czwartek, 16 stycznia 2014

rozdział dwudziesty czwarty

Większość miejsca zajmowali ludzie, którzy mimo stosunkowo wczesnej pory, już odpoczywali po upojeniu alkoholowym. Mijając ich z uśmiechem na twarzy byłam pewna, że jeszcze chwila imprezy z mars crew i dołączę do 'śpiącego grona'.
Była trzecia i tak naprawdę całe afterparty dopiero się rozkręcało. Warto wspomniećże w dużej mierze za sprawą naszych dwóch postaci - mnie i Jo. Plus Vicky, która w niczym nie odstwała.
Jako potwierdzenie dobrej zabawy może służyć przykład Emmy, która sama latała z kieliszkiem i wariowała na parkiecie.
Uwaga, bo to zdawać się może wręcz niemożliwe, ale sama przesiedziałam z nią z dobrą godzinę przy barze, co chwilę strzelając shoty.
Nie byłyśmy pijane, ale alkohol każdej z nas pomógł opuścić maskę wrednej suki. Dzięki temu blondynka wyjaśniła mi całą ich relację z Jaredem. I powiem wam, że jeszcze chwila, a mogłabym stwierdzićże sąbardziej popieprzeni niż ja ze staruchem Leto.
Jared zawdzięczał Emmie całą jego muzyczną karierę. To ona pomogła jemu jak i całemu Thirty Seconds to Mars wyjść z niezłego gówna, w dodatku zarabiając wystarczająco, aby zespół mógł się rozwijać. Przy okazji wyciągnęłam z niej, że na początku owszem, była zainteresowana młodszym z braci, ale po jednym czy dwóch niewypałach razem uznali, że do nieczego to nie prowadzi. Dodała, że męska część rodziny Leto ma duże zainteresowanie kobietami i stara się rozwijać tę pasję.
Śmiałyśmy się z tego dobre paręnaście minut, dopóki Jamie nie porwał mnie na parkiet. (Wiedzieliście, że Tomo i Jamie od zarania dziejów prowadzą taneczny spór?! Ja niestety nie potrafiłam wybrać zwycięzcy, pomimo spędzenia z nimi połowy nocy).

W pewnym momencie wyszłam na zewnątrz, zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Kiedy stałam przed klubem zobaczyłam, że jest tam też mój Shannon w towarzystwie Jareda i paru innych gości. Podeszłam do tej małej grupki i przedstawiłam się obcym mężczyznom.
Shannon przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie, kiedy stałam przed nim. Oparł brodę o moją głowę i dalej prowadził rozmowę. Co chwila wstawiał jakieś wzmianki o mnie, a ja odczułam, jakby się MNĄ chwalił. Wow. Naprawdę to robił!

Chociaż byli tam sami faceci to wcale mi to nie przeszkadzało w prowadzeniu - jednak nie tak inteligentnej, ale jednak - konwersacji.
Po pewnym czasie towarzystwo się przeżedziło, tak, że zostaliśmy sami z Shannonem.

-Idziesz ze mną? - spytałam, odchodząc od niego, kierując się w kierunku siódmej alei.

-Gdzie Ty chcesz iść o trzeciej w nocy? - spytał zaskoczony, stojąc w miejscu.

-Na spacer - odkrzyknęłam zza pleców, następnie usłyszałam głośne prychnięcie.

Za chwilę szliśmy razem, ze splecionymi dłońmi. Nawet nie potrafię powiedzieć, jak wspaniały był dla mnie ten gest. Po prostu czując jego uścisk czułam się bezpieczna i przede wszystkim chciana.

Po dwudziestu minutach wędrówki byliśmy na miejscu. Zeszliśmy z głównego chodnika, aby przejść przez wyższą trawę, a następnie poczuć piasek pod nogami. Zdjęłam szpilki i uśmiechnęłam się do swojego towarzysza.

-Most Brookliński? - spytał rozbawiony.

-Powiedzmy. Jesteśmy POD Mostem Brooklińskim. Lubiłam tu kiedyś przychodzić.

-A co tu takiego fajnego? - spytał, przybliżając się do mnie.

-Raczej nic. Oprócz mnie, stojącej obok Ciebie - powiedziałam, uśmiechając się i prowadząc go w głąb małej plaży.

Po chwili siedzieliśmy na piasku. Shannon siedział podpierając się z tyłu rękoma, ja natomiast wcisnęłam się pomiędzy jego delikatnie rozkraczone nogi.
Mając przed sobą panormę wielkiego, rozświetlonego miasta i jednej z największych wiszących budowli na świecie, którą oświetlały setki tysięcy światełek, rozmawialiśmy o niczym.

-Pewnie zawsze tu przychodziłaś, jak miałaś jakiś życiowo-egzystencjonalny problem? - spytał z kpiną w głosie.

-Nie śmiej się! Wolałam posiedzieć sama na tym brudnym piachu niż szlajać się po jakiś spelunach. Dlatego - dodałam - jestem taka porządna.

-Jaka? - wybuchnął tubalnym śmiechem, chociaż moje odczucia w tamtym momencie w niczym nie przypominały radości.

-P.o.r.z.ą.d.n.a. Wiem, że rzadko spotykasz się z takim słowem, ale spróbuj sobie to wyobrazić - ironiczny żart numer 1.

-No wiesz, polemizowałbym.

-Co? Że niby nie jestem porządna? - spytałam, odchylając głowę do tyłu, patrząc na jego piękne oczy do góry nogami.

-Uwaga, bo wyliczam: Jeden- co drugie słowo przeklinasz. Dwa- kłócisz się z większością napotkanych Ci osób. Numer trzy- nie koniecznie stronisz od alkoholu. Cztery- kochałaś się ze mną w mojej garderobie, tym samym opóźniając koncert o dobrą godzinę. Chcesz więcej? - skończył z wrednym uśmiechem zadowolenia.

-Łał. Jestem super! Poza tym, jakoś w garderobie nie narzekałeś - uśmiechnęłam się tajemniczo, a Shannon złożył szybki pocałunek na moich ustach.

-Jesteś wspaniała - uśmiechnął się delikatnie a ja nie mogłam się oprzeć,żeby nie zrobić tego samego.

Często się przekomarzaliśmy, a nawet wyzywaliśmy, ale kiedy mówił takie rzeczy, czułam, jak się rozpływam.

- Nawet, jak wyjadasz pół lodówki - dodał.

-Uczę się od najlepszych - rzuciłam, ale tak naprawdę skupiłam się na pierwszej części zdania.

Leto podniósł się na rękach i kładąc je na moich kolanach, otoczył mnie przyjemnie swoim umięśnionym ciałem. Czułam zapach jego perfum i chociaż to śmieszne, upajałam się tą drobną przyjemnością. 
Śmialiśmy się, a Shannon kołysał nas z boku na bok. Było naprawdę fantastycznie, chociaż scenieria nie powalała. Brunet nie omieszkał nie wspomnieć o brudnym piasku i stercie butelek po piwie dookoła, nazywając mnie romantyczką.
Chwilę później opowiadał miże kiedy przyjadę do LA, pokaże mi wszystkoWiedziałam, że interesował się kilkoma rzeczami, o których wczesniej wpominał, mimto nie mogłam powstrzymać absurdalnie wielkiego uśmiechu, kiedy słyszałam z jaką radością i podekscytowaniem opowiadał o swojej pasji. Niczym dziecko o nowej zabawce - uwielbiałam w nim tego dzieciaka.

W pewnej chwili Shannon wstał i z kieszeni spodni wyciągnął paczkę papierosów. Trochę mnie to zdziwiło, więc zadałam oczywiste pytanie, na co on odpowiedział:

-Tylko, kiedy się denerwuję.

-A denerwujesz się? - spytałam stając koło niego, kładąc dłoń na jego torsie.

Nie odpowiedział.
Położyłam głowę na jego ramieniu, a on przytulił mnie jedną ręką. Postanowiłam dać mu odrobinę czasu dla siebie, bo przecież sama często go potrzebowałam.

Kiedy wypalił papierosa, odgonił nieprzyjemny dym i przytulił mnie mocniej.

-Dobrze, że Cię mam.

-Po pierwsze, to wcale mnie nie masz - zaśmiał się cicho a jego klatka piersiowa delikatnie podskakiwała - a po drugie, to też się cieszę.

-Pojedziesz ze mną dalej? - spytał po chwili milczenia.

Zrobiłam wielkie oczy ale nie potrafiłam nic powiedzieć. Tak bardzo chciałam się zgodzić, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Kochałam życie w trasie. Widywać zachody słońca codziennie w innym miejscu, widzieć oddanie trzech muzyków, pracę całej ekipy. Uwielbiałam codziennie żartować z Shannona/(em)... Ale nie mogłam się zgodzić. Miałam studia, których nie mogłam przerwać. Naprawdę chciałam zostać adwokatem, to był mój jedyny pomysł na życie i zamierzałam osiągnąć ten cel. Poza tym te kilka tygodni 'zabawy' potwierdziło mnie w przekonaniu, że odejście Annie wcale nie jest takie proste, jak momentami mogłoby się wydawać. Gdyby nie obecność Shannona i przede wszystkim moich tabletek, bez których nie wyobrażałam sobie dnia, dawno straciłabym zdrowy rozsądek.
No tak, zapomniałam, że na samą myśl o samolocie robiło mi się niedobrze, a nogi uginały się pode mną automatycznie. Po śmierci rodziców od razu wiedziałam, że nigdy nie polecę samolotem. Nigdzie.

-Wiem, że nie możesz, wiem, że się boisz skarbie, ale zawsze warto spróbować - powiedział powoli, na koniec całując mnie w wierzch głowy.

Moje wspaniałżycie: kiedy coś zaczynało się układać, zaraz MUSIAŁO się pieprzyć. Wiem, że osiem miliardów populacji boryka się z takim założeniem, ale gówno mnie obchodzą inni. Ja chcę być z Shannonem - mężczyzną, który jest typowym facetem, z drobnymi ulepszeniami. Zawsze potrafi mnie rozśmieszyć, możemy rozmawiać albo milczeć godzinami. Nie próbuje mnie ograniczać i kontorolować. Uwielbiam kiedy trzyma moją dłoń i otacza mnie ramionami. Nie wspominając o seksie i ogólnych walorach fizycznych!

-Hej, damy radę! - starałam się pocieszyć nas obojga, ale przychodziło mi to z trudem, zwłaszcza, kiedy w oczach zbierało się morze łez.

-Wiem - powiedział po chwili - po prostu nie chce się z Tobą żegnać na ponad pół roku. Zasrana europa.
Ał. Coś w sercu, jakby pierdolona szpilka

-Shannon - powiedziałam cicho marszcząc brwi. Oderwał wzrok z migających świateł przed nami i spojrzał na mnie.

-Halo, inni by wymiękli, ale my? Nie ma cienia szansy, że się nie uda! - uśmiechnął się delikatnie, a ja zrobiłam to samo.

Po chwili cali w piachu staliśmy w otoczeniu... sufu(?). Ja ze łzami w oczach, Shannon z lekkim uśmiechem. Położyłam dłoń na jego policzku, aby za moment znów poczuć smak jego ust na swoich. W tym naszym pocałunku było trochę żalu, ale jak zawsze coś wisiało w powietrzu, coś, co za każdym razem miało prowadzić do zrzucenia z siebie ubrań.

-Tylko już nie płacz, Mała - powiedział po chwili - nie cierpię widzieć Cię smutnej.

Taki już był, ten mój Shannon - po prostu cholernie przystojny i jeszcze bardziej (o ile to możliwe) opiekuńczy.
*
W końcu znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. Po dobrej imprezie i naszym spacerze byliśmy wykończeni.
Poszłam szybko do łazienki, podczas kiedy starszy Leto odgruzowywał moją sypialnię porozrzucanych wszędzie ubrań.
Przez drogę powrotną prawie usypiałam, idąc. Byłam naprawdę zmęczona.
Kiedy weszłam do łazienki nie miałam siły stać
Przecierając mokrą twarz ręcznikiem nagle osunęłam się na ziemię.
Moją głowę przeszył okropny ból.
Jedyne co pamiętam to chłód kafelek i myśli krążące między dwoma wydarzeniami: porannym zażyciem trzech tabletek (a potem dodatkowo kolejnych trzech, tuż przed imprezą), a alkoholem wypitym podczas pobytu w klubie.
Z każdą sekundą coraz ciężej było mi złapać oddech.
Nie potrafiłam podnieść się z ziemii, nawet nie poruszyłam dłonią, nie mogłam...
Próbowałam wołać Shannona, prosić o pomoc, ale jedyne, co wychodziło z moich ust to ciężkie oddechy i ciche pomruki.

Nie było szans, żeby u...szał. Sh... on. An...ie!
|*|
Bardzo ładnie proszę, piszcie co myślicie, jak Wam się 'podoba'.Tutaj, na tt, gdziekolwiek! Napiszcie, że to gówno i czytacie to z przyzwyczajenia czy coś, nie wiem, po prostu piszcie. 
dziękuję
martyna



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz