wtorek, 6 maja 2014

rozdział pięćdziesiąty czwarty


Tak jak dzień wcześniej zapowiadał Shannon, następnego dnia od południa siedzieli w jednej z rozgłośni radiowych, udzielając wywiadów dla kilkunastu stacji. Dlatego kiedy się obudziłam nikogo przy mnie nie było. Pierwsze co przyszło mi do głowy to myśl, że ostatnie 48 godzin były tylko snem. Że wcale nie opuściłam Nowego Yorku na dobre, nie ukończyłam studiów i po raz kolejny nie przejechałam z Shannonem wzdłuż kraju, żeby zostać w Los Angeles. Lekko przestraszona podniosłam się z miękkiej poduszki, owiniętej szarą satyną. Ale mój strach szybko ustąpił miejsca faktom: w pokoju unosił się zapach typowy tylko dla jednej osoby na świecie, a na pewno jedynej, którą znałam. Rozejrzałam się po znajomym mi pokoju i z uśmiechem na twarzy opadłam z powrotem na materac. Okryłam głowę kołdrą i zaczęłam rzucać się na łóżku,  krzycząc coś niezrozumiałego w pościel, dając upust swojemu szczęściu.

Kiedy wstałam było koło trzynastej i nie wiedziałam, co mogłabym przez ten czas zrobić. Najpierw zeszłam na dół i przekonałam się, że jestem w Labie całkowicie sama, zwłaszcza, że była niedziela, co tylko potwierdzało moją teorię. Udałam się do kuchni i zaparzyłam kawę w chyba największym kubku jaki kiedykolwiek widziałam i domyśliłam się, że należał do mojego narzeczonego. Upiłam pierwszy łyk i zamknęłam oczy, owijając palce wokół szklanego naczynia. Przeszłam do salonu i otworzyłam duże, szklane drzwi, wpuszczając promyki słońca i ciepłe, czerwcowe powietrze do środka. Kolejny raz zatopiłam usta w ciemnym płynie i oblizałam je ze smakiem. Przez chwilę spoglądałam na duży ogród, rozglądając się dookoła. Cała posesja osłonięta była wysokim murem, który zakrywały wysokie drzewa, sprawiając to miejsce jeszcze przyjemniejszym. Kiedy wypiłam pierwszą porcje kawy tego dnia wróciłam na górę i wzięłam szybki prysznic. Starannie umyłam włosy i pozostawiając je mokre wygrzebałam z walizki czarną, długą do kostek, zwiewną spódnicę. Dobrałam do tego białą bokserkę i brązowy, cienki pasek. Długie włosy co chwilę opadały mi na oczy więc założyłam ulubioną opaskę na cienkim, brązowym pasku. Dopiero po tym wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam jedno nieodebrane połączenie. To Jonni próbowała się ze mną skontaktować, więc zeszłam na dół i rozkładając się na wygodnej, skórzanej kanapie, oddzwoniłam do przyjaciółki. Przegadałyśmy ponad godzinę, ale musiałyśmy skończyć, kiedy w tle usłyszałam jak Joel ‘kłóci’ się z Kailem. Kazałam ucałować każdego z nich, a Jo jak nigdy obiecała, że zrobi to, o co prosiłam.

Dziwnie czułam się sama w dużym domu, którego okna sięgały do ziemi, pozwalając na obserwację ogrodu od każdej strony. Postanowiłam dodać sobie trochę otuchy i podeszłam do –jak mi się wydawało- zwykłego radio, jednak kiedy byłam bliżej okazało się, że się myliłam. Przede mną stał jakiś duży panel, a jego obsługa była bardziej skomplikowana niż sądziłam. Po kilku długich minutach wreszcie rozpracowałam dziwny sprzęt i z głośników rozbrzmiały głośne dźwięki gitary elektrycznej. Spojrzałam na płyty ułożone obok i zobaczyłam cały zbiór. Począwszy od klasyk rocka, przez Indie rocka do najnowszej alternatywy. Od razu spodobała mi się ta kolekcja, więc bez zastanowienia wybrałam płytę Pink Floyd, która powitała mnie znanymi kawałkami. Wróciłam na górę po swojego laptopa i książkę, lecz nie mogłam znaleźć ładowarki do telefonu, więc pozwoliłam sobie pogrzebać po szafkach. Zdziwiłam się, że jedna szuflada może pomieścić tyle różnych rzeczy. Pałeczki do perkusji, kilka płyt, pełno teczek i papierów i paczka prezerwatyw. Po takiej zawartości pierwszej szafki bałam się otwierać drugiej, ale nadeszła chwila bohaterstwa i pociągnęłam za uchwyt. To miejsce różniło się od poprzedniego. Wszystko było tu poukładane, a mówiąc wszystko mam na myśli klasery ze zdjęciami, dwa aparaty cyfrowe i polaroid. Nie wiedziałam, że to lubił i patrząc na ten profesjonalny sprzęt pomyślałam, że musiał się tym zajmować na poważniej. Wzięłam do ręki jeden klaser i ułożyłam się na łóżku. Zobaczyłam parę czarno- białych fotografii, ale kiedy kartkowałam dalej pojawiały się już kolorowe. Przeważnie były to zdjęcia zespołu sprzed parunastu lat. Każdy z nich wyglądał tak śmiesznie, młodo i beztrosko. Naprawdę dobrze się bawiłam oglądając młodość swoich przyjaciół i kilka razy wybuchłam śmiechem na widok niektórych fryzur. Po kilkunastu minutach odłożyłam klaser na miejsce i zajęłam się polaroidem. Nie wyglądał na bardzo stary ale pewnie przedstawiał dużą wartość. Zobaczyłam, że w środku jest klisza, więc uniosłam go nad siebie, obracając obiektyw w moją stronę. Po chwili trzymałam w ręce małe zdjęcie, z którego uśmiechała się do mnie radosna brunetka. Odłożyłam aparat na miejsce, po czym na odwrocie dwukolorowej fotografii napisałam datę i zwykłe:
Mojemu Shannonowi- 'boskiemu perkusiście'
Alex.

Wrzuciłam zdjęcie do swojej walizki i postanawiam, że podrzucę je Shannonowi już w naszym mieszkaniu. Zeszłam na dół decydując się na lunch, bo ostatnie co zjadłam to batonik energetyczny na wczorajszą kolację. Po kilkunastu minutach kołysałam się w kuchni w rytm kolejnego kawałka, kiedy do domu wparował zespół, śmiejąc się na głos.
-Ho, ho! Kogo widzą moje piękne oczy? Panna Leto w mojej dziedzinie! - zaśmiał się Tomo, podchodząc do mnie.
-Uczeń przerósł mistrza, mój drogi - uśmiechnęłam się i po chwili przytulałam z brodatym przyjacielem.
-A dla mnie co przyszykowałaś? - spytał Jared, zaglądając na patelnię.
-Ty masz wodę w lodówce...
-Której w dalszym ciągu mi nie odkupiłaś - wymamrotał pod nosem.
-Kupię, kupię! - zadeklarowałam, uderzając go w dłonie, bo podebrał mi warzyw z talerza.
-Jaaasne - krzyknął z oddali, rzucając się na fotel.
-Cześć księżniczko - podszedł do mnie Shannon i dał buziaka w szyję, stojąc za mną.
-Hej - podniosłam na niego wzrok - Jak wywiady?
-Jak zawsze - odpowiedział szybko, nie przejmując się tym. -Co robiłaś? - złapał butelkę soku, opróżniając całą jednym łykiem.
-Nic specjalnego. Niedawno wstałam, porozmawiałam z Jonni i zeszłam na dół - odpowiedziałam, nakładając ciepłe warzywa z makaronem na talerz.
-Pięknie dzisiaj wyglądasz.
-Uwielbiam, kiedy tak ściemniasz - zaśmiałam się.
-Dobry jest, co? - w rozmowę wetknął się Jared, kiedy siedziałam z jedzeniem w salonie.
-Nawet czasami jestem bliska mu wierzyć.
-Najlepszy perkusista na świecie i do tego wspaniały aktor, gdzie wyście mnie znaleźli?
-Sam się przypałętałeś - odpowiedział Tomo, który wrócił z ogrodu.
-E, brodaty! - zwrócił się starszy brat - Nie bądź taki zabawny, bo przypominam Ci, że to Ty koczowałeś pod naszymi drzwiami parę dni.
-Marzenia - rzucił Tomo, po czym zniknął w odmętach spiżarni.
-Co dzisiaj robimy? - spytał Shannon, wciskając się w drugi fotel.
-Zamierzałam poszperać trochę w Internecie o lokalnych kancelariach, muszę powysyłać wnioski o aplikację do każdej kancelarii w tym mieście.
-Okej, przebijam! Jedziemy na wycieczkę - uśmiechnął się, rozkładając nogi przed siebie.
-Super, zabierzecie mnie ze sobą? - Jared udawał sztuczne zainteresowanie, co Shannon wyśmiał.
-Oczywiście…
-Że nie - dokończyłam, zgodnie z myślą chłopaka. -Mógłbyś zrobić zakupy, lodówka jest pusta - zaproponowałam, kończąc posiłek.
-Jasne, i umyje wszystkim auta, po czym wywoskuję je własną małżowiną z uszu!
-Ale z Ciebie poeta, powinieneś tego użyć w kolejnej piosence - wstałam i przechodząc obok jego fotela, zmierzwiłam mu włosy.
-Do wszystkich Alex w domu: za dziesięć minut zbiórka przed domem - oświadczył Shannon, zamykając na kanapie oczy.
-Spokojnie zdążysz się zdrzemnąć - zaśmiałam się i poleciałam na górę. Wysuszyłam włosy i lekko je podniosłam, używając pianki. Nałożyłam też delikatny makijaż, a na stopy wsunęłam brązowe sandałki na cienkich paskach. W rękę złapałam jeansową kurtkę i w efekcie na dole byłam po jakiś dwudziestu minutach.
-Dzięki, miałaś rację z tą drzemką – powiedział zirytowany Shannon, który podpierał się o budynek domu.
-Nie bądź zły, ostrzegałam - podeszłam do niego i założyłam swoje ciemne okulary.
-Spóźnienie to Twoje drugie imię.
-Raczej trzecie. Poprzednie to łaskawaipełnamiłosierdzia.
-Jak Ty mnie denerwujesz... - wysapał Shannon, zaciskając zęby. Przytaknęłam tylko bawiąc się bransoletką od niego, a on w pewnej chwili zaatakował moje usta swoimi. Chciałam zachować powagę, ale okazało się, że to ponad moje siły. Nie potrafiłam przestać się śmiać prosto w usta chłopaka, na co zareagował tym samym.
-Zdecydowanie za mało Cię denerwuję - opanowałam się, chociaż moja klatka piersiowa dalej co chwilę podskakiwała.
-Zdecydowanie - podszedł do drzwi pasażera i otworzył je przede mną, wykonując szarmancki gest.
*
-Nie, jeszcze nie... - odpowiedziałam, kiedy Shannon zapytał, czy znaleźli się już kupcy na dom w Richmond.
-Może to lepiej - powiedział - To jest jednak Twój dom, dobrze byłoby, gdybyś go zostawiła.
-Może tak, ale na razie jestem bezrobotna i raczej szybko tego nie zmienię. Poza tym przypominam, że kupujemy mieszkanie, kochanie.
-Wiesz, co o tym myślę. Powinienem sam zapłacić całą kwotę.
-A Ty znasz moje zdanie na ten temat. Nie i koniec - powiedziałam zwyczajnym tonem. Nie kłóciliśmy się, po prostu rozmawialiśmy na sporny temat. Przed nami rozciągała się absolutnie cała panorama miasta. Wysokie budynki, setki kilometrów krętych dróg i świecące neony. Wszystko było pięknie oświetlone i pomyślałam, że Jared nie bez przyczyny nazywa to miejsce 'Land of a billion lights'**. Shannon zabrał mnie na wysokie wzgórze, na którym razem siedzieliśmy. On oparty o część skały, ja między jego nogami, plecami opadając na jego klatkę piersiową. Długa spódnica uniemożliwiała mi bardziej skomplikowane ruchy, więc tylko podkuliłam nogi pod brodę. Obejmował mnie swoimi ramionami i nie wiedziałam ile tak siedzieliśmy, ale nie miało to znaczenia. Ciepłe powietrze otulało nasze połączone ciała a do nozdrzy dolatywał przyjemny zapach rozpoczynającego się lata i perfum Shannona, który co chwilę spoglądał na zegarek.
-Co u Jo i Kaila? Jak się ma Joel?
-W porządku, ale Jonni mówi, że chyba złapał katar, więc teraz oprócz porozwalanych wszędzie pieluch latają też mini chusteczki i opakowania po kroplach do nosa – zaśmiałam się.
-Przejdzie mu szybko, to mocny zawodnik.
-Mówisz?
-No pewnie, a widziałaś, jak cały czas machał rękami? Jak podrośnie, to wujek nauczy go grać na perkusji i będzie drugim najlepszym na świecie perkusistą! – nie widziałam, ale po głosie słyszałam, że się uśmiechał. Dlaczego to co powiedział uznałam za urocze? Bo to przecież było przeurocze!
-Już widzę Kaila, który widzi przed synem świetlaną przyszłość ‘bębniarza’ – zacytowałam słowa przyjaciela.
-To całkiem dobry sposób na życie, polecam. Koncerty, imprezy no i kobiety piszczą na Twój widok.
-Tak, ale tylko jakieś desperatki. – przedrzeźniałam się z nim.
-Na Ciebie zadziałało. – zaśmiał się, i pomimo mojego uderzenia w ramię, nie przestał.
-Wcale nie?
-Tak, kochanie. Kleiłaś się do mnie od początku. – pochylił się do przodu i pocałował mnie tuż pod uchem.
-Jesteś nieznośny! – zaśmiałam się – Dobrze wiesz, że było zupełnie inaczej.
-Oczywiście, że nie. Byłaś jak każda fanka: łzy w oczach i galaretka w majtkach- norma.
-Nie bądź taki pewny – uniosłam głowę i widziałam twarz swojego chłopaka do góry nogami. –Może to Tomo albo Jared tak na mnie działali? –Shannon nie odpowiedział, tylko zaczął mnie łaskotać. Pomimo próśb, szybko nie przestał, ale w końcu dał mi spokój, co kosztowało mnie jednego buziaka.
-Nie wiedziałam, że taki z Ciebie negocjator.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – śmiesznie zniżył ton.
-Na przykład tego, że lubisz fotografię? – spytałam, a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
-To też odkryłaś? – przewrócił oczami, podczas kiedy się usprawiedliwiałam. –Naprawdę wiesz już o mnie wszystko – przyznał, a ja dziecinnie wyszczerzyłam zęby.
-Wcale, że nie. Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które chciałabym wiedzieć.
-Pewnie, nie miejmy tajemnic – zrobił smutną minę, którą wmawiałam sobie, że nie działa.
-Nie, tajemnice są dobre, o ile się nie kłamie – podniosłam się i narzuciłam na ramiona jeansową kurtkę.
-Chcesz wracać? – brunet otrzepywał się z pyłu i ziemi.
-Nie! – krzyknęłam i w podskokach zbliżyłam się do niego. Shannon oglądał mnie skaczącą w spódnicy do kostek, co musiało wyglądać komicznie.
-To bardzo dobrze – kiedy stałam już przed nim położył swoje ręce na mojej talii = ciarki na całym ciele, a następnie jedną ręką bawił się moimi włosami –Bo jedziemy w jeszcze jedno miejsce.
-Gdzie? – spytałam od razu.
-Niespodzianka.
-Nie za bardzo je lubię – odpowiedziałam, ale Shannon od razu uciszył mnie pocałunkiem. Kolejny raz poczułam jego miękkie wargi na swoich, które delikatnie je kąsały. Lubiłam to uczucie, ale po chwili wplotłam dłoń w jego włosy i przycisnęłam swoje usta mocniej. Shannon odrzucił pasmo włosów, które spadało mi na oczy i łapczywie pogłębiał pocałunek, dłonią dotykając moich pleców. Zaczęłam delikatnie pociągać za jego włosy, w środku czując przyjemne ciepło, rozlewające się po całym ciele. W pewnym momencie przerwał nam dzwonek telefonu Shannona. Na początku to zignorowaliśmy, ale wreszcie brunet odebrał mówiąc, że będziemy ‘tam’ za kwadrans.
-Zapraszam, skarbie – podał mi dłoń, a ja z chęcią ją ujęłam. Wracaliśmy do samochodu, który zostawiliśmy kilka minut drogi od wzgórza.
-Lubię, jak jesteś taki… uroczy – powiedziałam, uśmiechając się jak mała dziewczynka.
-Uroczy? – zaśmiał się Shannon. –Mówisz mi, że jestem uroczy? Naprawdę Alex nikt Ci nie powiedział, że mężczyźni nie są uroczy?
-Bzdura, oczywiście, że są! – oburzyłam się, bo przecież mój Shannon właśnie taki był. Lubiłam go takiego, kiedy przestawał być silnym, pewnym siebie mężczyzną i stawał się trochę sentymentalny, i może sporo dodawałam od siebie, ale kiedy mówił do mnie skarbie, czy trzymał moją dłoń właśnie tak bym go określiła.
-Ale nie chcą o tym słyszeć. Wiesz, jak męskie ego na tym cierpi? Cholera, Alex, jest tyle innych przymiotników, a Ty wybrałaś najbardziej niemęski – śmiał się ze mnie, ale ja nie pojmowałam żartu.
-Niemęski, ha! – zaśmiałam się – jakie to proste. Ale Ty jesteś kochany i uroczy i słodki i uroczy i milutki! – krzyczałam, skacząc przed nim, a ona cały czas się śmiał.
-A Ty nienormalna – zatrzymaliśmy się, kiedy złapał moją brodę i unosząc ją do góry złożył na moich ustach długi, siarczysty pocałunek.
-Widzisz? – kontynuowałam, kiedy on otwierał już auto – O takich momentach mówię.
-Zamilcz, kochanie – nie przestał się śmiać.
Po kilkunastu minutach wjechaliśmy na jedno z mniejszych osiedli. Znajdowało się nieco na obrzeżach miasta, ale blisko niego leżało dużo przydatnych punktów. W półkolu stały trzy nowe bloki, które miały może po cztery pietra. Na środku, przed nimi znajdował się niewielki parking, a wjazdu pilnował szlaban, otwierany przez portiera. Pomyślałam, że przyjechaliśmy do jednego z zamożniejszych znajomych Shannona, i kiedy się zatrzymaliśmy, właśnie o to spytałam.
-Zobaczysz – to wszystko, co od niego usłyszałam. W dodatku cały czas się uśmiechał, od kiedy weszliśmy do środkowego bloku. W pierwszym korytarzu znajdowały się tylko trzy skrzynki na listy, co bardzo mi się spodobało- mała ilość sąsiadów, co od zawsze było problemem, kiedy mieszkałam w Nowym Yorku. W głąb prowadziły schody z czarnego marmuru, co bardzo mi się podobało. Cała klatka była jasna i bardzo zadbana. Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na najwyższe, trzecie piętro, na którym znajdowały się tylko jedne drzwi do mieszkania. Przed nimi stał młody mężczyzna w jeansach i śmiesznym, niebieskim swetrze. Powitał nas serdecznie, podając dłoń. Przez chwilę szukał czegoś w swoim czarnym neseserze, więc skorzystałam z okazji i odciągnęłam Shannona na bok.
-Co to za koleś? – spytałam, przyciszonym tonem.
-Mark – odpowiedział zadowolony, ale kiedy zobaczył jak przewracam oczami, dodał- dozorca.
-A co my tutaj z nim robimy? Myślałam, że chcesz odwiedzić jakiegoś kolegę.
-W pewnym sensie – znów rzucił mi krótką odpowiedź z uśmiechem na twarzy.
-Dlaczego ciągle się uśmiechasz? – stawałam się coraz bardziej podejrzliwa.
-Mam! – ucieszył się Mark, wkładając klucze do zamka.
-Shannooooon – prosiłam go.
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, idziemy obejrzeć nasze nowe, potencjalne mieszkanie.
-Proszę? – naprawdę mnie zaskoczył.
-Nie martw się, tylko oglądamy, to nic wiążącego. A teraz chodź, i tak jestem wdzięczny Markowi, że zgodził się przyjechać o tak późnej porze. – Znów splótł nasze palce i przepuścił mnie w progu mieszkania.

 |*|
** tekst  piosenki ‘City of Angeles’

Wiem, że oprócz końcówki rozdział niewiele wnosi do 'przebiegu' historii, ale chciałam pokazać trochę relacji Shannona z Alex i mam nadzieje, że nie jest zbyt 'cukierkowa'. Dziękuję osobom, które czytają każdy rozdział i co więcej piszą mi zawsze parę słów! 
dziękuję
martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz