczyzna jest taki... nawet nie mam słów, ale nawet najlepszy pisarz nie opisałby mojego Shannona.

-Zgadzam się na wszystko  uśmiechnęłam sięściskając mocniej jego dłoń  Tylko przypadkiem nie idź na prawo, bo nie chciałabym stanąćprzeciwko Tobie na rozprawie, masz gadane chłopie  powiedziałam z podziwem.

-Na a jak  zaśmiał się w ten swój charakterystyczny sposób a ja właśnie analizowałam siebie, jako osobę z największym szczęściem do facetów (a na pewno do tego właśnie pana, patrzącego na mnie z miłością w oczach).

*
Co chwilę autobus skręca i trafia na jakieś niedoskonałości w drodze, co jest naprawdę irytujące w tej chwili.
Czuję, jak mój organizm zalewa fala przyjemności. Wiem, że jeszcze parę chwil, a oczekiwanie się skończy. Muzyk nie przyspiesza sytuacji i torturuje mnie swoimi powolnymi ruchami. Widzę brudny i szaleńczy uśmiech, ale do końca nie rozpoznaję jego twarzy. Czuję na swoim biodrze coś twardego i wiem, że jest już gotowy. Oddycham coraz szybciej i płycej a moje dłonie zaciskają się na jego odkrytych mięśniach. Zamykam oczy. Nagle dzwoni telefon. Ignoruję go i odrzucam w dalsze części łóżka, ale to działające na najczulszy dotyk gówno, samoistnie akceptuje przychodzącą rozmowę ze szpitala. Słyszę pierwsze zdanie i myślę, że to żart. Szybko się podnoszę a mój partner jest widocznie zakłopotany. Całkowicie bezmyślnie biorę telefon do ręki i ciskam nim o ziemię. Rozpada się na milion kawałków a ja czuję dziką satysfakcję, bo moje uczucia wyglądają dokładnie jak przedmiot na ziemi.
Nagle czuję skrępowanie z powodu swojej nagości więc jak najszybciej szukam swoich ubrań, porozrzucanych po podłodze. Mężczyzna podchodzi do mnie i pyta, co się stało a ja nie mogę mówić. Nie płaczę, ale coś, jakby wielka kula utknęła mi w gardle, uniemożliwiając porozumienie się.
Widzi, że coś się stało i chce mnie przytulić, a ja będąc w jego ramionach zamiast czuć się bezpieczna i spokojna, czuję jeszcze większe obrzydzenie do samej siebie. To przez niego. I przeze mnie. Zapomniałam, że ja nie mogę układać sobie życia, a na pewno nie w taki sposób. Ale dlaczego nie być egoistką? Od zawsze nią byłam, ale umiejętnie to kryłam.
Czuję jego mocniejszy uścisk, który kojarzy mi się ze sznurem, coraz mocniej zaciskającym się wokół mojej szyi.
Zaczyna boleć, chociaż wiem, że on chce dla mnie jak najlepiej. Jednak dla mnie oznacza to coś zupełnie innego.
Czuję, że mam coraz mniej powietrza, i wyobrażam sobie samotną Annie, przy której nie było 
nikogo. Ja przynajmniej umieram przy wybranym mężczyźnie.
Ona nie miała przy sobie kochanej wnuczki, bo ta wybrała zabawę i w chwili śmierci swojego Anioła Stróża pierdoliła się w autobusie rockmenów.

*

Podniosłam się z łóżka ze łzami w oczach, nie mogąc złapać oddechu. W głowie miałam kompletną pustkę. Cała się trzęsłam, a łzy nie przestawały płynąć. Poduszka była od nich cała mokra, ale to nie miało znaczenia bo wtuliłam w nią twarz z chęcią niełapania oddechu.
Sięgnęłam do swojej torby i wygrzebałam z niej pudełko z ulubionym nadrukiem. z pełną odpowiedzialnością Wysypałam cztery tabletki.

Z gównem na głowie jak i na twarzy zeszłam z podpuchniętymi oczyma na dół po odrobinę wody. Był środek nocy i nie przewidywałam specjalnych gości, mimo to mocno ściskałam swoje cztery malutkie skarby w dłoni.
Chwyciłam pierwszą z brzegu butelkę z wodą i połknęłam pigułki. (tobyło okropne! Nie wiem co tam 
dodali, ale zebrało mi się na cofki).

Wciąż roztrzęsiona, kierowałam się w stronę schodów. Poczułam, że na kogoś wpadłam. Dopiero po chwili zobaczyłam, że tą osobą była Emma.

-Sory – rzuciłam najbardziej beznamiętnym tonem na jaki tylko było mnie stać.

-Ta. Uważaj jak łazisz gówniaro – powiedziała, zbierając parę dokumentów z ziemi.

-Chyba przeprosiłam, nie? - rzuciłam od niechcenia, bo bardzo chciałam wrócić na górę.

-Wspaniale!

-Nie lubisz mnie i z wzajemnością kochanie, to po cholerę ciągniesz rozmowę? Nie mogłaś zabrać tych swoich papierków i zająć się sobą, a nie przypierdzielasz się do mnie przy każdej możliwej okazji.

-Poważnie? No to może jest jakiś powód, Einsteinie?

-Oświeć mnie łaskawie – nasza rozmowa stawała się coraz bardziej bezsensowna i jak najbardziej śmieszna.

-Nikt, dosłownie nikt oprócz Shannona nie ma ochoty Cię tu widzieć. Nie zauważyłaś jeszcze?

-Odrobinę, i śmiem wątpić, że nie jesteś bez winy. Ale szczególnie mi to nie przeszkadza, bo konkretnie Ty i młody Leto macie na mnie wyjebane. Reszta co najmniej mnie akceptuje.

-Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej – powiedziała uszczypliwie, na co ja zaśmiałam się w głos.

-Cholera! A ja się zastanawiałam dlaczego codziennie są tu tabuny Twoich przyjaciół. Normalnie opędzić się nie można – punkt dla zaspanej Pani z gniazdem na głowie!

-Posłuchaj mnie, małolato – Emma złapała mnie mocno za rękę, o mało jej nie wykręcając – myślisz, że jesteś wyjątkowa? Były tu przed Tobą setki dziewczyn i każda obciągała któremuś z Leto a jak możesz zauważyć, żadnej już nie ma. Więc nie wiem po co się tak spinasz, jak i tak za chwilę stąd wylecisz.

-Dziękuję za wspaniałą radę, wytatuuję ją sobie – uśmiechnęłam się szyderczo i widziałam, że Emma jest coraz bardziej wkurzona.

-To, że liżesz się z Shannonem na każdym kroku nie oznacza, że będziemy Cię traktować jak księżniczkę. Naprawdę nie interesuje mnie kiedy, jak i gdzie dajesz mu dupy, ale zachowujcie to w sypialni - koniec. W tamtym momencie pękłam, i nie obchodziło mnie, że zaraz wszyscy się obudzą przez moje krzyki. Teraz musiałam tylko wykrzyczeć jej w twarz, że jest wredną suką.

-Skończyłaś? Dobrze, bo jeszcze jedno Twoje słowo i zrzygałabym się na Twoją kurewską twarz – wyrwałam rękę z jej uścisku i kontynuowałam – Zacznijmy od tego, że naprawdę jesteś ostatnią osobą, która mogłaby jakkolwiek wypowiadać się na temat związków Leto, a już na pewno Shannona. Ja sama nie wiem dokładnie co jest między mną a Shannonem, bo to jest naprawdę popieprzone, więc Ty naprawdę daruj sobie takie analizy. A jak już tak bardzo chcesz mi coś zarzucać, to najpierw spójrz na siebie, chociaż osobiście nie polecam – odwróciłam się i przeszłam przez mały salon, kiedy znów odezwała się menadżerka:

-Alex, czy jak tam Ci... po prostu zrób wszystkim przysługę i jak najszybciej stąd odejdź, Shannon na pewno nie będzie miał nic przeciwko, bo ze wszystkich lasek jakie miał, Ty jesteś najbardziej nijaka.

Nie wiem dlaczego, ale na te słowa poczułam... może to trochę śmieszne, ale po prostu zrobiło mi się smutno. Bo może to co powiedziała Emma jest prawdą. Ale znam się, i pomimo nienawiści do samej siebie, nie mogę powiedzieć, że jestem nijaka. Jestem zajebista, na swój sposób. Strasznie mnie wkurzam, ale lubię swoje towarzystwo (y?) a już na pewno nie jestem jedną z tych tępych lasek.

-Dzięki – uśmiech numer 4, mówiący: odpieprz się suko - Dobrze, że Ty jesteś niezastąpiona. No bo kto tak jak Ty nosiłby za Jaredem siedem jego walizek? Kto robiłby mu zakupy czy nosił za nim gitary? Idealnie nadajesz się na jego pachoła.

-Jestem jego menadżerem, więc czasami mu pomagam, to chyba oczywiste. Ale nie martw się, jak nie rozumiesz.

Myślała, że mnie obrazi? Sama się z siebie śmieję, więc inni muszą się naprawdę postarać, żeby cokolwiek mnie uraziło.

Im dłużej trwała ta rozmowa, tym była bardziej śmieszna, a nawet dziecinna. Ale to ona nadała jej taki kształt, wywlekając żałosne teksty.

-Tak, nie rozumiem. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego zamiast być jego menadżerem, prawą ręką, pomocnikiem, jesteś jego popychadłem. Latasz za nim z chusteczką, po czym on smarka Ci w rękaw. To naprawdę widać Emma. Na każdym kroku się do niego przylepiasz, starając wepchnąć mu się do łóżka. Więc proszę, daruj sobie aluzje o seksie - powiedziałam z autentycznym obrzydzeniem. Czy przegięłam? Może odrobinę, ale ogólny obraz tak właśnie się przedstawiał, a ja nie miałam ochoty tego oglądać.

-Nie masz prawa tak mówić, nic nie wiesz – powiedziała Emma, chyba urażona (to ona ma serce?)

-Za to Ty wiesz tyle o mnie i Shannonie. Po prostu nie wchodźmy sobie więcej w drogę. Naprawdę nie mam ochoty na Ciebie zwymiotować.

W tym momencie na dół zeszli bracia Leto.

- Co ta za wrzaski do cholery? Wiecie, która jest godzina? - spytał zaspany Shannon, przecierając oczy.

-Gadałyśmy – powiedziałam z dziwnym uśmiechem. Podeszłam do braci i wiedząc, że Emma będzie miała idealny widok na całą scenę, pocałowałam namiętnie perkusistę.
Shannon jak zawsze nie został mi dłużny i najbliższa minuta minęła nam na siarczystym pocałunku. Kiedy wreszcie się od siebie odkleiliśmy uśmiechnęłam się do wszystkich szeroko i pożegnałam uprzejmym 'dobranoc'. Kiedy byłam już na schodach, zawołał Jared:

-Co to za woda?

-Nie wiem, jakaś strasznie niedobra – zatrzymałam się i przeczytałam etykietę – z aloesem. Fu!

Shannon i Emma zaczęli cicho chichotać a Jared zrobił się czerwony na twarzy, podobnie jak Ludbrook parę minut temu.

-To moja woda – powiedział, zaciskając zęby.

-No co Ty? Pożyczam, chociaż smakuje jak ścieki, ale jest tylko taka.

Kiedy byłam już na górze usłyszałam Jareda:

- Kiedyś ją uduszę stary, poważnie!

Shannon tylko się śmiał, a potem usłyszałam trzaskanie szafkami.

Położyłam się i przypomniał mi się sen. Od razu zrobiło mi się niedobrze, na samą myśl o nim. Ale niedługo potem zapadłam w zupełnie inny, spokojny sen. Nawet nie myślałam o poranku, o tym, że już jesteśmy w okolicach Richmond. Po prostu spałam, niczym nie wzruszona. Co ja bym bez nich zrobiła...?

|*|
Oto ostatni rozdział w tym roku ;) 
Dziękuje, że czytacie, bo to naprawdę graniczy z cudem! 
I nie chciałabym Was martwić (jakby kogokolwiek to obchodziło...) ale dalsze rozdziały nie będą dodawane tak często jak dotychczas. 
20 nudnych rozdziałów, ale uwiercie, dalej są ciekawsze! 
NAJLEPSZE życzenia na nowy rok, dla Was! 
kłaniam się,
martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz