środa, 26 lutego 2014

rozdział trzydziesty piąty (II)


|*| 
Wprawcie się w klimat przed przeczytaniem ;) http://www.youtube.com/watch?v=3xUfCUFPL-8
|*|

Przez cały wieczór nie moglibyście zobaczyć nas bez wielkiego uśmiechu na twarzy. Oprócz momentów grozy, kiedy zbliżał się punkt kulminacyjny szaleńczych kolejek (nic nie mówię, ale Shannon wrzeszczał/piszczał głośniej niż niejedna młodociana dziewczynka). Włóczyliśmy się od jednego straganu do drugiego. Było już ciemno, a plaża wyglądała ślicznie. Pozawieszane na wszystkim lampki migotały wesoło, oświetlając okolicę. 
-Shann... - wpadłam na genialny pomysł, więc uwieszona na jego ramieniu zaczęłam się szczerzyć, a następnie kiwnęłam głową w stronę pluszakowej loterii. 
-Uważaj, teraz będzie pojedynek! Co byś chciała? - przybrał poważną minę - tego misia za 50 centów, tamtego białego czy ewentualnie grającą na garach małpę za dolca? 
Szybko pożałował tego ironicznego pytania, bo po paru minutach jego bluza była do połowy mokra. Mianowicie, poprosiłam go o nagrodę (bransoletkę z muliny), którą można było otrzymać w zamian za wyłowienie jak największej ilości tyci rybek z tyci jeziorka, tyci wędką z magnesem w środku. 
-Zaszczytne miejsce - powiedział, zakładając wygrany, kolorowy wyrób, kiedy staliśmy oparci o balustradę na małym, zatłoczonym molo.
-Absolutnie. Ta ręka jest zarezerwowana dla Ciebie - zaśmiałam się, oglądając prezenty od Leto, zakrywające ledwo widzialne ślady po dawnej żyletce. Znacie takie uczucie, kiedy jesteście tak szczęśliwi, że nawet boicie się pomyśleć, że to może się skończyć? Ja też nie znałam, do tamtej chwili. Kupa śmiechu, ciągła rozmowa i dużo zabawy- oto nasza oficjalna pierwsza randka, która była wspaniała.
*
Kiedy obejmowaliśmy się na molo, z oddali zauważyliśmy błysk flesza. Później kolejny i jeszcze jeden. Shannon zaśmiał się i rzucił pod nosem 'patrz teraz' i trzymając ręce na mojej talii, dotknął swoimi ustami moich. W krótkiej chwili ciemne otoczenie stało się najjaśniejszym w okolicy. 
-Sprzedajesz naszą prywatność - powiedziałam, odrobinę speszona. 
-Tylko daje im zarobić. Poza tym, jak każdy mężczyzna, chwalę się swoją kobietą - puścił mi oczko.
-Nie musisz już ze mną flirtować, baranie - zaśmiałam się, przytrzymując w dłoniach materiał jego bluzy. 
-Ależ nie potrafię się oprzeć! 
-Jaka szkoda, że na mnie to już nie działa - zrobiłam smutną minę, na co on uniósł brwi i zniżył odrobinę swoje dłonie, ułożone poprzednio na moim ciele. -Śnisz - powiedziałam od razu, mrużąc oczy. Shannon posłał mi tajemniczy uśmiech i przysunął się bliżej mnie. Zaczął robić głupie miny, które -jak zakładam- miały być uwodzicielskie. W pewnym momencie pokazałam mu język, a on zacisnął swoje dłonie na wysokości moich bioder. Pokiwałam przecząco głową, odchodząc od niego parę kroków. 
-Że niby ja to nie mogę flirtować, ale Ty już tak? - obruszył się, idąc za mną powoli. Przytaknęłam, a po sekundzie jego dłonie ponownie trafiły na linię mojej talii. Staliśmy oddaleni od siebie o zaledwie kilka centymetrów, kiedy usłyszałam cichy, zachrypnięty głos Shannona:
-Nie każ mi obmacywać Cię przy nich wszystkich.
-Przecież nic nie robię - otworzyłam ze zdumienia oczy - że też wszystko kojarzy Ci się z jednym, kochanie - wplotłam rękę w jego krótkie, ciemne włosy. 
-Nie - poprawił mnie - wszystko kojarzy mi się z Tobą, a Ty jesteś moim synonimem... tego drugiego - dodał z brudnym uśmieszkiem. 
-Jesteś beznadziejny - powiedziałam zrezygnowanym tonem.
-Wcale nie!
-Tak.
-Kłamiesz.
-Nienawidzę kłamstwa, nie.
7 godzin później:
-Tak.
-Nie.
-Ta, ak. 
-Za to mnie przecież kochasz - pokazał rządek śnieżnych zębów.
-Czasami - wystawiłam język odrobinę nad dolną wargę, a Shannonowi automatycznie pociemniały oczy. 
-Alex...
-Shannon - przekomarzałam się.
-Przyjedźmy tylko do domu... Nie ruszysz się przez tydzień - zagroził niskim tonem, wpatrując się we mnie.
-Nie obiecuj Leto, nie obiecuj! 
Jego 'obiecuję' było najlepszą obietnicą w moim dziwacznym życiu. Głęboka, tajemnicza i (olaboga!) taka seksowna... 
*
Wracaliśmy już do domu i jadąc przez różne części miasta, poznałam naprawdę dużo ciekawych i często nienadających się do opowiedzenia historii. Co trzecia ulica była jakimś wspomnieniem Shannona, któremu uśmiech uniemożliwiał gadanie. W pewnym momencie samochód się zatrzymał. Rozejrzałam się dookoła i niedaleko od naszego wozu znajdowała się kolejna plaża. 
-Gdzie jesteśmy? - zadałam oczywiste pytanie. 
-Nie mam pojęcia, ale jest cicho, nikogo nie ma, więc możemy pozwiedzać. 
-To piach - zaśmiałam się, wychodząc bez butów z auta. Jak się okazało, byliśmy sami w rozległym promieniu, bo znikąd nie pojawiła się choćby jedna sylwetka. Shannon był przygotowany na wszystko i z bagażnika swojego pick up'a wyciągnął skrzynkę piwa i puchowy koc. Razem z Tomo nazwali to kiedyś 'zestawem podróżnika' i nigdy nie mogło go zabraknąć! 
*
Siedzieliśmy koło siebie, skuleni, dzieląc jeden koc, którym się owinęliśmy. Mijała trzecia w nocy a my już opróżniliśmy 1/3 skrzynki z alkoholem, kiedy właśnie zaczynała się nasza fascynująca gra.
-Pierwsza fajka? - spytał Shannon.
-15 lat. 
-Seks zbiorowy? 
-Nie?
-Jakieś homoseksualne związki?
-Jeszcze nie.
-Kradzież?
-Zdarzało się.
-Częstotliwość masturbacji? 
-Co?! Shannon, jesteś obrzydliwy! Teraz moja kolej - upiłam łyk piwa i poleciała pierwsza seria pytań:
-Czy kiedykolwiek Ty i Tomo byliście parą? 
-Ha! N.I.E.
-Pierwsza impreza, na której leżałeś w rzygach?
-Jakieś 14 lat.
-Pierwszy stosunek? 
-Oficjalne piętnaste urodziny.
-Zaangażowany w grupę przestępczą?
-Nie? 
-Narkotyki?
Cisza. 
-Jakaś trawka, koka, cokolwiek? 
Znów nic.
-Shannon... -sprawdzałam, czy nie usnął.
-A, co? Nie, żadnych narkotyków. A Ty? - spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem. 
-Kiedyś, po śmierci rodziców, no wiesz... Nawet miałam z tym problem - przełknęłam ślinę - ale na szczęście jest Annie. Um... była - dodałam cicho. Shannon otoczył mnie ramieniem, ale ja odrzuciłam tę pomoc, zalewając go potokiem słów:
-Nie płaczę! Zobacz, Shannon ani jednej łzy! - trunek robił już swoje -Cholerny wiatr, robi się coraz chłodnej ale niebo jest śliczne, zobacz, tyyyle gwiazd. Dobre to piwo, chcesz? 
-Alex, nie musisz udawać - powiedział powoli - Kocham Cie jak się śmiejesz i jak płaczesz, nie musisz nic udowadniać. 
-Nie udaje... 
-Nie bój się płakać - posłał mi nieśmiały uśmiech, a ja poprawiłam okrywający nas koc, i wtuliłam się w ramię Shannona. 
-Dobra, wracamy - powiedziałam 'wesoło' - co to było? A, trawka. Nic? 
-Nie.
-Nawet raz? Dla spróbowania? - dziwiłam się. 
-Powiedziałem, nie - jego ton był władczy i donośny.
-Dobra, nie musisz krzyczeć... 
-Nie krzyczę. Mleko czy herbata? - dodał po chwili niezręcznej ciszy.
-Herbata, to było proste. Największa pasja? 
-Ty - powiedział automatycznie, a ja otworzyłam oczy ze zdumienia. Ja? Jakaś zwykła dziewczyna? Oczywistym było, że jedyną odpowiedzią jest perkusja, ale na pewno nie to. 
-Dobra, teraz na poważnie. Fotografia, motory, perkusja? 
-Motory? - spytał cicho.
-A nie? 
-Dawno z tym skończyłem.
-Dlaczego? 
-Nie miałem czasu - uśmiechnął się i ucałował moje czoło. Nie chciałam drążyć, ale przecież znałam historię Mandy i to, co powiedział Shannon było kłamstwem. Dlaczego to zrobił, dlaczego mnie oszukał? Postanowiłam jednak, że nie będę się wtrącać, to przecież jego życie. 
*
Po siódmym piwie czułam, jak moje myśli opanowuje alkohol. Było mi niedobrze a mój błędnik wariował. Latałam po piachu, skacząc wesoło, co chwilę wykrzykując teksty ulubionych piosenek. Shannon leżał na kocu oglądając mnie, nie mogąc powstrzymać śmiechu. 
-SHANNON! No chodź! Jest super! Ten piasek jest taki przyjemny - rozrzucałam drobinki dookoła, zasłaniając oczy - no rusz dupsko! Shanuś, proszę tu do mnie! - stanęłam w miejscu, krzyżując ręce na piersiach. Leto podniósł się powoli i śmiejąc się ze mnie, podszedł. 
-Upiłaś się, Mała - patrzył na mnie lekko poirytowanym wzrokiem. 
-Co? Wydaje Ci się - powiedziałam, wywracając oczyma - idziemy do wody? Chodź, proszę, pójdź ze mną Shanuś - ciągnęłam go za rękę, ale ani drgnął. 
-Chodź głupku, położę Cię w aucie - wziął mnie na ręce, ale zaczęłam się wyrywać i machać nogami. 
-A nasz kocyk? Co z naszymi piwkami? Nie można ich tak zostawić - zasmuciłam się. 
Po chwili zostałam ostrożnie postawiona na ziemi. Shannon otwierał tylne drzwi samochodu, a ja usiadłam na masce z przodu. 
-Chodź - wyciągnął do mnie rękę, ale asertywnie kiwałam głową - Alex - zaśmiał się, podchodząc do mnie. 
-Zostaję tutaj, z Tobą - uśmiechnęłam się kokieteryjnie i rozszerzyłam delikatnie nogi. Brunetowi od razu zaświeciły się oczy i zbliżył się bez słowa sprzeciwu. Sam sporo wypił, i tylko jakiś kretyn powiedziałby, że nie jest pijany... Więc była nas dwójka. 
Jak to często bywało, dzieliły nas zaledwie centymetry, a w powietrzu wisiało to wspaniałe uczucie. Ja siedziałam na masce auta, Shannon stał dokładnie naprzeciwko mnie, nie dotykaliśmy się niczym, co z każdą sekundą potęgowało napięcie między naszymi ciałami. Jego wzrok ewidentnie dominował nad moim. W pewnym momencie zrzuciłam z siebie kurtkę, a Leto w ciągu dwóch sekund pokonał dzielącą nas odległość. Złapał za materiał mojej koszulki, ale pokiwałam przecząco głową. Posłał mi pytające spojrzenie a w odpowiedzi otrzymał mój szeroki uśmiech i widok przygryzanej przeze mnie wargi. Zachrypniętym głosem wyszeptał moje imię, a ja znów zaprzeczyłam, chociaż graniczyło to niemal z cudem. Jego oczy w żadnym stopniu nie przypominały już orzecha, przybrały odcień najdroższej, najciemniejszej czekolady. Napięcie stawało się nie do zniesienia i widziałam, że Shannon wariował. W końcu dobitnie powiedział: 
-Pierdolić to. 
Po czym zrzucił ze mnie koszulkę i wpił się w moje usta. Dłońmi błądził po moich plecach, które pokryte były gęsią skórką. Ześlizgnęłam się z samochodowej maski i stałam przed nim. Delikatnie dotykaliśmy się ciałami. Nie pozostałam mu dłużna i po chwili jego t-shirt wraz z bluzą robiły nam za dywanik. Dosłownie każde z nas walczyło o haust powietrza, kiedy na sekundy odrywaliśmy od siebie usta. Nie mogłam utrzymać swoich bioder na wodzy i nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęły wykonywać pewien ruch, co chwile przywierając do wypukłego rozporka Shannona. Zaczęłam rozpinać mu spodnie, ale jemu poszło to dużo sprawniej i już stałam w samej bieliźnie, i dopiero po chwili do mnie dołączył. Uniósł mnie nad siebie, tak, że mogłam zarzucić swoje nogi na jego biodra. Rękoma przytrzymywałam jego włosy, co chwile za nie pociągając, kiedy on obdarowywał mój dekolt pocałunkami. Z moich ust wydobywały się ciche dźwięki, a biodra same pchały się na jego ciało. 
Zakładam, że powinno być mi cholernie zimno, kiedy opierałam się o drzwi auta, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić, bo w tamtym momencie bielizna dosłownie paliła moje ciało. 
Wreszcie, po krótkiej wymianie wzroków, Shannon powoli opuścił moje czarne majtki. Nabrałam głośno powietrza i odchyliłam głowę, czekając na ten moment. Perkusista pewnym ruchem połączył sie ze mną, a następnie powoli się poruszał. Szybko się do siebie dopasowaliśmy i nasze ruchy były zsynchronizowane. Nie trwało to długo, bo wspólnie wydawane odgłosy, jego dłonie na moich pośladkach i to wspaniałe ciepło jego ciała, nadały tamtej chwili szaleńczego tempa. 
*
Zimna szyba auta dotykała moich pleców, a ja uśmiechałam się do swojego chłopaka, który wciągał na siebie jeansy. 
-Hm? - szepnął podchodząc do mnie, zakładając pasmo moich włosów za ucho.
-Nic - uśmiechnęłam się do niego, splatając nasze dłonie. 
-Kręci się w główce, co? - zaśmiał się uroczo.
-Odrobinę, ale to już nie wina alkoholu. 
-Uwielbiam Cię - posłał mi wspaniały, szeroki uśmiech, po czym kazał zaczekać. Grzebał chwilę w samochodzie, skazując mnie na stanie na tym zimnie w rurkach i samym staniku. 
-Mam! - krzyknął, wracając z markerem. Złapał mnie za rękę a następnie podniósł, stawiając na masce swojego pick up'a. 
-Co Ty robisz? - zaczęłam się śmiać, ale Shannon wskoczył już za mną, a po chwili stał na płaskim dachu. 
-Wskakuj!
-Poważnie? Oszalałeś?! 
Nie odpowiedział, po prostu wciągnął mnie do siebie na górę. Staliśmy NA aucie, oglądając spokojnie falującą wodę, jaśniejące niebo i dalej tętniące życiem miasto w oddali. W pewnym momencie Shannon uklęknął przede mną. Całe 'alkoholowe otępienie' zniknęło, a na zastępstwo stawiło się ogromne zdziwienie. 
-Alex... Pani Batch... Alex... - jąkał się klęczący Shannon, a mi uśmiech zamarzł na twarzy.
-No... - dodawałam mu otuchy, chociaż nie wiedziałam, co się dzieje.
-Nie popędzaj mnie, właśnie Ci się oświadczam, tępaku.
-Serio? - zaśmiałam się pod nosem. 
-Tak! - oburzył się - Więc... Wiesz co, naprawdę było by mi łatwiej, jeśli byś się ze mnie nie śmiała! - był taki zasfasowany i niepewny siebie. Wspaniale było oglądać go w takiej niespotykanej wersji.
Pokiwałam głową i zasłoniłam usta dłonią. 
-Tea... - znów zapadła krótka cisza, kiedy w końcu Shannon się zebrał i zdenerwowany powiedział: 
-Kurwa, Alex, wyjdziesz za mnie? 
Łzy napłynęły mi do oczu i z niewiarygodnym uśmiechem na twarzy, klęknęłam przed nim. Dalej zasłaniałam ręką usta, ale tylko dlatego, żeby nie palnąć czegoś głupiego. 
-Alex... - niecierpliwił się Shannon.
-No co mam Ci powiedzieć idioto? 
-Najlepiej 'tak' - uśmiechnął się uroczo - inaczej wyjdę na frajera. 
-Dobra - wzruszyłam ramionami, łapiąc go za głowę i przyciągając jego twarz do swojej. 
-Wiedziaaałem - rzucił, ale nie dałam mu dokończyć. Złączyłam nasze usta w długim, delikatnym pocałunku. 
-Nie cwaniakuj - dodałam po chwili - jeszcze nie widziałam pierścionka. 
-Tu jest - pokazał mi marker, a następnie z precyzją chirurga narysował na moim serdecznym palcu okrąg, z oczkiem w środku. 
-Nie śmiej się, bo nie wyjdzie - napomniał mnie, kiedy drżałam ze śmiechu. -Gotowe - uśmiechnął się. 
-Jesteś porąbany. 
-Kocham Cię - powiedział spokojnym, niskim tonem, dodając najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam. 
-Ja Ciebie też - odpowiedziałam, ocierając jedyną łzę. 
Po wieczności, jaką trwało nasze przytulenie, znów staliśmy na dachu terenowego samochodu. Shannon obracał mnie w powietrzu, wrzeszcząc coś niezrozumiałego. Ja tylko uśmiechałam się, będąc najszczęśliwszą osobą na świecie (sądząc po nieustających okrzykach radości, to może poza Shannonem). Nawet nie próbowałam zrozumieć szczęścia, jakie mnie ogarniało. Po prostu uniosłam głowę do góry i patrząc na pierwsze promyki wschodzącego słońca zwróciłam się do mojej prywatnej trójki na górze: 'dziękuję'. 
|*|
Wohhohhoh!
dziękuję
martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz