wtorek, 22 kwietnia 2014

rozdział czterdziesty dziewiąty

-Ruszać tyłki i na górę! - słyszę krzyk Jareda i niechętnie otwieram oczy, w które od razu razi słońce, wpadające przez mały bulaj. Mrużę je delikatnie i po chwili czuję przyjemne, lekkie kołysanie. Wstaję i podnoszę swoją wczorajszą koszulkę, którą przeciągam przez głowę. Mam ochotę walnąć Jareda w łeb za tak wczesną pobudkę, ale z drugiej strony od dawna nie spałem tak długo- w trasie nie ma na to czasu. Otwieram drzwi, przez które przechodzę skulony i od razu wracam się po okulary przeciwsłoneczne- taki nowy, wakacyjny nawyk.
-I jak pierwsza noc na naszym jachcie? - pyta mnie Tomo, podkreślając dwa ostatnie słowa.
-W nocy trochę mi Ciebie brakowało... - odpowiadam udając smutnego, i zaraz po tym jak ściskamy się z Chorwatem, śmiejemy się w głos.
-Stare to, a głupie! - wyśmiewa nas Jamie, co jeszcze bardziej podsyca nas do dalszych żartów. Z Tomo znamy się od jakiś 10 lat i jego przyjaźń jest dla mnie bardzo ważna. Mimo wszystko jesteśmy do siebie podobni i często spędzamy ze sobą czas. I chociaż jego żarty są dużo gorsze od moich, to nasze poczucia humoru mają ze sobą wiele wspólnego. Poza tym Tomo to wspaniały przyjaciel i dobrze jest móc na niego liczyć. Po kilkunastu minutach razem z Paulem - sternikiem- cumujemy w jednym z portów. Słońce praży niemiłosiernie, ale to miła odmiana po tygodniach spędzonych zimą w Europie. Postanawiamy wstąpić do przystaniowej restauracji i zjeść coś w ramach lunchu. Kiedy widzę kartę dań uśmiecham się do siebie i kompletnie nie wiem co właśnie zamawiam, ale wkrótce przekonuję się, że to jest wspaniałe. Podejrzewam, że jak cała lokalna kuchnia, wypełniona kolorami i pięknymi, wyrazistymi zapachami. Następny, i najważniejszy punkt naszego postoju to zakupy. Udajemy się do niedaleko położonego Marcy i od razu bierzemy się do roboty. Na początek zajmujemy dwa duże, sklepowe wózki i biegamy między regałami- jeszcze mamy siłę. Każdy z nas po kolei wrzuca wszystko, na co ma ochotę i to, co może się przydać. Ledwo dojeżdżamy do kas nie wysypując wszystkiego na ziemię. Dopiero kiedy wykładamy wszystkie produkty na taśmę orientuję się, co znalazło się w naszych koszykach. Oprócz dwóch ton mięsa, odrobiny warzyw, kilkunastu słoików wszelakich sosów, masy gazowanego picia, słodyczy i góry lodów, mamy jeszcze grilla, serpentyny, gumową lalę (?), kilka nadmuchiwanych materacy w kształtach zwierząt (widzę tu rękę Jareda) i kilka paczek prezerwatyw (o co podejrzewam Jamiego). Jakimś cudem udaje nam się wrócić do portu i bezpiecznie odłożyć wszystko na pokład. Następnie czeka nas jeszcze jedna, osobna wyprawa po alkohol, którego nie może zabraknąć na mojej imprezie urodzinowej. Całą bandą wchodzimy do sklepu z alkoholami i w przeciwieństwie do Marcy, wszytko wybieramy z głową. Wreszcie możemy wrócić na jacht i zacząć wszystkoprzygotowywać. Same zakupy zajęły nam ponad trzy godziny, i mam tylko nadzieję, że Alex się o tym nie dowie, inaczej za każdym razem, kiedy będziemy robić zapasy, będzie mi to wypominać.
Jak się dowiedziałem, ma się pojawić kilkadziesiąt gości na dzisiejszej imprezie, chociaż nie mam pojęcia, kto to może być tutaj, w Dubaju. Cicho liczę, że może Alex zrobi mi niespodziankę i przyleci?
*
Podnoszę się z leżaka, czując niemiłe przyleganie twarzy do szczebelków drewnianego mebla. Rozglądam się, powoli oceniając sytuację. Niebo jest niemal czarne, przyozdobione gwiazdami, i pomimo mroku, który powinien panować, dookoła jest nie tylko jasno, ale także głośno. Między barierkami, lampami a mostkiem kapitańskim zawieszone są linki z kolorowymi lampionami, które rzucają strugi światła na ludzi. Z dużych głośników wydobywa się muzyka, do której mam ochotę potańczyć. Wszędzie słychać śmiechy i przekrzykujących się znajomych, zapewnie próbujących zwyczajnie porozmawiać. Długie stoły uginają się pod ilością jedzenia, które spełnia nie tylko swoją podstawową funkcję. Wszędzie, gdzie tylko nie spojrzeć widać alkohol, tudzież ślady po jego obecności. W jacuzzi przebywa dużo więcej osób niż powinno, i wydaje mi się, że ogólnie cały jacht jest przeciążony. Podnoszę się na łokciach, a następnie sięgam po kubek, który stoi na drewnianych deskach pokładu. Mam nadzieję, że znajdę tam nieskończoną ilość zimnej wody, ale kiedy okazuję się to piwem, nie narzekam. Upijam parę łyków, po czy pochylam się do przodu, chowając delikatnie głowę w dłoniach. Kiedy podnoszę wzrok, tuż przed moimi oczyma przebiegają trzy, całkiem nagie dziewczyny. Próbuje dogonić je wzrokiem, ale mój błędnik jeszcze nie doszedł do siebie. Staram się przypomnieć sobie, co ja tu robię, i nagle pojawiają mi się małe obrazki, które są naprawdę niewyraźne. Pierwsze co, to duża beczka, do której przyczepiony jest wąż ogrodowy, którym każdego, dokładnie opryskuję. Następnie widzę siebie i dwie, młode dziewczyny, które w bikini tańczą razem ze mną, polewając się wzajemnie piwem. Cały czas przewija mi się przez myśli muzyka, rzucanie konfetti i stanik, który dziwnym sposobem został przymocowany do mojej kostki u nogi. Spoglądam w dół i dalej tam jest. Odczepiam go i odruchowo rzucam za siebie, i jak się okazuje, ląduje on na twarzy mojego brata.
-O, wstałeś, księżniczko – śmieje się pod nosem, podchodząc do mnie.
-Długo spałem, która godzina? – pytam powoli, łapiąc się za głowę, gdzie odczuwam potężny ból.
-Jest po drugiej, a Ty królewno chrapiesz tu od północy. Ale nie ma co tracić czasu, bierz się do roboty! – klepie mnie po ramieniu, po czym kieruje się w stronę grupy z Emment. Mimo, że nie na ze mną Alex, naprawdę dobrze się bawię. Moja impreza urodzinowa, na własnym jachcie, trwa w najlepsze i nikt nie będzie wspominał czegokolwiek innego, jak tylko dobrą zabawę. Wstaję, z zamiarem przyłączenia się do grupki osób w jacuzzi. Nagle widzę, jak na grubej linie zwisa nasz grill. Cholernie dobry i cholernie drogi grill... Idioci- śmieję się do siebie i posyłam oczko jakiejś blondynce, która macha do mnie z drugiej strony pokładu. Widząc Chorwata wśród ludzi w jacuzzi postanawiam odpuścić sobie podboje- on zapewne już tam rządzi. Dlatego podchodzę do obficie zastawionego barku i mieszam dla siebie odrobinę szkockiej z dodatkiem limonki i lodu.
-Ja też poproszę – obracam głowę i widzę ową blond dziewczynę, która uśmiecha się do mnie szeroko. Ma na sobie niebieskie bikini, które uwydatnia jej smukłe ciało. Ma na sobie czarną, krótką spódniczkę, która sięga jej zaledwie za pośladki. Jest naprawdę piękną kobietą i cieszę się, że mogę ją teraz podziwiać. Nie wiem, czy to alkohol, czy po prostu moje nawyki, ale postanawiam flirtować z blond pięknością przede mną.
-Mnie trzeba poprosić inaczej – uśmiecham się, mocując pokrojony kawałek limonki na krańcu szklanego naczynia. Dziewczyna posyła mi tajemnicze spojrzenie i podchodzi powoli, łapiąc kawałek cytrusa między wargi. Przybliża się do mnie i zaczyna smarować moje usta kwaśnym sokiem, powodując u mnie cichy śmiech.
-Teraz będzie smakowało lepiej – uśmiecha się, połykając owoc.
-Nie wątpię – odpowiadam, po czym przygotowuję jej drinka. Po chwili podaje go jej, całując wierch jej dłoni, kiedy ona śmieje się z tego gestu.
-Nie wiedziałam, że aż taki z ciebie gentelman – poprawia okulary przeciwsłoneczne, które pomimo braku słońca nosi na głowie.
-Raczej niewiele o mnie wiesz, złotko – złotko? Skąd w moim słowniku takie słowo?
-Mógłbyś się zdziwić – przejeżdża palcem wskazującym po mojej koszulce, zatrzymując się nisko, pod brzuchem. Nie podoba mi się to za bardzo, ale postanawiam nie zwracać jej uwagi. Zaczynam więc zupełnie inny temat.
-Jak się tu znalazłaś? No wiesz, przyleciałaś… - siadam na małej kanapie, która jest o dziwo pusta.
-Oczywiście – posyła mi kolejny, olśniewający uśmiech, który po chwili wydaje mi się odrobinę wyćwiczony – kiedy tylko Jared powiedział o imprezie Shannona Letowiedziałam, że mnie tu nie zabraknie. Rzuciłam wszystko i oto jestem – siada koło mnie, zakładając powoli nogę na nogę, a ja śledzę uważnie ten ruch.
-I co? Impreza sprostała Twoim oczekiwaniom? – widzę, że bawi się ramiączkiem od góry stroju, więc dołączam do niej, lekko je przekręcając, palcami muskając jej skórę.
-Jeszcze się nie skończyła! A nawet lepiej, czuję, że dopiero się zaczyna – przygryza wargę, i sam muszę to przyznać, ale jest cholernie seksowna. Przerywa cisze między nami, podczas której patrzymy na siebie, prowadząc niewerbalną rozmowę, pijąc drinka. Ja robię to samo i po paru minutach czuję, że mam ochotę na więcej. Nie jestem do niczego zobowiązany, więc na prośbę mojej nowej koleżanki, przynoszę nam jeszcze po dwa drinki.
-Ogólnie, jest wspaniała, i walnięta – kończę opowiadać o Alex, ale tylko z prośby blondynki, na której kolanach spoczywa moja głowa.
-Ale nie przyleciała, chyba nie do końca jej zależy – dziewczyna smutnieje, a ja od razu staram się bronić swoją kobietę.
-Nie może, jest wiele powodów, dla których nie może tu być.
-Jakie? – blondynka zachęca mnie do dalszych zwierzeń, i nie wiem dlaczego, ale czuję, że tego potrzebuję. Dlatego dokańczając drugą szklankę trunku, zaczynam się żalić.
-Jest pracoholiczką, chociaż jeszcze nie skończyła studiów! Zupełnie, jakbym widział Jareda… Coraz rzadziej do mnie dzwoni, a kiedy już to robi, praktycznie mówi tylko o pracy i czasami Jonni. To jej ciężarna przyjaciółka – wyjaśniam. –Chcę wiedzieć co się u nich dzieje, ale chciałbym też poopowiadać co u mnie, co nie? – czuje, że alkohol zaczyna opanowywać moje komórki – No a za każdym razem, kiedy zaczynam temat wspólnego mieszkania, ona zbywa mnie zgadnij czym? Pracą!
-Naprawdę? – dziwi się dziewczyna, gładząc moje włosy. Przypomina mi się, że Alex często to robiła, ale następnie uświadamiam sobie, że przecież jej tu ze mną nie ma.
-Tak! Wiem, że dużo przeszła i naprawdę podziwiam ją za jej odwagę, ale nie dość, że przez moją pracę widujemy się kurde pary razy do roku – podkreślam ostatnie słowo – to ona i tak tylko studia, sąd, Wicher to i tamto.
-Nie przejmuj się Shanni – podnoszę na nią wzrok, bo dziwi mnie określenie, jakim mnie nazwała, ale kiedy przybliża się do mnie, kiedy siedzimy już obok siebie, zwątpienie znika. Shanni mi się podoba. –Dzisiaj będzie inaczej. Dzisiaj ja się Tobą zajmę – kładzie rękę na moim udzie, i przesuwa je w swoja stronę, kładąc między moje nogi swoją.Otwieram szerzej oczy i uśmiecham się lubieżnie. Ponownie bawi się swoim ramiączkiem i bardzo mnie to pociąga, ale dopóki wiem, że to tylko żarty, dopóty mogę się bawić – przecież nie chcę skrzywdzić Alex. Sięgam po wysoką szklankę, ale okazuje się pusta.
-Nie martw się Shanni – wypowiada, oblizując lekko usta – zaraz coś wymyślimy – podoba mi się sposób, w jaki na mnie patrzy i to, że nie myślę teraz o żadnych zmartwieniach. Blondynka pochyla się, podnosząc z ziemi do połowy opróżnioną butelkę wódki. Macha nią z uśmiechem, a ja go odwzajemniam. Łapię ją za udo i przekładam je tak, że teraz siedzi okrakiem na moich nogach. Jej majtki są skąpe i widzę więcej, niż pewnie tego chciała – a może nie? Nie wiem, ale cholernie mi się to podoba.
-Ktoś miałby ochotę? – uśmiecha się do mnie, a ja otwieram usta, na co ona sie śmieje. - Ze mną prosi się inaczej.- posyłam jej pytający wzrok, tym samym rękoma dotykając jej pleców, a następnie pośladków. –Pocałuj mnie – szepcze mi do ucha, nachylając się tak, że jej przykryte cienkim materiałem piersi, dotykają mojej koszulki. Zdaje sobie sprawę o co właśnie mnie poprosiła, ale nie wydaje mi się to czymś karalnym. Dlatego przyciągam ją do siebie i daję buziaka w szyję. Blondynka odchyla się i wydaję cicho aprobatę temu, co robię. Podoba mi się to, zwłaszcza, że tak dawno tego nie robiłem. Dlatego po chwili moje usta dotknęły każdego centymetra jej szyi, a ona za każdym razem wydaje z siebie głośniejsze pomruki.
-Zasłużyłeś – uśmiecha się, i kiedy otwieram usta, ona wlewa mi trunek do środka. Przełykam go szybko, prosząc  tym samym o powtórzenie, co czyni po chwili. Kiedy siedzimy tak, spoglądając na siebie tajemniczo czuję, że mam ochotę na zabawę, i chociaż piękność na moich kolanach jest naprawdę dobrą animatorką zabaw, chcę więcej. Sięgam więc po cienkie ramiączko jej stanika i powoli zsuwam je z ramienia. To samo robię z drugim i po chwili ustami piszczę jej pachnącą whiskey skórę. Schodzę na dekolt, a ona pozwala mi na coraz więcej. Patrzę w jej oczy, i nie widzę tego, co zawsze, kiedy jesteśmy z Alex. Ale lepsze to, niż pustka, jaką odczuwam za każdym razem, kiedy widzę jakąś parę, która beztrosko grucha sobie gdzieś w przystani. Nie czuję teraz pustki czy tej cholernej tęsknoty. Nie jest to też to wspaniałe uczucie, ale pożądanie. Dziewczyna chyba widzi, że się waham, bo kieruje moje dłonie na swoje piersi i razem ze mną, ugniata je. Wreszcie przerywam tą beznadzieję i wpijam się w jej usta. Nie musze długo czekać, kiedy jej język błyskawicznie odnajduje mój i oplata się wokół niego szczelnie, jak tylko może. Zapiera mi dech w piersiach i kontynuuje nasz namiętny pocałunek, który tylko wznieca moje podniecenie jej ciałem. Tak, jej kształty to jedyne, o czym teraz myślę, i wiem, że zachowuję się jak zwierzę, ale to wina zbyt dużej ilości alkoholu.
-Ja pierdolę! – słyszę krzyk brata, który stoi gdzieś nad pięknym ciałem blondynki. Chcę go zignorować, ale po chwili czuję, jak nasze usta odrywają się od siebie, a dziewczyna nie przylega już szczelnie do mojego ciała. Moją skórę muska wiatr, którego dotąd nie czułem, a nogi pokrywają się gęsią skórką, co znaczyło tylko tyle, że dziewczynie się podobało.
-Co do cholery?! – krzyczy moja blondynka, szarpana przez Jareda.
-Ty szmato, widzisz, że się zalał i bezczelnie go wykorzystujesz! Wypierdalaj stąd! – popycha ją, a ona chwieje się lekko na nogach. – No już! – popędza ją, a ona podchodzi do mnie szybko i całuje w policzek, szepcząc coś niezrozumiałego, ale brunet znów ją ode mnie odciąga i zaczyna mi się to nie podobać.
-Co jest? Co Ty robisz, stary?! – podnoszę się, ale dopiero teraz zauważam, jakie to trudne. Kręci mi się w głowie, jednak szybko z powrotem trafiam na małą kanapę- popycha mnie na nią Jared.
-Czy Tobie kompletnie odpierdoliło? Co to było?!
-Nie wrzeszcz, idioto! – próbuje go uspokoić, bo przecież nic takiego się nie stało, ale on jest jak w szale.
-Jak mam się nie drzeć, skoro Ty… odwalasz coś takiego?! Liżesz się z jakąś szmatą, nawet nie wiem, skąd się tu wzięła – klepie się w czoło, chodzą nerwowo w dwie strony. Nie idzie w równej linii, więc podejrzewam, że barek i dla niego był otwarty.
-Hej! – podnoszę się i przytrzymując się oparcia jakoś utrzymuję na nogach – po pierwsze to na mnie nie wrzeszcz, nie zyc… życzkę… życzę! Sobie tego, do cholery! – wypowiadam z trudem.
-Shannon, kurwa, weź siadaj, bo Ci coś zaraz zrobię! – podnosi głos i ponownie opadam na kanapę za jego sprawą. Jestem wkurzony, bo to mój młodszy brat i nie ma prawa się tak zachowywać!
-Dżaret, jestem Twoim starszym bratem, należy mi się szacunek! – denerwuje się, szamocząc się na kanapie, podejmując kolejną próbę powstania.
-Kompletnie Cię pojebało! Za co ja mam Cię szanować? Za to, co właśnie pokazałeś? – śmieje mi się w twarz, a ja nie wytrzymuję. Podchodzę do niego chwiejnie i łapie go za koszulkę, podciągając do góry.
-Słuchaj, gówniarzu. Jestem dorosły i będę robił to, co chcę. Nie jesteś już moją niańką, więc daj sobie na luz! I nie waż się więcej tak do mnie odzywać!
-Puszczaj! – wyrywa się. –Jesteś obrzydliwy, wiesz? – spluwa tuż pod moje nogi. Wie, że nie powinien tego robić, ale pomimo to gęsta ślina znajduje się tuz obok mojego buta. W jednej chwili rzucam się na Jareda, który lepiej radzi sobie z równowagą i nie upada, tak jak ja.
-Idioto, chcesz się ze mną bić? Powinieneś mi dziękować, że uratowałem Ci związek! Jeszcze chwila, a byś kurwa przeleciał tą zdzirę! –znów krzyczy a ja mam ochotę go spoliczkować.
-Uratować? Uratować! – zaczynam się śmiać, aż po chwili odczuwam ukłucia w żebrach.
-Tak, bo jak widać obydwoje sukcesywnie go rozpieprzacie!
-To nie moja wina, że jej nie ma!
-Ani nie jej, że Ty jesteś w trasie! – odpowiada mi, i gdyby nie ilość promili w moim organizmie, pewnie bym się nad tym zastanowił.
-Inni jakoś dali radę tu przylecieć, ale nie ona. Boi się latać, zajmuje się Jonni? Proszę Cię, po prostu siedzi w tym sądzie czy uczelni i widzi tylko to! – mówię, a głos zaczyna mi się niebezpiecznie łamać. –Skąd mam wiedzieć, że tylko o to chodzi? Że nie znalazła sobie jakiegoś kolesia, z którym po nocach ślęczą nad pieprzonymi sprawami?!
-Shannon, weź się w garść i wiem, że to trudne, ale pomyśl – dłonią dotyka mojego ramienia, ale go odtrącam. Jestem na niego cholernie wkurzony. –Alex by Cię nie zdradziła, przestań pieprzyć! Ona nie jest Tobą, kretynie.
Nie wytrzymuję. Po prostu od początku mi coś zarzuca, obwiniając za wszystko mnie, a przecież to ja tu do cholery jestem poszkodowany, bo pomijając te idiotyczne urodziny, to przez cały czas jestem dla niej mniej ważny niż praca! I mam już dosyć bycia ‘tym złym’, a szczególnie zarzutów pod moim adresem. Dlatego bez zastanowienia uderzam Jareda pięścią w twarz. Odskakuje na kilka kroków, łapiąc się za nos, który od razukrwawi. Stoję nieruchomo i nie wiem, co dalej robić. Właśnie uderzyłem swojego brata.
-Gdyby nie to, że jesteś pijany, już byś tu leżał, ale nie chcę widzieć C w rzygach, za dużo razy już to oglądałem – mówi z obrzydzeniem w głosie. Porusza temat mojej przeszłości, a umówiliśmy się, że nie będziemy tego robili.
-Bo to ja jestem wszystkiemu winien, ale to, że Alex zachowuje się jak suka… - nie kończę zdania, bo okropny ból szczęki mi to uniemożliwia. Jared patrzy na mnie z niewielkiej odległości a ja nie mam czasu żeby się zastanowić, bo już okładam go na ziemi rękoma. Niestety pomimo tego, że jestem większy, przegrywam tę walkę, bo teraz to on na mnie siedzi z ręką przy mojej twarzy. Znów chce zadać mi cios?
-Nie potrafisz uszanować tego, jaką masz zajebistą dziewczynę. Ba, nawet rzekomo narzeczoną. Alex to najuczciwsza dziewczyna jaką znam i nie pierdol mi na nią nawet słowa, bo jeszcze raz, i źle się to dla Ciebie skończy. Nie chcę Cię bić, bo znowu się zalałeś, ale przysięgam, że gdyby nie to, dostałbyś dzisiaj po mordzie. Jak mogłeś jej to zrobić? Ją nazywasz suką, a Ty co robisz? Ona może po prostu się pogubiła, wiem, że Ty teraz też, bo wiem, że nie jesteś takim chujem na co dzień. Ale nic nie usprawiedliwia tego, co chciałeś jej zrobić. Czy Ty w ogóle myślałeś górą? Naprawdę mam ochotę jeszcze raz Ci wpieprzyć…
-To lej! – krzyczę, szamocząc się pod jego ciałem.
-Nie! Bo po prostu mi Cię żal. Kurwa, Shannon jesteś moim bratem i nie pozwolę Ci znów spierdolić sobie życia przez jakąś przypadkową laskę. – spogląda na mnie. –Chciałbyś nie mieć z Alex nic wspólnego? Po prostu żyć… bez niej? – nie mam pojęcia co odpowiedzieć i nie wiem, co kieruje moją odpowiedzią:
-Ja… nie wiem, może…- ostatni raz patrzy mi w oczy, po czym wstaje, i kopiąc butelki znika pod pokładem. A ja leżę tuż przy sztorm relingu, noga zwisa mi poza burtę, głowa mi buzuje, a szczękę rozdziera ból od uderzenia brata. Gdzieś z twarzy sączy się ciepła krew i jedyne co czuję to wkurwienie i senność. Postanawiam więc opuścić własną imprezę i udać się do krainy snów, gdzie wszystko będzie prostsze.
|*|
Trochę się dzieję, co myślicie? Wybaczacie Shannonowi chwilę słabości, czy według Was nic tego nie tłumaczy?  k o m e n t u j c i e! 
dziękuję
martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz