Obiecałam sobie, że tego wieczoru będę bawiła się jak najlepiej. Nie, że nie miałam na to ochoty, ale moje wrogo nastawione do mnie myśli, były całkowicie przeciw imprezowaniu. Na szczęście miałam koło siebie wspaniałych ludzi, którym nie wiele zajęło zarażenie mnie dobrym humorem.
Zespół pożegnał nas koło 17, udając się do hotelu, przygotowując się przed ostatnim koncertem na tej trasie.
My natomiast z Jonni nie mogłyśmy się nagadać. Rozmowy przez telefon w niczym nie przypominały potoku słów, jaki zawsze z siebie wylewałyśmy. Ale wtedy nie miałyśmy na to za bardzo czasu. Za dwie godziny miałyśmy stawić się na 33 ulicy, a sam transport metrem zajmował godzinę.
Tak więc wzięłam szybki prysznic i od razu zaczęłam walczyć z włosami. Z niewielką pomocą przyjaciółki codzienne fale zamieniły się w proste włosy, związane w długi kucyk.
Tak, postanowiłam wyglądać inaczej niż Shannon mógł mnie oglądaćprzez ostatni czas (<--czytaj dres i kok co drugi dzień).
Makijaż i bieg do szafy. W mojej pustki raziły bardziej, niż żółty śnieg, ozdobiony przez ulubionych pupili, jedyną opcją pozostawała garderoba Jonni. Punkt! Znalazłam tam małą, czarną, skórzaną sukienkę, z prześwitującym materiałem a okolicach dekoltu. Sama się nie poznawałam... chyba naprawdę się starzeję, skoro trampki i t-shirt nie do końca mi wystarczają.
- Moim skromnym zdaniem – zaczęła Jo – wyglądamy nieziemsko!
- Prawdopodobnie... oczywiście, że tak! - zaśmiałyśmy się i gotowe poleciałyśmy na stację metra (o dziwo na czas).
Usilnie starałam się nie myśleć, że po dzisiejszym wieczorze Shannon wróci do LA a ja znów sama zostanę tutaj, zaczynając kolejny rok na uczelni. Nie wiem dlaczego tak się martwiłam, przecież Shannon był naprawdę fajnym facetem (czasami mu się zdarzało) ... WIĘC PRZESTAŃ SIĘ UŻALAĆ I ZACZNIJ SIĘ ZACHOWYWAĆ TAK, JAK CHCESZ, BEZ ŻADNYCH OGANICZEŃ, KALKULACJI! Co się z tobą stało? - spytałam się w duchu – gdzie ta młoda dziewczyna, która wyrwała się z rodzinnego miasta, gdzie obklejona była łatkami i ograniczana przez każdego?
Nie ma jej – odpowiedziało coś we mnie, coś, co chciałam, żeby umarło – to dziecko stało się dorosłym, który wie, że życie nie jest kolorowe jak w piosenkach. Ludzie odchodzą i zazwyczaj już nie wracają.
Na miejscu byłyśmy chwilę przed 20. Trzydziesta trzecia była całkowicie zakorkowana a chodniki w niczym nie odróżniały się od ulic. Z wielkimi uśmiechami na twarzach udałyśmy się do bocznego przejścia, tak jak poinstruował nas wcześniej Jamie.
Jakiś młody ochroniarz po sprawdzeniu naszych dokumentów i innych mało ważnych rzeczy, zaprowadził nas do pokoju dla gości, który mieściłsię zaraz obok 3 garderób muzyków. Oczywiście weszłyśmy do pomieszczenia Jareda, sprawdzając rzeczy, których sobie zażyczył, myszkując delikatnie w jego 'scenicznych strojach'.
Dochodziła 21:30. Chłopaki właśnie wrócili z M&G-ów.
- Jakieś nowe miłości, zauroczenia, romanse? - spytała Vicky, spoglądając raz na mnie, raz na Shannona.
- Jasne! Ogólnie, za 9 miesięcy, koło sześćdziesięciu dzieciaków będzie wołało na nas 'tato' – totalnie beznadziejny humor Chorwata, ale jak to z nim bywa, udzielił się każdemu.
- W takim razie Alex, będziesz pierwsza – rzucił uśmiechnięty Jared.
-Po prostu Wasze żarty są tak wspaniałe... - powiedziałam, zakrywając dłonią oczy.
- Żarty żartami, ale spójrzmy prawdzie w oczy, nie mało brakuje, kiedy widzi się braci Leto – Shannon podszedł do brata, obejmując go ramieniem.
- Dokładnie. Dorzućmy do tego boskiego Milicevica i trojaczki gwarantowane!
Jonni zanosiła się ze śmiechu, zresztą nie tylko ona, ale ja opanowałam tą trudną sztukę nie śmiania się z - zazwyczaj udanych żartów - tej trójki, kiedy miało to metaforyczny sens, mówiący 'poddaję się, to jest dobre'.
Po minucie stałam już publicznie ośmieszana, kiedy to 'zabawni przyjaciele' opowiadali 'zabawianym przyjaciołom' historię mojego spotkania z zespołem. Najgorsze było to, że chociaż Jonni znała jego przebieg na pamięć, to nawet nie przeszło jej przez myśl ochrona mojego biednego dupska.
- A potem kolejne osoby musiały poczekać parę minut z powodu przerwy technicznej, bo nasza Alex zaśliniła całe pomieszczenie.
- Jak zawsze dokładni w każdym calu – powiedziałam sporo poirytowana.
Shannon podszedł do mnie od tyłu, przytulając się i delikatnie drapiąc swoim uroczym, kilkudniowym zarostem i po chwili przyłączyłam się do bandy dzieciaków, żartujących w najlepsze.
Cała trójka poszła do siebie, osobno przygotowując się do występu, który miał zacząć się za kilkanaście minut. Nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, ale postanowiłam trochę poprzeszkadzać mojemu ulubionemu perkusiście.
Zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Jedyne co słyszałam to stukanie pałeczek. Uchyliłam delikatnie drzwi jego garderoby i wychyliłam za nie głowę. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i głową dał mi znak, żebym weszła.
Nie przestał wybijać swojego rytmu a ja zastanawiałam się, czy on na pewno ma dwie dłonie, bo tępo było szaleńcze a z każdą chwilą stawało się szybsze.
Stałam oparta jedną rękę o małą toaletkę z dużym lustrem wywieszonym nad stolikiem.
- No co? - zapytał uroczo, zatrzymując się.
- Nic, tylko patrzę – uśmiechnęłam się – nie przestawaj, lubię jak grasz.
Leto podszedł do mnie z tym swoim krzywym uśmieszkiem, kładąc swoje dłonie na mojej talli.
-Ślicznie wyglądasz kochanie – przypomniało mi to TEN szept.
H a l o c o o n p o w i e d z i a ł ??????!!!?!?!?
Widząc moje 'małe' zdziwienie i delikatny uśmiech przytulił mnie, otaczając mnie swoim umięśnionym ciałem.
Albo to był sen, albo w końcu, po setkach koszmarnych związków i milionie beznadziejnych facetów na jedną noc spotkanych na mojej drodze, mogłam powiedzieć, że znalazłam faceta idealnego (nie dosłownie, no bo halo, koleś z impetem wypluł moją ulubioną kawę!).
- Shannooon – powiedziałam po chwili, robiąc zachmurzoną minę.
- No co?
- Zepsułeś mi plan – tupnęłam nogą – miałam tu przyjść, powkurzać Cię odrobinę a na koniec dać buziaka, albo kopa, jeszcze się nie zdecydowałam.
- No przepraszaaaam – przeciągał teatralnie.
- Ale nie, w porządku, nie jest tak źle – powiedziałam, uśmiechając się.
- No ja myślę, bo ja się tu staram.
- Po co?
- Żebyś mnie nie zostawiła, to chyba oczywiste.
Wystarczyło. Rozpłynęłam się. Naprawdę mu zależało! Cholera. Co?
- No co Ty! Gdzie ja bym znalazła tak przystojnego perkusistę? - położyłam dłoń na poziomie jego brzucha unosząc brwi ze zdziwienia.
- Fakt. Staram się tylko nie odstawać od mojej przystojnej dziewczyny.
- Wiedziałam! Minuta bez jednego wyzwiska. Za dużo? O Boże, dlaczego zesłałeś na mą drogę Shannona okropnego Leto? - wzniosłam ręce nad siebie a On z uśmiechem na twarzy złapał mnie w pasie, po czym podniósł i posadził na małej toaletce.
- Nie narzekaj. Zawsze mogłaś trafić na gorszego brata – znów jego dłonie na mojej talli, znów moje tętno zwiększone dwukrotnie.
Wpatrywaliśmy się w siebie a w powietrzu czuć było moment oczekiwania. Oplotłam jego szyję rękoma a on delikatnie rozchylił moje nogi, podchodząc jeszcze bliżej. Przysięgam, że przez chwilę nie mogłam złapać oddechu.
Ani jednego słowa. Nawet JA nie miałam w tamtym momencie żadnej dręczącej czy nawet jakiejkolwiek innej myśli. Po prostu wpatrywaliśmy się w siebie i dopiero Shannon po chwili przerwał ten bezruch, złączając nasze usta.
To nie był zwykły pocałunek. Każde z nas włożyło w niego pasję i założę się, że tonę pożądania. Wystarczyła chwila a nasze usta stały się nierozłączne. Dłonie Leto wędrowały po moim ciele, moje natomiast wplecione były w jego włosy.
Z każdą chwilą coraz bardziej brakowało mi powietrza bo nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i łapczywy. Shannon chciał się bardziej przybliżyć, ale sztywny materiał mojej sukienki na to nie pozwalał.
- Shannon, sukienka – rzuciłam, na chwilę odrywając się od jego wspaniałych warg.
- Nie ma problemu – powiedział zachrypniętym głosem, pożerając mnie wzrokiem. Podniósł mnie odrobinę a ja w tym czasie podciągnęłam sukienkę wyżej.
- Co my robimy? - spytałam kompletnie nie wiem po co, bo tylko traciłam czas będąc oddalona od jego ust.
- To, co chciałem zrobić miesiące temu.
Jego dłoń błądziła po moim odsłoniętym udzie a wargi znów połączyły się w jedno. Nie mogłam się powstrzymać i włożyłam rękę pod materiał jego koszulki. Wreszcie mogłam poczuć dobrze wyrzeźbione ciało Shannona.
W czasie kiedy ja studiowałam jego klatkę piersiową (już pozbawioną koszulki) on przesuwał dłoń coraz bliżej mojego środka. Czułam ciepło, które źródło miało na skórze mojego uda. Podczas szaleńczego pocałunku oboje z Shannonem wydawaliśmy pomruki zadowolenia ze swojej bliskości.
Ktoś zapukał. Zignorowaliśmy to.
Kolejny raz.
Wreszcie do pokoju wpadł Jared, wrzeszcząc:
- Stary! Za dwie minuty wchodzimy! Co do...?!
- Wyjdź! - odpowiedział starszy brat.
- Shan, sory brachu, ale...
- Wyjdź. Godzina – rzucił po czym Jared przeklinając wyszedł z pokoju, krzycząc zza drzwi coś tam o gumkach.
- Godzina? - spytałam rozbawiona.
- Może dwie – podniósł mnie, kierując się w stronę dużej, czarnej kanapy. Trzymał mnie jedną ręką, drugą powoli odpinał zamek mojej sukienki.
Uśmiechnęłam się do niego znacząco a on odpowiedział tym samym.
- Albo trzy.
Więcej nie rozmawialiśmy.
|*|
Wiem, że się cieszycie, dirty birdy!
Dziękuję za komentarze i wszelkie opinie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz