wtorek, 13 maja 2014

rozdział pięćdziesiąty siódmy


-Coś jeszcze zostało?
-Nie, to już ostatni – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy, który pomimo wczesnej pory nie schodził mi z ust odkąd się obudziłam. Obładowani po brody razem z Shannonem wnosiliśmy ostatnią turę pudeł do naszego mieszkania. Na szczęście winda działała bez zarzutów, więc transport naszych rzeczy nie był trudny, mimo trzeciego piętra, na które musieliśmy dotrzeć. Większa część mieszkania zawalona była przeróżnymi rzeczami- nie tylko tymi, które wzięliśmy ze sobą, ale także tym, co właśnie dostarczyli nam dostawcy z Searsa.
-Zadzwonię do Jareda, pójdzie nam szybciej, więc lepiej żeby ruszył tyłek – powiedział Shannon, przysiadając na ofoliowanym  boku kanapy.
-Cienias – rzuciłam, sięgając po butelkę wody.
-Zobaczymy kto jest cieniasem, jak zaraz sama będziesz przestawiała kilkumetrowe szafy  – odpowiedział, podnosząc słuchawkę.
-Jak dla mnie okey – powiedziałam, wzruszając ramionami.
-Dobra, Bobie budowniczy, bierzemy się do pracy sami – powiedział po chwili.
-Ma nas gdzieś? – zaśmiałam się, podchodząc do chłopaka. Najwyraźniej Jared nie odebrał.
-Dokładnie – stwierdził, po czym wyciągnął ręce w moją stronę. Ujęłam je, a on posadził mnie sobie na kolanach. –Aleeeeex…
-Widzę, że Ci się nudzi. W porządku zaraz Ci coś znajdziemy. Niech no się tylko rozejrzę, a no tak, jesteśmy w dupie ze wszystkim – uśmiechnęłam się kpiąco, a on od razu to wyłapał.
-Osobiście uważam, że to najlepsze mieszkanie, jakie kiedykolwiek widziałem.
-Na pewno tak, ale samo się nie zrobi – zaśmiałam się i złożyłam na policzku bruneta krótki pocałunek.
-A czy kiedy zrobimy z tym gównem to, co chcesz, będziemy mogli w spokoju posiedzieć? – z wielkim uśmiechem potaknęłam głową, a Shannon ścisnął moje udo, do którego materiał krótkich spodenek nie sięgał.
-Najpierw salon – zarządziłam i po chwili przekomarzania się, zaczęliśmy pracę. Shannon zajął się montażem telewizora, ja natomiast poustawiałam niskie, długie półki, które po pewnym czasie zapełnione były naszymi kolekcjami książek. Na koniec ustawiliśmy dużą, jasną, puchową kanapę naprzeciwko telewizora i mogliśmy uznać, że skończyliśmy.
-Nie, nie ma mowy! Alex, nie. –Shannon stanowczo zapierał się przed sprzątaniem łazienki, ale ja również nie miałam na to ochoty, więc musieliśmy rozstrzygnąć to w odpowiedzialny i dojrzały sposób… zagraliśmy w kamień, papier, nożyce. Niestety tym razem poniosłam porażkę, więc zajęłam się całkiem przyjemnym i przytulnym pomieszczeniem. Po całym mieszkaniu rozlegała się muzyka Kings of Lion, których oboje uwielbialiśmy. Właśnie kończyłam rozkładać szampony i miękkie, nowe ręczniki, kiedy do łazienki wpadł Shannon, od progu wystawiając rękę w moją stronę. Posłałam mu pytające spojrzenie, więc przybliżył się o parę kroków i patrząc mi w oczy spode łba, powiedział:
-Mogę prosić? – ukłonił się nisko, a ja przejechałam dłonią po twarzy, śmiejąc się. –Dobra księżniczko, nie śmiej się ze starszego tylko dawaj mi tu na parkiet! – bez słowa sprzeciwu podałam mu swoją dłoń, którą zaraz ujął i na początek pocałował. Ułożył rękę na mojej talii i w rytm jednej z ballad Kingsów, poruszał naszymi ciałami. Od zawsze lubiłam z nim tańczyć, chociaż robiliśmy to naprawdę rzadko, bo przeważnie na imprezach byliśmy zbyt zajęci zabawą, żeby spędzać tak czas. Shannon był naprawdę dobrym tancerzem, czego nie można było powiedzieć o mnie. Ruszałam się jak średnich rozmiarów kłoda, czego mój partner nie omieszkał nie zauważyć. Co chwilę deptałam mu stopy, wybuchając przy tym śmiechem. Jednak Shannon walczył do końca i do zakończenia trzeciej piosenki pod rząd, trzymał mnie mocno, żebym nie zrobiła sobie krzywdy przez mój antytalent. Przez cały czas się śmialiśmy, i powiedziałabym, że wyglądało to jak scena z filmu, gdyby nie mój ‘przeprowadzkowy’ wygląd, którego raczej nie pokazuje się w wysokobudżetowych ekranizacjach filmowych.
-Jesteś beznadziejna – rzucił Shannon, całując na koniec moją dłoń. –Ale przynajmniej ładna – wyszczerzył się głupkowato, co spotkało się z moim niezadowoleniem, więc uderzyłam go w ramię.
-Naprawdę robisz wszystko, oprócz porządków. Ile Ty masz lat, siedem? – zaśmiałam się, na co ‘moje dziecko’ pokazało mi język, potwierdzając teorię.
Po południu cały dół był urządzony, odkurzony i z dumą mogliśmy oddać go do użytku.
-Sypialnia – westchnął Shannon, podnosząc się z wysokiego krzesła przy kuchennym aneksie.
-Wieeeeesz… - zamknęłam oczy, uśmiechając się.
-Jestem pewien, że zaraz tego pożałuję, ale powiedz, co kombinujesz.
-Nic, po prostu uważam, że sypialnia nie jest najładniejszym pomieszczeniem. No wiesz – szukałam wsparcia z jego strony, ale brunet wyglądał na zupełnie zaskoczonego – Wygląda jak sala w szpitalu, ble – powiedziałam bezbarwnym tonem, jakbym klepała wierszyk w szkolnym przedstawieniu.
-Nie, nie, nie, nie, nie, nie i nie – wypowiadał szybko. –Wiem, jak to się skończy. Litry farby, pędzle, gładzie, kolejne tony kurzu i…
-Dobrze, że mamy podobne plany – uśmiechnęłam się i w podskokach zbliżyłam do niego. –Plan jest taki: za maksymalnie sześć i pół minuty wyjeżdżamy z domu. Jedziemy do Backa, którego widziałam kiedyś niedaleko, potem zaopatrujemy się w a: kilogramy kawy, b: litry energetyków i wracamy uczynić to miejsce naszym i tylko naszym, wspaniałym azylem, do którego będziesz wracał z podekscytowaniem po każdej trasie, a ja będę Ci wybaczała, że zostawiasz mnie na tak długo, bo idealnie dobrane przez naszą dwójkę kolory będą mnie odprężały i…
-Przymknij się, skarbie – przyłożył dłoń do moich ust, które przestały się poruszać, co bardzo mnie ucieszyło, bo kończyły mi się pomysły na kontynuowanie swojej historii. Powoli odsunęłam jego rękę od siebie i wtuliłam się w zgrabny tors. –Znów się lenisz? Chyba zacznę Cię nazywać swoim kotkiem – zaśmiał się pod nosem, na co odskoczyłam od niego jak oparzona.
-Nie ma mowy, nie, nie zgadzam się, proszę, tylko nie to! – zaśmialiśmy się i wspólnie spod rozrzuconej wszędzie folii wygrzebaliśmy swoje buty. Kiedy Shannon po kilku minutach zamykał drzwi od mieszkania posłałam mu uśmiech i bezgłośnie wypowiedziałam: zawsze działa.
*
Najprawdopodobniej pobiliśmy kilka rekordów szybkich zakupów, bo z całością uwinęliśmy się w godzinę, z czego oboje byliśmy zadowoleni. Czekała nas długa noc i sporo pracy, jakbyśmy nie mieli jej już po dziurki w nosie. Mimo wszystko dalej uśmiechaliśmy się do siebie i mam wrażenie, że nasze dobre humory spowodowane były tym, że pracowaliśmy w naszym, wspólnym mieszkaniu, przeznaczonym tylko dla naszej dwójki.
*
Nie miałam pojęcia, że z Shannona była taka złota rączka. Co prawda przed drugą w nocy byliśmy zaledwie w połowie, ale tylko dlatego, że najpierw wyprawiliśmy sobie ucztę z napojami energetycznymi i ogromną pizzą.
-Niechętnie, ale muszę Cię pochwalić – zaśmiałam się, odrzucając małą puszkę obok kanapy. –Nie wiedziałam, że potrafisz… wszystkie te rzeczy.
-Oczywiście, że nie wiedziałaś – uniósł dumnie głowę.
-Poważnie, skąd się tak na tym znasz? – ułożyłam głowę na jego ramieniu, kiedy siedziałam na kanapie z podkulonymi nogami. Shannon objął mnie ramieniem i spokojnie odpowiedział:
-Talent – zaśmiał się, na co i moje ciało lekko podskakiwało ze śmiechu. –A pomijając ten nieistotny aspekt, wiele razy byłem na to skazany. Tyle razy przenosiliśmy się z miejsca na miejsce. Zazwyczaj były to stare, zapuszczone mieszkania czy przyczepy campingowe. Nie stać nas było na jakiekolwiek ekipy, więc ktoś musiał to robić. Mama robiła co tylko mogła, ale to ja zawsze zajmowałem się elektrycznością czy dopływem wody. W pewnym sensie czułem się za to i wiele innych rzeczy odpowiedzialny, kiedy nie było przy nas ojca,  Jared był młodszy, a mama wykonywała tysiąc innych obowiązków.
Słuchałam go z uwagą, bo naprawdę doceniałam to, że rozmawiał ze mną o swoim dzieciństwie, chociaż kiedyś powiedział mi, że ciężko mu do tego wracać, bo pomimo wielu przygód i nowych miejsc, w jakich mieli okazje być wcale nie było to takie kolorowe  jak może się wydawać.
-Koniec tego, leniu – poklepał mnie po tyłku, na co od razu się podniosłam i posłałam mu piorunujące spojrzenie. –No już, weźmy się za to, jeśli chcemy skończyć przed wschodem słońca.
Razem udaliśmy się na górę, wracając do wspólnego malowania. Uznaliśmy, że skoro całe mieszkanie jest naprawdę jasne, nasza sypialnia będzie miejscem, gdzie będziemy mogli się zaszyć i w spokoju odpocząć, dlatego wybraliśmy możliwie jak najciemniejsze kolory – czarną farbę i tapetę w delikatne wzory w kolorze ciemnej szarości. Jak zawsze w tle leciała nam muzyka a my niemalże do rytmu machaliśmy pędzlami, na zmianę to z farbą, to z klejem do tapety. Wreszcie, po ciężkiej walce stanęliśmy przy oknie i z dumą oglądaliśmy wspólne dzieło.
-Powinni nam za to zapłacić – zaśmialiśmy się.
-Profesjonalizm w każdym calu – dodał Shannon, stojąc koło mnie. Przy głównej ścianie ustawiona była komoda, a obok niej kilka stojaków na ubrania. Postanowiliśmy zrezygnować z tradycyjnych, wielkich szaf, co nadało naszej sypialni nieco nieładu, który absolutnie nam nie przeszkadzał. W rogu, pod wysokim skosem ustawiliśmy gruby materac, który służył nam za łóżko. Na innej ścianie ustawiliśmy coś, z czego byłam bardzo dumna – starą toaletkę, którą przywieźliśmy z Richmond- należała do Annie, a teraz już do mnie. Gdzieniegdzie stało kilka stojących lamp i całość prezentowała się naprawdę przyjemnie.
-Czas wypróbować ten Twój wspaniały pomysł na nasze posłanie – zaśmiał się Shannon i w następnym momencie, myśląc o tym samym, ścigaliśmy się do łazienki. Na moje nieszczęście wbiegłam do niej pierwsza i kompletnie zapomniałam, że zaraz koło drzwi poustawialiśmy puszki z resztkami farb, w które wdepnęłam.
-Jasna cholera! – krzyknęłam, ale nie byłam pewna, co było głośniejsze – moje przekleństwo, czy śmiech Shannona.
-Kochanieeee... – podpuszczał mnie brunet, dławiąc się ze śmiechu.
-Przypomnij, czyj to był  g e n i a l n y  pomysł? – cedziłam przez zęby, podnosząc nogę, aby ciecz spłynęła z powrotem do puszki.
-Zapewne jakiejś kobiety, której do twarzy w, czekaj, jak to było? A, piaskowym beżu otulonym promieniami słońca – odczytał z puszki nazwę koloru, który właśnie zdobił moją zanurzoną w niej do połowy łydki nogę.
-Shannoooooon, nie denerwuj mnie – jęknęłam, zdenerwowana.
-Od zawsze wiedziałem, że… Nie, przepraszam – kolejny raz wybuchnął spazmatycznym śmiechem, łapiąc się jedną ręką za brzuch, drugą podtrzymując się ściany. Nie mogłam zareagować inaczej, bo sam widok mojego beztroskiego mężczyzny przyprawiał mnie o uśmiech, więc mimo słabego samozaparcia, przyłączyłam się do niego, wpadając na pomysł zemsty.
*
Trudno było złapać mi oddech, kiedy Alex ubrana w cholernie krótkie shorty do połowy łydki zanurzona była w farbie. Pochyliła się, na co nie zwróciłem zbytniej uwagi przez łzy śmiechu w moich oczach, kiedy ona nagle przyłożyła do mojej koszulki dłonie, całe zamoczone w farbie.
-Wiesz, że to było najgłupsze, co mogłaś zrobić? – posłałem jej surowe spojrzenie, zmuszając się do powstrzymania dalej męczącego mnie śmiechu.
-Przynajmniej masz ładne łapki na koszulce – rozłożyła zabawnie brudne ręce, racząc mnie swoim pięknym uśmiechem. Wyglądała tak beztrosko, radośnie i chociaż była cała w pyle i owej farbie, wyglądała ślicznie. Podszedłem bliżej niej i złączyłem nasze dłonie razem, co chyba ją zdziwiło- taki był plan. Następnie dotknąłem jej nosa swoim palcem, zostawiając na nim małą plamę jasnego koloru.
-Tyle? To właśnie Twoja zemsta? Dlatego to co zrobiłam, było takie ryzykowne? – posłała mi kpiące spojrzenie, naśmiewając się ze mnie.
-Nie – zaprzeczyłem powoli. –To jest moja zemsta – zwinnym ruchem złapałem puszkę farby i wylałem na nią całą zawartość od góry. Zdążyła jedynie zamknąć oczy zanim płyn otoczył całe jej ciało, co sprawiło, że spodenki, koszulka i luźna koszula przykleiły się do jej skóry. Wyglądała tak seksownie, znowu, dlaczego się temu dziwię?
Otrząsnęła się jak mokry pies i przetarła dłońmi powieki. Nie wiedziałem jaką powinienem zająć pozycję, żeby przyjmować możliwie jak najwięcej powietrza, nie chcąc się zadławić ze śmiechu.
-Nieeeee, Ty wcale tego nie zrobiłeś. Byłbyś skończonym debilem… - mówiła do siebie patrząc, jak zwijam się ze śmiechu. – A nie, czekaj, właśnie, że to ZROBIŁEŚ! – krzyknęła i nawet nie wiedziałem kiedy złapała za małe wiadereczko pełne czarnej farby. Wystarczyło kilka sekund, żeby powtórzyła mój żart sprzed kilku chwil i w ten sposób staliśmy naprzeciwko siebie, całkowicie pokryci farbą. Mogę sobie wyobrazić jak komicznie wyglądaliśmy. Każdy z nas pływał w jednym kolorze, jedynie okolice oczu były od niego uwolnione. Przez kilka chwil staliśmy nieruchomo, kiedy Alex zaczęła śmiać się na głos, stojąc sztywno. Od razu do niej dołączyłem i pomimo późnej pory, z naszej łazienki dochodziły głośny śmiechy. Wyciągnąłem przed siebie ręce, na co ona pokiwała przecząco głową. Zrobiłem krok w jej stronę, a ona przewróciła zabawnie oczami, a następnie wskoczyła na mnie, zaplatając nogi na moim pasie. Podtrzymywałem jej ciało, co wcale nie było proste, bo zarówno moje dłonie jak i jej ciało były śliskie. Alex wtulała się we mnie, mieszając kolory z naszych ubrań. Nawet na chwilę nie przestaliśmy się śmiać a ja byłem cholernie dumny z tego, że trzymam w rękach kobietę, w całości upieprzoną farbą, bo jak zawsze nie patrzyła gdzie szła i jak ostatnia niezdara wdepnęła w otwartą puszkę. Jednocześnie uczucie nienawiści względem siebie wzrastało coraz bardziej.
-Jesteś debilem – Alex wyrwała mnie z zamyślenia, przecierając dłonią swoje i moje usta.
-Ty też – przyznałem, wracając do radości, jaką napełniała mnie moja kobieta.
-Też jestem debilem? – ponownie się zaśmiała.
-Największym, jakiego znam – powiedziałem, skradając jej całusa. Pokiwała z niedowierzaniem głową i złapała się mocniej mojej szyi, przykładając swoje usta do moich. 
Zaczęło się jak zawsze – niewinnie smakowaliśmy swoich ust, jednak z każdą chwilą nasz pocałunek się pogłębiał, stając się bardziej namiętny. W pewnej chwili Alex zaczęła się niespokojnie kręcić na moich rękach, więc pospiesznie zrzuciłem z niej koszulę w kratę. W momencie, kiedy na chwilę oderwaliśmy od siebie usta skorzystałem z okazji i ściągnąłem z niej przemoczoną koszulkę, rzucając ją przed siebie. Brunetka szybko połączyła nasze usta z powrotem, kiedy ja dłońmi pieściłem jej plecy, pokryte kolorem. Czułem, jak moje spodnie stają się ciaśniejsze, a jej ciche pojękiwania wprost w moje usta tylko to potęgowały. Zrobiłem parę kroków w stronę prysznica. Na moment postawiłem ją na ziemi, a kiedy zmierzyła mnie wzrokiem, zaraz podeszła do mnie i powoli odpięła guzik moich spodni, zsuwając je ze mnie. Nie pozostałem jej dłużny i po chwili krótkie shorty, które miała na sobie leżały gdzieś na podłodze.
Przekroczyłem próg prysznica, odkręcając strumień wody. Przyciągnąłem do siebie Alex, która przyległa do mojego ciała, pospiesznie ściągając ze mnie koszulkę. Była taka niecierpliwa.  Ciepła woda powoli obmywała nasze ciała, kiedy my raczyliśmy się subtelnymi dotykami. Ja trzymałem swoje ręce na jej talii – uwielbiałem to robić – co chwilę oczyszczając jej ciało z pomieszanych farb. Ona natomiast trzymała ręce na moim torsie, i w pewnym momencie zaczęła je zniżać.

Powoli przede mną kucała a ja celebrowałem chwilę, kiedy sprawnie ujęła mnie w dłonie. Zacząłem płytko oddychać, kiedy Alex przesuwała po nim dwoje smukłe palce. Wystarczyła chwila jej dotyku, a ja musiałem cofnąć się, żeby oprzeć się o ścianę prysznica, kiedy ona zaczęła mnie smakować. Woda lała się ciągłym strumieniem, otulając nasze nagie ciała, potęgując doznania. Mocno ściskałem pięści, które jeszcze przed chwilą znajdowały się w lokach mojej dziewczyny. Alex jak zawsze wiedziała co robić, żeby doprowadzić mnie do szczytu i nie potrzebowałem dużo, żeby to nastąpiło. Czułem się wspaniale i nie wiedziałem jak jej dziękować za uczucie, jakim mnie darzy. Jednocześnie chciałem rozwalić sobie łeb o kant ściany wiedząc, co jej zrobiłem. Przed oczami stanęły mi sceny z imprezy na jachcie i tamtejszych wydarzeń.
Wstręt, odraza, obrzydzenie, wściekłość i przede wszystkim wstyd- to właśnie czułem w chwili, kiedy moja kobieta okazywała mi miłość. Nigdy wcześniej o tym nie myślałem i zapewne gdyby nie okoliczności, nigdy by do tego nie doszło, ale nienawidziłem siebie za to, jak bardzo ją w tamtym momencie poniżałem. Klęczała przede mną dając mi nieocenione szczęście, kiedy ja tak ją potraktowałem. Nie ważne, czy pod wpływem alkoholu, nie liczyły się żadne wytłumaczenia. Zrobiłem to, a teraz każdego dnia patrzę jej w oczy i robię to, o co prosiła mnie, żebym się wystrzegał. Nigdy niczego ode mnie nie chciała, nie dawała mi żadnych nakazów tak, jak to robią  niektóre kobiety. Tolerowała to, że podczas wspólnie spędzanego czasu miewałem chwile, kiedy musiałem pograć na perkusji. Nigdy nic nie mówiła, chociaż nie raz trwało to godzinami, tym samym odbierając nam cenny czas, który mogliśmy spędzić razem. Oczekiwała tylko szczerości i lojalności, ale to tylko ja – zawsze musze spierdolić życie nie tylko sobie, ale i najbliższym. Nie mogłem już tego znieść, nigdy w życiu nie mógłbym jej poniżyć- myślałem, a tym czasem właśnie to robiłem.
*
Znów się przebudziłam. Pomimo tego, że położyliśmy się koło czwartej nad ranem, ja już kilka razy się obudziłam. Był wczesny, czerwcowy poranek a ja niespokojnie wierciłam się na łóżku. Wstałam i podeszłam do otwartego okna. Wyjrzałam przez nie, ogarniając wzrokiem spokojną okolicę. Powietrze było ciężkie, sprawiając poczucie duszności. Shannon co chwilę mamrotał coś przez sen, ale ostatnio robił to dosyć często, więc wydawało mi się to normalne. Zerknęłam na swoją otwartą walizkę i zobaczyłam, że w środku coś jest. Kiedy podeszłam bliżej, wyciągnęłam z niej małe zdjęcie, które zrobiłam jakiś czas temu. W myślach skarciłam się za swój wygląd, ale mimowolnie się uśmiechnęłam. Przypomniałam sobie jak mówiłam, że muszę upchnąć to zdjęcie w jakieś miejsce, więc postanowiłam, że włożę to pod nasz materac, co po chwili cicho zrobiłam.
Zeszłam na dół, sięgając do lodówki po sok pomarańczowy. Upiłam kilka łyków zimnego napoju, rozglądając się dookoła. Lubiłam to robić, bo oceniałam to, co stworzyliśmy. Wszystko zaaranżowaliśmy i zamontowaliśmy sami, nie mówiąc o sypialni która już była moim ulubionym kątem w mieszkaniu. Na myśl o niej przypomniałam sobie farby i noc spędzoną w łazience, którą zapamiętam na długo. Cieszyłam się wspomnieniami, kiedy nagle rozległ się głośny krzyk Shannona. Rzuciłam karton soku na ziemię i pobiegłam schodami na górę. Brunet siedział na łóżku z wystraszoną miną.
-O Boże, Alex, jesteś… - powiedział z ulgą w głosie. Podbiegłam do niego, siadając obok na materacu.
-Oczywiście, że tak, byłam tylko na dole – posłałam mu delikatny uśmiech. –Co się stało?
-Nic, tylko sen – powiedział powoli, przecierając twarz dłońmi. Wyglądał na… przestraszonego?
-Co było w tym śnie? – spytałam, patrząc na jego niespokojne spojrzenie. Złapał mnie za ręce i powiedział cicho.
-Czego nie było – powiedział cicho. –Raczej kogo… Ciebie. –Ścisnęłam mocniej jego dłoń, i chociaż na początku pomyślałam, że to tylko głupi koszmar, wyraz jego twarzy mówił zupełnie coś innego. –Chodź tu do mnie – rozłożył swoje ramiona, w które z chęcią się wtuliłam. Jak zawsze szczelnie mnie przytulił i czułam, że nic mi nie grozi.
-Hej, nigdzie się nie wybieram – powiedziałam po chwili, całując miejsce na jego klatce piersiowej.
-Obiecujesz? Nie odejdziesz? – zdziwiły mnie te pytania, zwłaszcza, że Shannon nie wyglądał na bardziej odprężonego niż przed chwilą.
-Skąd Ci to przyszło do głowy? – odchyliłam się powoli, posyłając mu subtelny uśmiech. –Obiecuję – powiedziałam, patrząc mu w oczy i dopiero w tamtym momencie jego napięta twarz nabrała spokojnego wyrazu, a ciało się odprężyło.
-Kocham Cię, Alex – powiedział cicho, całując moje czoło.
-Wiem, a ja kocham Ciebie – wtuliłam się w jego tors, a po chwili leżeliśmy zaraz przy sobie, pod cienką kołdrą. Czułam jego oddech na swoim karku i ramiona wokół mojego ciała. To dzięki temu z powrotem zasnęłam i już ani razu nie przebudziłam się przed naszą standardową porą pobudki- południem. 
|*|
Tak bardzo zwykłe czynności podczas przeprowadzki... zbyt nudne, aby opisywać to na cały rozdział? Piszcie :) Od razu chciałabym przeprosić za scenę w łazience. Ani to śmieszne ani trzymające w napięciu, wiem, po prostu jestem beznadziejna w pisaniu takich rzeczy. 
k o m e n t u j c i e , to naprawdę nie boli :)
dziękuję 
martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz