Koło szesnastej opuściłam budynek NYLU. I nie licząc
pierwszego dnia, to był zdecydowanie najlepszy, jaki tam spędziłam. Wśród
studentów rozeszła się sprawa Asai i pogłoski o mojej przemowie na sali
sądowej. Kilku moich profesorów pogratulowało mi tak wczesnego a zarazem
udanego wystąpienia, a Wincher od razu powiedział, że międzynarodowe prawo
publiczne zaliczyłam na maksymalną ilość punktów, więc nawet nie będę musiała
podchodzić do testu. Nie tylko ja miałam taki sukces, bo przecież trwał drugi
semestr i niektórzy studenci z mojego roku pojawiali się na rozprawach w ramach
praktyk w różnych kancelariach, ale nieskromnie przyznam, że nie było o nich
tak głośno jak o mnie. Dlatego cały dzień chodziłam uśmiechnięta i dumna z
siebie. Czasami niektóre osoby z mojego roku wypytywały mnie, czy spotykam się
z perkusistą, zapewne pamiętając jego wizytę na naszej uczelni rok temu.
Niektórzy łączyli też parę faktów i plotek z gazet i chodząc z telefonami w
ręku, zapewne przeglądając ulubioną aplikację mojego chłopaka, układali
wszystko w całość. To bardzo śmieszne, ale w końcu przyłapałam się na tym, że
rumieniłam się na ich pytania, chociaż miałam ochotę krzyknąć, że owszem, najlepszy
perkusista na świecie jest moim narzeczonym! a najbardziej chciałam się
pochwalić tym, że znam go od zupełnie innej strony. po prostu mojego Shannona.
Zaraz po zajęciach miałam spotkać się z Jonni i
Kailem w Golden Parku, tuż koło uczelni. Kaila złapałam na korytarzu i razem
wyszliśmy na spotkanie Jo. Pochodziliśmy chwilę wśród alejek mijając śmiejące
się dzieciaki, sporo zakochanych par, z których bez opamiętania śmialiśmy się
do rozpuku. I chociaż w neseserze czekał plik stron kodeksu, z którego miałam
ułożyć oskarżenie, postanowiłam zająć się tym później. Jednak cel naszego
spotkania był prosty: kupić idealny prezent urodzinowy.
-Jeszcze raz, po jaką cholerę snuję się tu z Wami? –
jęknął Kail, kiedy trzeci kwadrans przemierzaliśmy galerię handlową.
-Kail, siódmy raz – powiedziałam niecierpliwie –
potrzebuję kobiecej rady, ale także męskiego punktu widzenia!
-Przestać marudzić, to w końcu ja tu jestem w ciąży
– zaśmiała się Jonni, a po chwili do niej dołączyliśmy. Nasza sytuacja wcale
nie wyglądała dobrze. Urodziny Shannona zbliżały się wielkimi krokami i nie
licząc tego, że czekała mnie do zapłacenia fortuna za ekspresową wysyłkę,
musiałam najpierw mieć co wysłać. Dlatego kolejną godzinę spędziliśmy na
poszukiwaniach, które nie przyniosły żadnego rezultatu. Postanowiliśmy, że
odpuścimy sobie szukanie na dzisiaj i spokojnie wrócimy do domu.
-Cholera! – zaklął nagle Kail. –Pół godziny temu
mieliśmy być u rodziców! Mama ma urodziny! – powitał czoło otwartą dłonią, a my
wspólnie wybuchłyśmy śmiechem. –Zbieraj się Jo, jeszcze zdążymy na 724 o
dziewiętnastej – pospieszał.
-Przecież Twoja mama nas zabije –jęknęła
przyjaciółka.
-Zwali się na Ciebie, że niby źle się czułaś czy coś
tam co się dzieje u ciężarnych – skrzywił się i od razu otrzymał od Jo kuksańca
w bok.
-Nie wiem o której będę, nie zapracuj się –
pożegnała mnie, przytulając się.
-Wiesz, czego masz się wystrzegać?
-Wie! – odpowiedział za nią Kail – Już ja tego
przypilnuję!
Podczas kiedy Jonni spokojnie przemierzała ulice,
nasz przyjaciel niemal w biegu zatrzymywał odjeżdżający autobus. Było to
prześmieszne widowisko i przypomniało mi się, jak spóźniliśmy się na święta do
domu Constance. Następnie przed oczami stanęła mi sytuacja, kiedy po raz
pierwszy poznałam całe Mars Crew. Spóźnieni wpadliśmy do hotelowego lobby, a
przywitała nas wściekła Emma. Pamiętam, jak mocno ściskałam wtedy dłoń
Shannona, chociaż prawdopodobnie nie powinnam była tego robić. Szłam zatłoczoną
ulicą, śnieg delikatnie prószył a szarość powoli zalewała horyzont. Bardzo
podobała mi się cała ta sceneria, bo pomimo zimna, uwielbiałam tę porę roku.
Oglądając wystawy przypadkowych sklepów znów przypomniałam sobie, jak musiałam
czekać na swojego chłopaka, kiedy zabierał
mnie na pierwszą randkę na plażę. Zaśmiałam się na to wspomnienie i
nagle wpadłam na genialny pomysł na prezent dla Shannona. Jednak wraz z
przypływem weny odczułam także brak wystarczających środków na koncie. Nie
chciałam rezygnować ze swojego pomysłu więc pomyślałam, że mogę poprosić kogoś
o małą pożyczkę. Wiedziałam, że mi nie odmówi, więc napisałam do Jareda. Po
chwili dostałam odpowiedź z pytaniem ile potrzebuję. Następnie przysłał mi skan
przelewu i potwierdzenie, że gotówka znajduje się na moim koncie z dopiskiem
‘oddasz w naturze ;-)’. Oprócz tego, że już miałam przerąbane, posiadałam
wystarczająco dużo pieniędzy na realizację pomysłu. Dlatego udałam się na Fifth
Avenue. Zazwyczaj unikałam tej okolicy wiedząc, że prawdopodobnie stać mnie
mniej-więcej na miotłę, która znajdowała się w tamtejszych sklepach. Jednak
tamtego dnia było inaczej i z dumą zwiedziłam kilka sklepów dla mężczyzn, zanim
zatrzymałam się przy Bergdorf Goodman. Do końca nie wiedziałam, czy to dobry
pomysł, ale nawet gdyby prezent nie spodobałby się Shannonowi, na pewno się
przyda. Dlatego poprosiłam jednego z pracowników sklepu, żeby pomógł mi wybrać.
I chociaż widziałam cenę wcześniej, przy kasie przymknęłam ciężkie powieki, w
duchu zmawiając modlitwę. Cudownie czułam się odbierając starannie zapakowane
pudełko, które kryło w środku zegarek od Gucciego. Czarny, skórzany pasek
podtrzymywał dużą tarczę ze złotymi częściami. Miał chyba każdą z możliwych funkcji,
ale był przejrzysty i prosty. Już nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczy go
Shannon, jednocześnie nie zapominając, że nie będzie mnie wtedy przy nim.
*
Wróciłam do domu, który okazał się pusty.
Postanowiłam nacieszyć się tą chwilą, bo rzadko się to zdarzało, a przecież za
miesiąc Joel miał na stałe zająć miejsce w tym mieszkaniu. Zostało tak mało
czasu, a nie zastanowiłyśmy się, jak przemeblować salon i jej sypialnię, żeby
było wygodnie dla naszej trójki. Nie byłam też pewna co do Kaila. Coraz częściej
zostawał u nas na noc i oficjalnie byli z Jo parą. Podziwiałam go za to, że
wybrał związek z Jonni pomimo tego, że to nie jego dziecko. Przyjął na siebie
taką odpowiedzialność, i nie mówię tu tylko o dziecku. Rozmyślałam nad tym, czy
może nie będą chcieli zamieszkać razem. Wtedy ja mogłabym oddać przyjaciółkę
z dobre ręce i zamieszkać z Shannonem, co jednocześnie oznaczało opuszczenie
Nowego Yorku. W końcu dotarłam do wycieraczki własnego mieszkania. Otarłam
o nią starannie botki i przeszłam przez próg. Otrzepałam płaszcz z płatków
śniegu i rozwiesiłam go na drzwiach od łazienki. Lubiłam to miejsce, ale coraz
częściej zastanawiałam się nad przeprowadzką. Przecież byłam dorosła,
powiedziałabym nawet, że za stara, żeby się nad tym zastanawiać. W dodatku miałam
kogoś, komu z czystym sercem mówiłam ‘kocham’, więc co stało na przeszkodzie? Jednak
im dłużej o tym myślałam wiedziałam, że to niemożliwe w najbliższym czasie.
Od razu zamówiłam kuriera na jutrzejszy dzień i ubezpieczyłam paczkę w razie
zaginięcia czy uszkodzenia. Nawet nie chciałam sobie tego wyobrażać, bo nie
dość, że pieniędzy zostało mi tyle, co na tydzień, to dodatkowo zadłużyłam się
u Jareda na tysiąc dolarów. Nie miałam pojęcia kiedy i w jaki sposób mu to
oddam, ale raczej nie miałam innego wyjścia. Chciałam zrekompensować Shannonowi
swoją nieobecność. Złapałam wielki kubek herbaty i siedząc po turecku w salonie
zajęłam się zadaniem na jutro. Co chwilę przeglądałam się w odbiciu szklanego
stolika, sprawdzając stan swojej twarzy, która ozdobiona była dwoma rysami do
których powoli się przyzwyczajałam.
*
Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale cieszę się, że
to już koniec. Schodzimy ze sceny i po piętnastu minutach znajdujemy się w
taksówce, która zawozi nas prosto do hotelu. Jestem naprawdę zmęczony i nie mam
ochoty na jakąkolwiek imprezę, o której mówi Tomo. Chcę tylko przespać w
spokoju tę noc, żeby rano wsiąść do tego pieprzonego busa i jechać na kolejny
koncert, Emma jedna wie gdzie. Nie wiem dlaczego wszystko wkoło tak mnie
irytuje, ale nie mam ochoty się nad tym zastanawiać. Żegnam się ze wszystkimi
życząc im dobrej zabawy i wymiguję się złym samopoczuciem, co nie jest nawet
kłamstwem. Ostatnio coraz częściej czuję się zmęczony i wraz z jutrzejszymi
urodzinami sądzę, że może jednak wiek niesie za sobą pewne konsekwencje. Zamykam
się w pokoju i od razu biorę ciepły prysznic. Odświeżony rzucam się na wielkie
łóżko, za które tak uwielbiam hotele. Pomimo późnej pory zamawiam do pokoju
porcję steku i kiedy rozmawiam z obsługą przez telefon proszę też o porcję
warzyw, widząc w głowie karcącą minę Alex. Niczego nie pragnę bardziej jak jej,
siedzącej koło mnie. Bez zastanowienia wziął bym ją w ramiona i nie puszczał
tak długo, aż jej chamskie żarty zaczęłyby mnie urażać. Pewnie wyzywalibyśmy
się przez chwilę i skończyli na podłodze, gdzie ona okładałabym mnie pięściami
a ja najpewniej obezwładniłbym ją jednym ruchem. Wierciłaby się jak to ona, ale
w końcu odpuściłaby, uśmiechając się od ucha do ucha. Potem wplotłaby swoje
nogi pomiędzy moje i tak jak kiedyś, wtuliła się we mnie. Wtedy objął bym ją,
trzymając dłonie na talii- uwielbiam to robić. Jej ciało spokojnie mieści się w
moim objęciu i uwielbiam to, bo mogę pozwolić jej myśleć, że jest ze mną
bezpieczna, co jest prawdą. Z zamyślenia wyrywa mnie pukanie do drzwi. Narzucam
więc na siebie koszulkę i otwieram je, witając się z młodą dziewczyną w
hotelowym uniformie. Małym wózeczkiem wjeżdża do mojego pokoju, odstawiając
zamówienie. Następnie posyła mi śnieżnobiały uśmiech i kiedy wręczam jej
napiwek dziękuje za niego i nieco się płoszy.
-Przepraszam, nie chciałem Pani urazić – decyduję
się na zwrot grzecznościowy, chociaż mógłbym spokojnie uważać się za jej
młodego ojca.
-Nie przepraszaj! – śmieje się. –No co Ty, po prostu
daj mi autograf, co? – mówi łamanym angielskim. Jestem trochę zdziwiony jej
bezpośredniością, ale biorę od niej marker czekając, aż poda mi jakieś zdjęcie
czy płytę. Nagle odpina kilka dolnych guzików swojej koszuli i ukazuje mi
miejsce tuż przy krawędzi swoich majtek.
-Mógłbyś? – robi jakieś dziwne miny, które chyba
mają uwodzić.
-Dziękuję za zamówienie – oddaję jej pisak,
powstrzymując się od wyzwania jej od małych dziwek. –A teraz wyjdź – otwieram
jej drzwi i widząc jej zdziwioną minę, zamykam je tuż przed jej nosem. Mogłem
się spodziewać czegoś podobnego. Można powiedzieć, że już przyzwyczailiśmy się
do podobnych rzeczy, ale kiedy ma się zły dzień, chciałoby się spoliczkować
takich ludzi. Czy naprawdę nie ma już rozsądnych fanów, którzy szanują Cię za
twoja pracę a nie za to, jak wyglądasz? Wiem, że napalonych fanek jest mnóstwo,
ale oddanych fanów również, co zawsze podnosi mnie na duchu. Jednak w ostatnim
czasie coraz częściej natrafiam na tę złą cześć, co powoli doprowadza mnie do
szału. Włączam telewizor i zostawiam na jakimś filmie. Jest tak cholernie nudny,
że nawet nie wiem, o czym jest. Przeżuwam bezmyślnie jedzenie zastanawiając się
co robiłbym teraz z Alex przy tak nieudanym wyborze. Pewnie zasnęlibyśmy razem,
bo jest to jedna z naszych ulubionych form wypoczynku. Kończąc posiłek nalewam
sobie z barku odrobinę Whiskey i włączam swojego laptopa. Piszę na twitterze
parę słów dziękując za kolejny wspaniały koncert i wchodzę w interakcję od
nieoficjalnych kont, które szaleją bardziej niż zazwyczaj. Wszystkie dotyczą
mojego ostatniego tweeta o Alex, gdzie użyłem zwrotu ‘moja dziewczyna’. Jestem
zażenowany i radosny jednocześnie, kiedy czytam odpowiedzi niektórych fanów.
Jedni obrażają Alex słowami, o jakich istnieniu nawet nie miałem pojęcia, ale
ignoruję to i dziękuję paru fanom, którzy życzyli nam szczęścia. Jakoś nie za
bardzo przejąłem się sprzeciwom Emmy, która miała problem, kiedy bez jej wiedzy
napisałem coś takiego. To wszystko powoli zaczynało mnie już dusić. Nic nie
mogłem zrobić samodzielnie, nie konsultując tego wcześniej z Ludbrook. Ostatnio
działała mi na nerwy i nie wiadomo dlaczego Jared brał jej stronę. Zaczynam
mieć tego dosyć i boje się, że jeszcze jeden głupi wypał mojego brata,
najpewniej odnośnie Alex, i powiem wszystko, co na razie chowam w sobie czy
wylewam graniem na perkusji. Mam ochotę wsiąść na swojego ścigacza i poczuć jak
ostry wiatr próbuje przebić się przez skórzany materiał kurtki. Ale obiecałem
sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię, więc to tylko głupi pomysł. Budzi mnie odgłos filmu. Przecieram
oczy i wyłączam telewizor, powodując w pokoju całkowitą ciemność. Odstawiam na
nocny stolik szklankę po whiskey i zamykam oczy. Następnie skrobię smsa do Alex
i obracam się na drugi bok.
-Niech Pani na nią spogląda i czasami kopnie w
tyłek, jeśli za bardzo będzie flirtowała z innymi, okej Pani Annie? – mówię
szeptem i zasypiam w ciągu kilku najbliższych minut, czując się beznadziejnie,
kilkanaście minut przed urodzinami.
*
Budzę się nazajutrz odgłosem budzika, który już mi
zbrzydł. Po swoich pierwszych myślach nie obstawiam dużo lepszego dnia niż
wczorajszy. Jednak wstaję w miarę szybko i biorę prysznic. Następnie
przystrzygam lekko zarost zostawiając go w lekkim nieładzie. Wchodzę w swoje
szare dresy, które za bardzo nie różnią się od mojej piżamy. Zakładam
przypadkową, czarną koszulkę i narzucam na siebie tego samego koloru bluzę.
Pospiesznie pakuję porozwalane rzeczy do torby bo wiem, że już jestem spóźniony
i wszyscy czekają na mnie na dole. Nienawidzę u siebie tej niepunktualności. Po
kilkunastu minutach leżę w swojej małej sypialni w tourbusie, wcześniej zamieniając
z chłopakami zaledwie parę zdań. Po kilku godzinach przesiadamy się do samolotu
i szczerze nie interesuje mnie, gdzie lecimy. Wiem, że nie powinienem się tak
zachowywać, ale nie potrafię tego zmienić. Nie mam pojęcia dokąd to lot i moje
zdziwienie chyba nigdy nie było większe, kiedy wysiadając z samolotu obsługa
lotniska powitała nas w niezrozumiałym dla mnie języku, gdzie mężczyźni ubrani
byli w didasze, a kobiety w abaje. Wszyscy uśmiechali się życzliwie, włącznie z
moimi przyjaciółmi a ja nie wiedziałem, co się dzieje. Dopiero kiedy kobieta
wręczyła mi filiżankę herbaty i powiedziała ‘Welcome in Dubaj’ co nie co rozjaśniła
mi sytuację, choć nie na tyle, ile bym sobie tego życzył.
*
-Dubaj? Co my do cholery robimy w Dubaju? – pytam
Jareda, który naciąga na głowę kaptur swojej bluzy. –Myślałem, że cały ten
miesiąc jesteśmy w Europie.
-Powiedzmy, że to taka mała przerwa – uśmiecha się
do mnie, a kiedy patrzę na Tomo i Jamiego oni także szczerzą się do siebie i
czuję się jak idiota, który jako jedyny o niczym nie wie. Co jest?
Zdezorientowany czekam z innymi na nasz transport, przez cały czas
zastanawiając się o co chodzi. Mam na sobie ciemną koszulkę i dość gruby
kardigan, w który parzy słońce, kiedy jesteśmy w drodze. Wyglądam przez okna
taksówki i wszędzie jest kolorowo, jasno i słonecznie. Można tu spotkać
przeciętnie ubranych turystów i mieszkańców Dubaju w tradycyjnych długich
szatach. Tu jest wspaniale, ale dalej nie wiem co robię.
-Jamie, powiecie mi w końcu co się dzieje? – staję
pośrodku chodnika. Z każdej strony mijają nas przechodnie rozmawiając w
przeróżnych językach.
-Tak, tak, tylko teraz chodź, stary nie mamy czasu –
ciągnie mnie za rękaw i postanawiam za nim pójść. Jestem coraz bardziej
wkurzony, zwłaszcza, że słońce świeci mi w oczy, a swoje okulary
najprawdopodobniej zakopałem gdzieś na dnie walizki, którą za sobą ciągnę. Po
chwili dostrzegam, że znajdujemy się w porcie. Dookoła jest pełno knajpek, z
których rozchodzą się nieziemskie zapachy. Dekoracje tylko przyciągają
potencjalnych klientów i od samego patrzenia na stoliki zastawione kolorowymi
daniami robię się głodny. Przy brzegu w rządku przycumowane są jachty czy małe
motorówki, a w oddali widać duże wycieczkowce. Ku mojemu zaskoczeniu nie
idziemy w stronę budynków, czy miasteczka ale do mostka, przy którym stoi jeden
z jachtów. Jest jednym z tych większych, pokryty białym lakierem a poręcze na
zewnątrz są złote. Natomiast wszystkie szyby są ciemne. Nad mostkiem
kapitańskim znajduje się sporych rozmiarów taras, i jak dobrze widzę, pośrodku
wbudowane ma jacuzzi. Na pokładzie głównym poustawiane są leżaki, koło których
stoją małych rozmiarów rośliny w czarnych donicach.
-Bracie – podchodzi Jared i kładzie dłoń na moim
ramieniu. Wiem już, że zaczyna się zgrywać, ale czekam na ciąg dalszy.
–Wszystkiego najlepszego! – wykrzykuje, i pozostała trójka się przyłącza.
-Co? – pytam, a oni znów wybuchają śmiechem.
-Czas na świętowanie! Wszystkiego najlepszego stary
pryku! – szczerzy się Chorwat, ręką pokazując w stronę małego mostka. Zupełnie
zapomniałem o tym, że dziś dziewiąty marzec i właśnie stuknął mi kolejny rok.
-Dzięki? Ale nie mogliście powiedzieć mi tego w
samolocie? Tak bardzo potrzebujecie romantycznej scenerii? – spoglądam na nich.
-Jared przemów do swojego półgłówkowatego brata,
proszę… - odzywa się Jamie z rezygnacją w głosie.
-Oto nasz prezent, geniuszu. Kilka zajebistych dni
na jachcie. Naszym jachcie! – dodaje podekscytowany.
-Naszym co? Kupiliście jacht?! – nie mogę w to
uwierzyć, przez co mój ton jest odrobinę wyższy niż zazwyczaj.
-Jup. Jesteśmy totalnie spłukani, ale trzeba
korzystać, nie? Dobra, a teraz koniec tego pieprzenia, włazić! – woła do nas
Emma, która stoi przy kładce, prowadzącej na białe cudeńko. Wszyscy biegiem
puszczamy się w jej stronę, ale przy krawędzi zatrzymuje naszą bandę.
-To moje urodziny, nie? Więc wchodzę jako pierwszy,
halo, ktoś tu musi być kapitanem, matoły! – śmieje się i przepycham przez nich,
stawiając nogę na pokładzie pierwszy. To wspaniałe uczucie i wiem, że kilka
najbliższych dni porządnie odpocznę.
*
Temperatura wynosi jakieś 30 stopni Celsjusza i wydaje
mi się, jakby moja skóra płonęła. Mimo to wyleguję się na słońcu kolejną
godzinę i tylko dzięki zaradności Emmy posmarowałem się wcześniej kremem. Koło
mnie chłodzi się sporych rozmiarów butelka z whiskey, którą od czasu do czasu
popijam. Nie muszę się o nic martwić, nikt się nie czepia a w tle leci
relaksacyjna muzyka, którą czasami wyłączamy, chcąc wsłuchać się w ciszę wody,
która umyka pod nami, kiedy płyniemy przed siebie. Chłopaki jednak czasami
ruszają głowami i zatrudnili sternika, żeby nasza zabawa nie skończyła się
szybciej niż się zaczęła. To miejscowy, jednak dobrze zna angielski i już się z
nim dogadałem, że od czasu do czasu da mi posterować. Koło mnie leży Tomo,
który od kilku minut śpi w okularach przeciwsłonecznych. Moglibyśmy mu je zdjąć,
ale nie możemy się oprzeć, kiedy odciśnie mu się opalenizna. Wstaję i podchodzę
do sztorm relingu, opierając się o nagrzaną barierkę. Wpatruję się w toń wody,
która jest nad wyraz niebieska.
-I jak? – pyta Tomo, który na nasze nieszczęście już
się przebudził.
-Zajebiście – krótko i rzeczowo. –Czemu taka krótka
ta drzemka? – pytam powstrzymując śmiech.
-Walcie się! Nie zamierzaliście mi ich ściągnąć, co?
– przeczę ruchem głowy i nie mogę powstrzymać się od śmiechu widząc ślady
okularów, które odchylił przyjaciel.
-To takie błędy przybliżają Cię do porażki, mój
drogi – śmiejemy się, po czym Chorwat znika na chwilę w dolnym pokładzie. Kiedy
wraca, z uśmiechem podaje mi małą paczuszkę.
-Myślałem, że jacht to wystarczający prezent, ale
skoro tak mnie adorujesz, mój drogi…
-To nie ode mnie, idioto – śmieje się, zostawiając
mnie samego. Skoro to nie jego inicjatywa, to czyja? Rozpakowuję papier i
ukazuje mi się zamszowe pudełko z wyszytym ‘Gucci’. Pospiesznie je otwieram i
widzę duży, czarno-złoty zegarek. Wyciągam go z ostrożnie, oglądając z każdej
strony. Jest niesamowicie profesjonalny i już wiem, że kosztował fortunę.
Między małymi poduszeczkami, w które włożony był prezent jest karteczka. Biorę
ją do ręki i odczytuję dobrze znane mi pismo:
Przyda Ci się kochanie.
Alex, xo
Od razu się uśmiecham i nie przestaję przez najbliższe
kilka minut. Nawet nie pomyślałem, że wymyśli coś takiego. Owszem, kilka razy
pytała się co chciałbym dostać i wiem, że robiła to z czystego lenistwa, ale za
każdym miałem dwie odpowiedzi: wspólne zamieszkanie i to, żebyśmy mogli spędzić
ze sobą więcej czasu. Zawsze krzyczała na mnie, kiedy się spóźniałem, ale ona
też często kłóciła się ze swoim zegarkiem, więc byliśmy na równi. Udałem się
pod pokład i wchodząc do swojego małego ale przytulnego pokoju, rzuciłem się na
łóżko, wybierając numer Alex.
-Pozwól, że najpierw złożę Ci życzenia, zanim Cię
uduszę. Więc wszystkiego najlepszego staruchu i jak sądzę dostałeś już mój
prezent, więc mógłbyś z niego skorzystać i domyślić się, że u mnie jest druga w
nocy! – zaśmiałem się do słuchawki bo tak zabawnie brzmiał jej ton- cichy po
przebudzeniu, ale zarazem ostry bo była naprawdę zła.
-Tak, dostałem. I dziękuję, ale wiedz, że kiedy się
spotkamy, skopię Ci tyłek!
-Ludzka wdzięczność – usłyszałem jej jęk a następnie
odgłos, jakby z powrotem opadła na poduszkę.
-Jeszcze raz dziękuję, bo jest wspaniały, ale wiem
po ile są takie drobiazgi – każdy wyczułby sarkazm w moim głosie.
-Więc masz pewność, że nie kupiłam tego na bazarze
przy dziewiątej alei.
-Alex, to nie jest śmieszne. Oddam Ci połowę kiedy
tylko przyjadę. Albo nie, zaraz zrobię przelew.
-Shannon, skończ. To
p r e z e n t, więc mógłbyś chociaż nie narzekać. –Chciałem jej przerwać
ale nagle zaczyna podśpiewywać pod nosem, chcąc mnie zagłuszyć. W końcu się
poddaję i kolejny raz wysłuchuję życzeń, które były chyba najlepszymi, jakie
otrzymałem całkowita bezstronność. Kręcę się na łóżku, wysłuchując
sprawozdania z ostatniej rozprawy, którą wygrała. Jestem z niej cholernie dumny
i chociaż wydaje mi się, że przesadza z tą całą adwokaturą cieszę się, że
odnosi w tym sukcesy. Za małym bulajem widać coraz więcej gwiazd, kiedy
przychodzą godziny wieczorne i podziwiam Alex, że jak zawsze buzia jej się nie
zamyka, chociaż obudziłem ją w środku nocy. Czasami jej gadulstwo jest nie do
zniesienia, ale uwielbiam słuchać o wszystkim, co sprawia jej przyjemność,
chociaż preferuję te momenty, kiedy nie jest w stanie już nic więcej
powiedzieć, bo zajmuję jej usta inną czynnością. Po pewnym czasie słyszę, że
zasypia wypowiadając coraz wolniej kolejne zdania, więc mimo chęci wyganiam ją
do spania. Sam łapię za aparat i wchodzę na pokład, chcąc porobić zdjęcia
wspaniałej scenerii, mimo, że jest to tylko Zatoka Perska, którą spokojnie
przemierzamy. Czasami w oddali widać przepływający statek, który staram się
uchwycić. Oczywiście nie jestem sam i wraz z Jamiem, Tomo, Jaredem i jedyną
kobietą na pokładzie- Emmą planujemy imprezę, która ma się odbyć jutro, właśnie
tutaj, na naszym jachcie.
|*|
Wybaczcie, że rozdziały dodawane są w coraz większych odstępstwach czasowych, ale uwierzcie, że mało w tym mojej winy. Co do wyglądu, to jest przejściowy, i niedługo będzie już naprawdę dobra grafika! a rozdział? Niby nijaki, ale chciałam pokazać samopoczucie Shannona i to, że nie tylko Alex tęskni za swoją połówką ;) Piszcie, jak 'bardzo' Wam się niepodoba, bo bardzo na to liczę.
dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz